Architekt Okrągłego Stołu - tak mówił o sobie sam Kiszczak
Były szef bezpieki - podobnie jak Wojciech Jaruzelski - próbował do śmierci budować swój mit państwowca ratującego kraj przed katastrofą. W ostatnich latach próbowała go w tym wspierać żona. Ale w rzeczywistości Kiszczak był przede wszystkim przykładnym aparatczykiem.
U progu swej kariery Czesław Kiszczak był raczej przeciętnym, choć z pewnością gorliwym oficerem Informacji Wojskowej. Postacią na tyle typową dla etapu budowy systemu, że Anne Applebaum w wydanej niedawno książce o „ujarzmianiu Europy Wschodniej” w latach 1945-56 czyni przyszłego generała jednym ze swych laboratoryjnych bohaterów - modeli. Biografia Kiszczaka z tamtych lat ilustruje u Applebaum schemat awansu społecznego młodych członków aparatu. Awansu, który ma oczywiście swoją określoną cenę. W wypadku Kiszczaka było nią najpierw szpiegowanie żołnierzy polskiej armii na Zachodzie, którzy próbowali powrotu do kraju. Później tropienie „wrogów Związku Radzieckiego”, „dwójkarzy” i „reakcji” w szeregach LWP już na terenie kraju.
Kiszczak zaczyna swą drogę w hierarchii aparatu i armii od roli bardzo dobrze naoliwionego trybika w szeregach wojskowego bezpieczeństwa. Młodego wilczka, którego z pewnością z sympatią i uznaniem poklepywał po plecach marszałek Konstanin Rokossowski - służba w jego osobistej ochronie była jednym z pierwszych zaszczytów, które spotkały wtedy Kiszczaka.
U schyłku kariery jest już Kiszczak drugim człowiekiem w PRL. Na pewno jednym z twardszych filarów państwa generała Jaruzelskiego. Przy tym jednak politykiem, który po stronie PZPR odegrał najistotniejszą rolę w demontażu systemu. Zarazem jednak opracował plan tego demontażu.
To on inicjował kolejne spotkania z Lechem Wałęsą - pierwsze przecież jeszcze w trakcie jego internowania. To on - z pomocą swego resortu - przygotowywał w drugiej połowie lat 80. plany peerelowskich reform, które miały pomóc ekipie Jaruzelskiego w utrzymaniu władzy. To on - znów z pomocą resortu - definiował rozpaczliwą sytuację, w której znalazł się system u swego schyłku.
To on przywiązywał szczególną wagę do kontaktów z opozycją za pośrednictwem Episkopatu a potem wykorzystał to, by objąć kościelnym arbitrażem pierwszy etap rozmów w Magdalence. To on wreszcie mógł być człowiekiem najlepiej zorientowanym, w którą stronę tak naprawdę wieje wiatr w Moskwie. A od pierwszych reform Andropowa wiał on przecież dziwnym trafem mniej więcej w tym samym kierunku, w którym podążali polscy generałowie.
To wszystko sprawiło, że inicjatorem, architektem i głównym negocjatorem ostatecznego porozumienia między władzą a opozycją okazał się ze strony generalsko-partyjnej właśnie Kiszczak.
- Tak. To generałowie Jaruzelski, Siwicki, Tuczapski i moja skromna osoba są twórcami zmian ustrojowych w Polsce. Moją zasługą jest Magdalenka i Okrągły Stół. Śmieszne są zakłamane starania propagandowe, ażeby mnie wykreślić z tej jakże ważnej działalności - tak swą rolę w przemianach 1988-89 roku charakteryzował sam Czesław Kiszczak.
Słowa te padają w książce „Twórca zmian”, która ukazała się w 2013 roku. To roz mowa-rzeka z byłym ministrem spraw wewnętrznych PRL - jak na ten gatunek o tyle nietypowa, że prowadzona przez jego żonę.
Czy były szef bezpieki próbował do śmierci budować swój mit? Z pewnością. Warto pamiętać, że niemal tak samo jak ta całkiem świeża kiszczakowa autocharakterystyka, brzmiały słowa Bronisława Geremka sprzed ponad dwóch dekad: „Sądzę że właśnie on (gen. Kiszczak - red.) był motorem całej tej wielkiej politycznej operacji, którą w przekonaniu władzy miał być proces Okrągłego Stołu. Aparat bezpieczeństwa, na czele którego stał, znał realną sytuację kraju dużo lepiej niż jakikolwiek inny aparat władzy. Kiszczak może najlepiej - obok Jaruzelskiego - wiedział, co się w Polsce dzieje i dzięki temu najlepiej zdawał sobie sprawę z konieczności zmian. Miał także poczucie własnej siły, którego nie miał aparat partyjny, obarczony bolesnym doświadczeniem całkowitej nieprzydatności w okresie stanu wojennego. Kiszczak wierzył, że on może sobie pozwolić na podjęcie ryzyka reform.(...) W czasie tych rozmów Kiszczak był jedynym człowiekiem, który podejmował decyzje. Także decyzje ryzykowne” - oceniał Geremek w rozmowie-rzece z Jackiem Żakowskim z 1990 roku.
