Artyści, rzemieślnicy i partacze, czyli praca nasza codzienna
Z prof. Katarzyną Markiewicz, kierownikiem Zakładu Psychologii Rozwoju Człowieka i Psychologii Przemysłowej w Instytucie Psychologii UMCS, rozmawia Aleksandra Dunajska.
Praca to dziś tylko środek do zarabiania pieniędzy albo społeczny obowiązek, czy może wartość sama w sobie?
Praca ma zawsze w jakiejś mierze wymiar finansowy. Ale coraz częściej nieodzownym elementem jest także budowanie w związku z nią wizji przyszłości. Znaczenie ma nie tylko „za ile”, ale też, co będę robił, z kim będę pracował, jakie mam perspektywy.
Biorąc pod uwagę deklarowane przez Polaków w badaniach wzrastające poczucie szczęścia w ogóle, można przypuszczać, że część tych uczuć ma związek ze wzrostem satysfakcji z pracy, która zajmuje dużą część życia. Na pewno zauważalna jest też zmiana nastawienia wobec pracy kolejnych pokoleń. Dla 40 - 50-latków, czyli osób reprezentujących „wiek średni”, praca miała zapewnić zwiększenie komfortu życia, szczególnie ważny był jej wymiar finansowy. Zachowanie na rynku pracy często wiązało się z zachłannością, wielopraca czy wieloetatowość były więc na porządku dziennym.
Współczesne młode pokolenie bardziej nastawione jest na poszukiwanie równowagi między pracą a życiem rodzinnym, ludzie zaczynają bardziej cenić czas wolny.
Praca ma być wyzwaniem, przygodą, ale nie może pozbawiać wyboru prywatnej drogi. Z większą otwartością podchodzą też do zmiany pracodawcy.
To się przekłada na mniejszy szacunek do pracy?
Niekoniecznie. Podejście jest zróżnicowane. Jest grupa ludzi bardzo ambitnych, uczestniczących w międzynarodowych projektach, np. w pracach NASA. Przeżywają zafascynowanie pracą, autentycznie cieszy ich to, co robią, widzą sens.
Mają rozwinięty etos pracy?
Nazwałabym to raczej poczuciem tzw. flow-zachwytu pracą, rzuceniem się w jej wir. To taka pasja tworzenia, trochę jak u Michała Anioła. Na drugim biegunie są osoby pasywne. Ograniczają się do poszukiwania pracy w pobliżu, na sklepowej witrynie, najlepiej mało wymagającej. To grupa niezadowolonych, roszczeniowych, którzy pracy na pewno nie będą rozpatrywali w kategoriach przyjemności. To są jednak postawy skrajne. Pomiędzy nimi jest większość, jakieś 70 proc. społeczeństwa, która pracę traktuje jako obowiązek, środek do zarabiania pieniędzy i organizacji życia prywatnego. Tę grupę tworzą osoby, które część zadań realizują „na odczepnego”, ale są też takie, w które angażują się całym sercem. W uproszczeniu można więc podzielić pracowników na artystów, rzemieślników i partaczy.
Na ile postrzegamy pracę także jako możliwość sprawdzenia się, zaprezentowania swojego potencjału w oczach innych, ale też własnych?
To zależy, którą grupę reprezentujemy. Z całą pewnością jednak, jeśli nasze kwalifikacje napotkają na zainteresowanie pracodawców, inaczej mówiąc: znajdziemy pracę zgodną z tym, czego się uczyliśmy i co, zakładam, jest naszą pasją, to praca pozwala na rozwijanie tej pasji. Stwarza więc możliwości sprawdzenia się, a rodzaj zaangażowania wiążącego się z taką sytuacją naukowcy określają jako afektywne, emocjonalne. Ale jeśli poszukiwania pracy zgodnej z wykształceniem stają się bezowocne, co w warunkach kryzysów gospodarczych jest zjawiskiem dość powszechnym, zachodzi ryzyko zatrudniena przypadkowego. A to może rodzić zaangażowanie trwania (przetrwania). Nie służy ono ani odczuwaniu satysfakcji, ani nie podnosi poczucia własnej wartości.
20 lat temu naukowcy, m.in. z Lublina, badali kapitał ludzki mieszkańców środkowo-wschodniej Polski. Większość badanych wyrażała przekonanie, że uczciwa praca to mniej skuteczny sposób na sukces niż wykorzystywanie układów i znajomości. Takie podejście nadal jest zauważalne?
Tu znowu widać podział. Taki pogląd będzie dominujący wśród pasywnej części społeczeństwa, która w ograniczonym stopniu dostrzega własną sprawczość. Ale gdyby spytać o zdanie grupę młodych, wykształconych Polaków, tych, którzy mają świetne prace, wysokie zarobki, biorą udział w międzynarodowych projektach, powiedzieliby, że sukces jest wyłącznie efektem ich własnej pracy.
Często w Polsce mówi się, że jeśli robimy coś „na odwal”, ograniczamy się do wąskiego zakresu zadań, to jest to jeden ze skutków życia w PRL-u. Zgodzi się Pani?
Moim zdaniem to nie jest kwestia dziedzictwa PRL, tylko kultury organizacji instytucji i firm. Problem widać najlepiej w instytucjach publicznych, gdzie aktywność pracowników ogranicza się często do wykonywania zleconych zadań. Dlatego urzędnik będzie nas odsyłał od pokoju do pokoju, zamiast spróbować realnie pochylić się nad problemem. Natomiast wszędzie tam, gdzie praca ma charakter projektowy, wymagający inwencji, kreatywności, człowiek sam zabezpiecza sobie coś w rodzaju generatora napędu. I pracuje z większym zaangażowaniem.
W swojej pracy zajmuję się m.in. zjawiskiem prokrastynacji, czyli tendencji ludzi do odkładania działań na ostatnią chwilę. Badania pokazują, że jest ona uwarunkowana m.in. wiekowo i płciowo (dotyczy raczej młodych niż starszych, częściej mężczyzn niż kobiet), ale też kulturowo. Takie podejście częściej spotykamy np. w państwach południa Europy (Grecja, Hiszpania), ale też byłego bloku socjalistycznego. Inaczej jest np. w USA. Tam, jeśli ktoś otwiera firmę i plajtuje, nie jest postrzegany jako nieudacznik, ale pozytywnie, jako ktoś, kto podejmuje próby, a więc pracowity, odważny, kreatywny. W Polsce - wręcz przeciwnie.
Strach przed porażką powstrzymuje nas przed działaniem?
To jest też kwestia systemu edukacyjnego, który raczej podaje gotowe rozwiązania niż zachęca do samodzielnego ich poszukiwania. Jeśli uczeń zadaje pytania, to znaczy, że nie wie, a nie, że jest żądny wiedzy i ciekawy. Bardziej ceni się posłuszeństwo niż twórczość. Obserwuję to niestety także wśród studentów - nie potrafią zadawać pytań, nie chcą dyskutować. Wyjdą potem na rynek pracy, gdzie gotowe recepty są niewiele warte.
Do łask zaczynają wracać szkoły zawodowe. Ich dyrektorzy twierdzą, że postawę szacunku do pracy trzeba kształtować już na poziomie szkoły podstawowej.
Moim zdaniem, podstawą jest jednak zarażanie młodych ludzi pasją, bo to ona ma potencjał stawania się bazą dla satysfakcjonującej pracy. Etos wtedy pojawi się sam.