Architekt to za mało: Stanisław Niemczyk, zwany śląskim Gaudim
13 maja zmarł Stanisław Niemczyk, projektant m.in. niezwykłych kościołów Świętego Ducha w Tychach czy Chrystusa Odkupiciela w Czechowicach-Dziedzicach. Nazywano go polskim lub śląskim Gaudim. I tak jak on, Niemczyk nie dokończył swojego ostatniego dzieła: kościoła franciszkańskiego w Tychach.
Stanisław Niemczyk był jednym z tych wybitnych architektów, w przypadku których określenie „architekt” było po prostu za wąskie. Niemczyk był społecznikiem: kościoły projektował i wznosił dosłownie w czynie społecznym, organizując i integrując lokalne wspólnoty. Tak było choćby z jego najsłynniejszym dziełem: kościołem Św. Ducha w Tychach (projekt z 1978 roku), obiektem, który zasłużenie zapewnił Niemczykowi miejsce w podręcznikach architektury.
Jeśli nie wytrzymam z betonem
- Jak budowało się tak awangardowy kościół na tradycyjnym Śląsku, w dodatku w czasach komuny? Wspaniale. Dlatego, że ta budowa tworzyła wspólnotę. Oczywiście, najpierw trzeba było zdobyć pozwolenie i trwało to bardzo długo. To był rok 1975, w moim zawodzie nie można było jeszcze pracować prywatnie. Więc do dyrektora Miastoprojektu musiałem napisać podanie - opowiadał Niemczyk, gdy rozmawialiśmy w zeszłym roku. - Budowa była cały czas na oku władzy. Zamówiliśmy beton na ramy. Betonowanie musiało być ciągłe, czyli jeśli zaczynamy od ziemi, to nie można przerwać, aż skończymy na górze. Potrzeba było z 35 kubików betonu do jednej ramy. Zamówiliśmy cztery gruszki, przyjechały trzy. Czwarta się zepsuła, nie przyjedzie, koniec. Co robić? Ksiądz poprosił ludzi. Za trzy godziny na budowie było dwadzieścia małych betoniarek. Wiaderkami laliśmy beton. To była siła tej społeczności.
Stanisław Niemczyk był indywidualistą. I buntownikiem. Pytany o jedno i drugie, opowiadał: „Pracę w Tychach zacząłem w roku 1968. Zaraz po marcu. Swoją drogą, wydarzenia tamtych dni nie ominęły Krakowa, w którym studiowałem. A praca? Wszędzie beton, partyjny oczywiście. Już wtedy wiedziałem, że moja rozmowa z tymi ludźmi nie ma żadnego sensu. Zostało mi tylko to, co mogłem stworzyć na tym 1,5-metrowym kawałku deski kreślarskiej. Mnie się nie dało wmówić, że jestem młodym, zdolnym inżynierem i mogę awansować, o ile tylko »podejmę pewne kroki«. Moim obowiązkiem było tylko utrzymanie rodziny. Żartowałem wtedy, że jeśli nie wytrzymam z betonem, pójdę zarabiać, znosząc ludziom węgiel do piwnicy”.
Skąd wziął się Gaudi?
Urodził się w 1943 roku w Czechowicach-Dziedzicach. Choć wychowywał się na Śląsku, większe wrażenie niż Katowice robiło na nim Bielsko-Biała. A potem Kraków, w którym obronił dyplom. Podkreślał, że zawodowo najwięcej zawdzięczał swojemu profesorowi: słynnemu Włodzimierzowi Gruszczyńskiemu: „Ten człowiek nauczył mnie projektowania, a nie wykonywania czynności projektanta”. Niemczyk do końca życia mieszkał w Tychach. Nazywano go śląskim lub polskim Gaudim i... trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego. Bo jego projekty miały niepowtarzalny styl?
„Dla mnie proste naśladowanie było zawsze za proste. Architektura to myślenie, konfrontacja z rzeczywistością i konfrontacja z rzeczywistością moją, własną” - mówił podczas naszego spotkania. Z tego myślenia wychodziły tak nieszablonowe dzieła, jak wspomniany tyski kościół czy osiedle Nad Jamną w Mikołowie. Wizjonerem Niemczyk był od swoich pierwszych projektów. Dyplom obronił, tworząc wielkie założenie rekreacyjne dla Poronina, Bukowiny i Murzasichla. Nawet po latach opowiadał o nim z pasją: „To nie był domek czy dom kultury. Zaprojektowałem kompleks z basenami pod ogromnymi przeszkleniami, z zielenią wprowadzoną do środka czy możliwością transportu na stok kolejką, do której wchodziło się prosto z pokoju. Dla wielu to było śmieszne. Aż podobne koncepcje zdarzyły się w rzeczywistości”.
Liczy się to, co między ścianami
Wróćmy do tego Gaudiego u Niemczyka. Może natura i umiłowanie przyrody? A może wartości, o które tyski mistrz dbał w architekturze? Może szacunek do pracy, do cegieł, które, w niemal biblijnym stylu, porównywał do chleba?
Gaudi mawiał, że „rzeczy wielkie oparte są na współpracy”. To przecież credo budowniczej pracy Niemczyka w architekturze sakralnej. I jeszcze coś: franciszkanizm. Niemczyk nie dokończył swojego ostatniego dzieła: kościoła z klasztorem dla zakonu Braci Mniejszych oo. Franciszkanów w Tychach. Budował go prawie 20 lat. Jak Gaudi pewną znaną wszystkim świątynię w Barcelonie.
Pogrzeb Stanisława Niemczyka odbędzie się jutro o godz. 12 w kościele Jezusa Chrystusa Odkupiciela w Czechowicach-Dziedzicach.
Warto zapamiętać, co Niemczyk mówił o architekturze, bo potrafił on patrzeć na nią: „Liczy się to, co jest w tych obiektach i pomiędzy ścianami. To jest dla mnie architektura. To dobra relacja przestrzenna buduje wspólne dobro”.