Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. 16 kwietnia 1942. Do lokalu przy ul. Łobzowskiej wkracza gestapo. Pretekstem aresztowań artystów jest odwet za zabicie wyższego oficera SS. Tak naprawdę Niemcy chcą jednak uderzyć po raz kolejny w niepokorną krakowską inteligencję, odmawiającą współpracy z okupantem.
Pomimo ciosów zadanych w pierwszych miesiącach wojny, krakowska inteligencja - artyści, ludzie pióra, akademicy - wciąż istniała i nie chciała poddać się naciskom okupanta.
11 marca 1942 r. generalny gubernator Hans Frank podczas posiedzenia rządu Generalnego Gubernatorstwa stwierdził: „Polacy ze swą romantyczną skłonnością do oporu są - jak tego dowodzi ich historia - doświadczonymi organizatorami działalności podziemnej. Wydaje mi się, że […] powinniśmy w ciągu najbliższych miesięcy dać sobie jako tako radę z tymi sprawami”.
Kilka dni później, 18 marca, obradując z kierownictwem NSDAP z terenu Generalnego Gubernatorstwa, oświadczył: „Celem naszym nie jest oszczędzanie obconarodowościowej krwi […] Dlatego też trzeba wszystkie wyłaniające się w dalszym ciągu polskie elementy kierownicze niszczyć wciąż od nowa, bezwzględnie i energicznie. Nie trzeba tego rozgłaszać, lecz robić to po cichu”. Miesiąc później ostrze represji zostało wymierzone w krakowskich twórców. 16 kwietnia 1942 r. miało miejsce wydarzenie, które wstrząsnęło nie tylko środowiskiem artystycznym - aresztowania w Kawiarni Plastyków.
Azyl krakowskich artystów
Kawiarnia Plastyków była miejscem szczególnym na mapie okupowanego Krakowa, swego rodzaju instytucją społeczną. Rozpoczęła swą „wojenną” działalność 10 lutego 1940 r. w Domu Plastyków przy ul. Łobzowskiej 3, kontynuując artystyczne tradycje tego miejsca z okresu przedwojennego. Jej zaplecze stanowił krakowski Związek Artystów Plastyków (zlikwidowany 1 czerwca 1941 r.). Otwarto ją, by nie dopuścić do rozgrabienia mienia związku, a przede wszystkim, by zapewnić plastykom środki utrzymania.
Inicjatorkami przedsięwzięcia były Hanna Rudzka--Cybisowa i Bronisława Orkanowa-Smreczyńska. Kierownikiem kawiarni został rzeźbiarz Stefan Zbigniewicz, a cały personel lokalu tworzyli artyści.
„Tu stary Ludwik Puget zyskał nową w swym pełnym pracy i osiągnięć życiu funkcję płatniczego, tu wielu plastyków, jak i ich panie, pełniło obowiązki kelnerskie. Szatniarzem był Andrzej Stopka” - wspominał poeta i publicysta Witold Zechenter.
Wszyscy zatrudnieni w kawiarni otrzymywali jednakowe wynagrodzenia, dodatkowo mieli prawo do bezpłatnego lub częściowo płatnego wyżywienia. Pomoc pieniężną, żywność i lekarstwa otrzymywali także twórcy pozbawieni pracy zarobkowej, starsi, chorzy oraz ich rodziny. Dzięki działalności kawiarni około 200 osób miało względnie zabezpieczony byt. Część uzyskanych dochodów przeznaczano na pomoc więźniom.
Oprócz działalności pomocowej kawiarnia była znana z imprez kulturalnych. Odbywały się tam recitale muzyczne oraz działał, w latach 1941-1942, zorganizowany wspólnie przez plastyków i literatów teatr kukiełkowy dla dzieci „Brzdąc”. Publiczność dziecięca miał jedną z nielicznych w czasie okupacji możliwości rozrywki, toteż „Brzdąc” cieszył się ogromnym powodzeniem.
Jeden z aktorów teatru marionetek, prozaik Juliusz Kydryński napisał: „Całą zimę salka „Brzdąca” rozbrzmiewała okrzykami zachwytu dzieci, przyprowadzanych przez rodziców masowo na tę prawdziwie polską, a mimo to dostępną dla najszerszej publiczności imprezę”.
Sama kawiarnia, podobnie jak przed wojną, była miejscem niezwykle popularnym. Wieczorami w lokalu było tłoczno. Kawiarnia stała się azylem, w którym spotykali się przede wszystkim krakowscy artyści, ludzie pióra, akademicy. Dla niektórych osób wizyta w kawiarni była codziennym rytuałem. Witold Zechenter wspominał: „Nastrój w tej kawiarni był jedyny w swoim rodzaju - zapominało się o morzu okropności, zbrodni, krwi, jakie nas otaczało, o katach w mundurach niemieckich, o łapankach, aresztowaniach, egzekucjach, o wysyłce do Oświęcimia…”. Do czasu...
Niespodziewany nalot na kawiarnię
W sobotę 16 kwietnia 1942 r. wieczorem do pełnej gości kawiarni wkroczyli Niemcy. „Lokal Plastyków wydawał się nam zawsze bezpieczny. Komisarz niemiecki Hoenel żył w zgodzie ze Zbigniewiczem […] i jak do tej pory chronił kawiarnię przed niespodziewanymi wizytami gestapo. Coś zatem się wydarzyło, co zdjęło z niej immunitet nietykalności” - pisał literat Tadeusz Kwiatkowski, stały bywalec kawiarni.
