Artur Gaweł: Po wieczerzy wigilijnej gospodarz zostawiał jedzenie... duchom
Wierzono, że dusze naszych przodków będą symbolicznie ugoszczone i dobrze przyjęte - opowiada dr Artur Gaweł, dyrektor Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej.
Wigilia Bożego Narodzenia to był bardzo uroczysty dzień w obrzędowości ludowej i podlaskiej...
Artur Gaweł: Nawiązywano do wszystkich wydarzeń, które nas czekają. Wierzono, że będą one miały wpływ na cały następny rok. Czy będzie on udany i szczęśliwy, czy też nie. Już od samego rana zwracano uwagę na zachowanie dzieci, czy są grzeczne. Uprzedzano je, że jeśli zostaną skarcone, to aż do następnej Wigilii będzie się to powtarzało. Unikano też kłótni, gdyż wróżyło to niezgodę w rodzinie. Zwracano też uwagę, kto pierwszy odwiedzi dom. Jeśli mężczyzna, to nadchodzący rok miał być pomyślny. Jeśli kobieta, spodziewano się niepowodzeń.
Jak dawniej przygotowywano święta?
Przede wszystkim sprzątano dom. Żeby było odświętnie, a jego wnętrze różniło się od tego na co dzień. Jeśli podłogi były gliniane, posypywano je piaskiem. Jeśli były one z desek, dokładnie je myto. Okna ozdabiano wieszając papierowe firanki. Były one ładnie wycięte w różne wzory. Z kolei wnętrza dekorowano ozdobami ze słomy. Były to najczęściej pająki - wykonane z pociętych słomek, nici, grochu, fasoli, bibuły. Takie kolorowe kompozycje wieszano pod sufitem. Dzięki temu izba nabierała odświętnego charakteru. Te pająki często wisiały przez całe święta, a bywało, że i do Wielkanocy. Innym elementem świątecznej dekoracji był snop. Stał w kącie pod obrazami świętych.
A kiedy pojawiła się choinka?
W większych miastach, w tym w Białymstoku, była znana już w XIX wieku. W okresie międzywojennym i przed wojną przystrajano ją na podlaskiej wsi. Wieszano własnoręcznie ozdoby z bibuły i słomy.
Czy wigilijne potrawy różniły się od dzisiejszych?
Wigilii nie wyobrażano sobie bez kutii. W jej skład wchodziły: kasza jęczmienna, mak i miód. Czasami dodawano też bakalie. Obowiązywała zasada, że przy stole wigilijnym musiały zasiąść osoby w parzystej liczbie osób, zaś na nim trzeba było ustawić nieparzystą ilość potraw. Najczęściej było ich siedem, dziewięć bądź jedenaście. Wszystkie musiały być postne. Oprócz kutii, najważniejszym był kisiel owsiany. Dzisiaj jest on praktycznie niespotykany. Jedzono także ryby. Warto podkreślić, że nie był to karp. Bo był on zbyt drogi. Jedzono za to śledzie. Wierzono też, że potrawy, które znajdą się na stole wigilijnym, a przede wszystkim składniki, z których zostały one przygotowane, będą miały wpływ na to, czy te rośliny na polu dobrze obrodzą. Gospodarze starali się więc, by podczas wieczerzy nie zabrakło dań z ziemniaków oraz innych uprawianych na polu roślin, jak chociażby groch, fasola, bób czy kapusta. Gotowano więc kapuśniak z grochem, barszcz czerwony, lepiono pierogi. Z suszonych owoców robiono kompot. A do kapusty dodawano grzyby.
Tradycją jest dzielenie się opłatkiem?
Opłatek był już u nas znany w XVIII i XIX wieku. Nie wiadomo, kiedy pojawiła się tradycja wypieku opłatka przez organistów, bo kiedyś to też i oni roznosili go po domach.
Czy dawniej był też zwyczaj obdarowywania się prezentami?
Raczej nie.
Po wieczerzy domownicy jechali do kościoła na pasterkę.
Warto podkreślić, że pasterka była dłuższa niż dzisiaj. Składała się z trzech mszy: anielskiej o północy, pasterskiej o świcie i porannej królewskiej. Zdarzało się więc, że jeśli ktoś wyjeżdżał przed północą, by zdążyć do kościoła, to spędzał tam całą noc. I wracał do domu, dopiero nad ranem.
Wierzono też w moc duchów.
Oczywiście. Wierzono, że nasi przodkowie pojawiali się na okres Bożego Narodzenia, a nawet na dłużej. I brali udział w wieczerzy. Stąd właśnie narodziła się tradycja pozostawiania wolnego miejsca przy świątecznym stole. Jedzenie też zostawiano na noc, wierząc, że dusze będą symbolicznie ugoszczone i dobrze przyjęte. Dzięki temu zyskiwało się ich przychylność i opiekę na cały nadchodzący rok. Gospodarze pokazywali, że pamiętają o zmarłych.