Bezpośrednim pretekstem aresztowań był odwet za zabicie wyższego oficera SS na lotnisku rakowickim. Faktycznym powodem - nawiązując do słów Franka - kolejne uderzenie w niepokorną krakowską inteligencję, odmawiającą współpracy z okupantem. Kydryński, który znalazł się wśród aresztowanych, wspominał zaskoczenie niemiecką akcją: „Cóż mogło komu zależeć na zgubie kilkudziesięciu ludzi, których jedynym przestępstwem wobec władz okupacyjnych było uchylanie się od współpracy z „Propaganda-Amt”? Bardzo byliśmy jeszcze wówczas naiwni”.
Funkcjonariusze niemieccy wtargnęli do kawiarni z bronią gotową do strzału. Według Wandy Kochanowskiej, żony malarza Mikołaja Kochanowskiego, zatrudnionej jako kelnerka, „wszystkim mężczyznom kazano stanąć pod oknami z podniesionymi do góry rękoma. Kobiety ustawiono z drugiej strony pod ścianą. Esesmani przeglądali dokumenty mężczyznom”. Kobiety zwolniono, natomiast wyselekcjonowanych mężczyzn załadowano do policyjnych ciężarówek tzw. bud.
Kwiatkowski, który dzięki spóźnieniu na spotkanie uniknął wówczas aresztowania i obserwował je z ukrycia, wspominał: „Gestapowcy ryczą jak rozbestwione zwierzęta, jakby mieli do czynienia z bandą groźnych bandytów, choć nikt z aresztowanych nie stawia im oporu ani nie zamierza uciec. […] To nie pomyłka ani zwyczajna łapanka uliczna […] To zorganizowany, z góry obmyślony nalot na kawiarnię, aresztowanie starych bywalców i wyniszczenie ostatniego publicznego skupiska inteligencji twórczej”.
Po aresztowaniach kawiarnia funkcjonowała jeszcze przez kilka miesięcy, jednak artyści przestali ją odwiedzać z obawy przed kolejnymi represjami. Ostatecznie została zamknięta 15 października 1942 r.
Tragiczny finał w Auschwitz
Aresztowania u Plastyków były początkiem nocnej obławy, w czasie której w rejonie ulic Długiej, Lubelskiej, Wrocławskiej, Krowoderskiej, Śląskiej i Kolberga zatrzymano kilkaset osób, głównie oficerów rezerwy wojska polskiego.
Edward Kubalski, którego syn Stanisław stał się jedną z ofiar łapanki, zanotował w swoim dzienniku: „Do mieszkania wchodziło 6 gestapowców - jeden z wyciągniętym rewolwerem, odbywali krótką rewizję i zabierano młodego człowieka do wozu”. Zatrzymanych w Kawiarni Plastyków i podczas obławy umieszczono w więzieniu przy ul. Montelupich. Do grupy aresztowanych w kawiarni dołączyło jeszcze kilku artystów plastyków ujętych w prywatnych mieszkaniach. Los uwięzionych kolegów podzielił Stefan Zbigniewicz.
Kwiatkowski napisał: „Nie było go w dzień łapanki w kawiarni [...] Czuł się odpowiedzialny za los swoich kolegów, gdyż wybrali go komisarzem Domu. Spotkał go ten sam los co innych”. Został uwięziony trzy dni po aresztowaniach w kawiarni. Zbigniewicz sądził, że dzięki kontaktom z niemiecką administracją uda mu się uratować kolegów, dlatego mimo ostrzeżeń nie wyjechał z miasta.
Po tygodniowym pobycie w więzieniu aresztowani w Kawiarni Plastyków (poza kilkoma zwolnionymi w wyniku interwencji różnych osób) transportami z 24 i 25 kwietnia trafili do KL Auschwitz. Tam w większości umieszczono ich w komandzie malarzy, które na rozkaz władz obozowych malowało m.in. freski na ścianach tzw. Deutsches Haus. Budynek był odnawiany w związku z planowaną wizytą Heinricha Himmlera.
Pobyt w obozie miał szybki i tragiczny finał. 27 maja 1942 r. na dziedzińcu bloku 11 pod ścianą straceń odbyła się zbiorowa egzekucja, w wyniku której śmierć przez rozstrzelanie poniosło 167 mieszkańców Krakowa aresztowanych w Kawiarni Plastyków i podczas branki oficerów. Juliusz Kydryński, który został zwolniony z obozu dzięki staraniom rodziny, wspominając zamordowanych kolegów napisał: „Wśród innych zginęli wówczas: aktor Mieczysław Węgrzyn, malarze Kazimierz Chmurski, Jan Rubczak, Tadeusz Różycki, Tadeusz Mróz, rzeźbiarz Ludwik Puget (ciężko chorego, przyniesiono go na noszach na miejsce egzekucji), rzeźbiarz Stefan Zbigniewicz. Dokonał się jeszcze jeden akt zbrodni, przygotowanej z rozmysłem i będącej fragmentem wielkiego planu zniszczenia polskiej kultury”.