Momentem zwrotnym w biografii Kiszczaka, chwilą w której przestał być wyłącznie wykonawcą a zaczął występować również w roli rozgrywającego w PRL, musiał być przewrót na szczytach władzy, który nastąpił po tragicznych wydarzeniach Grudnia 1970. Tak, Kiszczak po raz pierwszy znacząco wpłynął na historię Polski Ludowej jeszcze jako pułkownik. I na jedenaście lat przed wprowadzeniem stanu wojennego. W KC PZPR zapadła wtedy decyzja o odsunięciu od władzy Władysława Gomułki. W dość dramatycznym trybie - przez moment liczono się nawet z możliwością zbrojnej konfrontacji z pozostającą pod kontrolą gomułkowskiej gwardii częścią armii.
Znamienne, że Kiszczak sam chętnie opowiadał o swym udziale w tej grze. Nie był to udział bierny: „Cóż, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że bez zasadniczych zmian ekipy rządzącej nie ma mowy o powstrzymaniu lawinowo narastającego zagrożenia. Mogła się obficie polać polska krew. Uważam, że oficer w trudnej sytuacji musi podjąć decyzję, nawet jeżeli w skutkach może być dla niego niebezpieczna” - mówił już w rozmowie-rzece przeprowadzonej przez Witolda Beresia i Jerzego Skoczylasa. Pod tytułem „Generał Kiszczak mówi… prawie wszystko” ukazała się ona już w 1991 roku. Kiszczak kreował w niej siebie i Wojciecha Jaruzelskiego na głównych przeciwników użycia wojska przeciw robotnikom.
W 2013 roku idzie jeszcze dalej. W książkowej rozmowie z żoną z 2013 roku ujmuje to tak: „Byłem pierwszym oficerem WP, który organizował czynne przeciwstawianie się polityce Gomułki.
- To Ty zaproponowałeś zmianę kierownictwa Państwa?
- Trzeba było zmienić kierownictwo. Zmienić, to oznacza odsunąć Gomułkę i najbliższych mu ludzi (Spychalski, Cyrankiewicz, Moczar, Loga-Sowińśki, Strzelecki itp.) od władzy. Postanowiłem działać”.
Nie można wykluczyć, że ta relacja oddaje częsć prawdy na temat tamtej zmiany władzy, choć nie należy wierzyć, że generałowie mieszając wtedy w partyjnym tyglu, kierowali się akurat współczuciem dla zastrzelonych stoczniowców. Warto tu pamiętać, że w 1970 Kiszczak bynajmniej nie jest młodym wilczkiem aparatu z lat 40. i 50. To już (objął tę funkcję w 1967 roku) wiceszef kontrwywiadu wojskowego. Ceniony zarówno przez aparatczyków PZPR jak i sowieckich kolegów. Już wówczas ma go na oku Jurij Andropow - szef KGB przez całą epokę Breżniewa i późniejszy władca imperium. Sam Kiszczak wielokrotnie później wspomina z sentymentem spotkania z Andropowem - najczęściej jednak te, które mają miejsce u schyłku życia szefa sowieckich służby, gdy schorowany, dializowany Andropow jest przez niespełna półtora roku (aż do śmierci) pierwszym sekretarzem KC KPZR.
Wtedy, w roku 1970 natomiast, Kiszczak mógł po prostu otrzymać z Moskwy odpowiednie sygnały, które określały do czego można się wobec Gomułki posunąć.
Kiszczak zdecydowanie więc przyczynił się do zdobycia władzy w PRL przez Edwarda Gierka. Sam nie dostaje za to wyraźnej, namacalnej nagrody - choć umacnia się zdecydowanie pozycja jego protektora - generała Jaruzelskiego, który od 1968 roku nieprzerwanie pozostaje ministrem obrony. Kiszczak oczywiście awansuje - w 1972 zostaje szefem wywiadu, później - w roku 1978 wiceszefem Sztabu Generalnego a w roku 1979 szefem WSW.
Czegoś mu jednak najwyraźniej brakuje. Już w drugiej połowie lat 70. wraz ze Stanisławem Kanią i generałem Wojciechem Jaruzelskim zaczyna odbywać „wielogodzinne rozmowy pełne troski o kierunek, w którym zmierza kraj.” Efekt tych rozmów widać w roku 1980 - gdy wydarzenia w Stoczni Gdańskiej powodują kolejne przesilenie w PZPR. Ostatecznymi jego beneficjentami okazują się „zatroskani” epoką późnego Gierka generałowie: Jaruzelski i Kiszczak. Początkowo niemal tak samo ostro, jak z Solidarnością, rozprawiają się z niedawnymi kolegami z „R-ki”. Tak naprawdę jednak pracują głównie nad tym, co ma wydarzyć się 13 grudnia.
Kiszczak jest oczywiście jednym z głównych architektów i zarazem głównym wykonawcą stanu wojennego.
Ogromnie interesująca jest rola, którą zaczął pełnić resort Kiszczaka w schyłkowym już PRL: „Rzeczywiście, gdy chciałem coś szczegółowo zbadać czy załatwić, to starałem się korzystać z aparatu MSW. To był faktycznie jedyny sprawny aparat. (...) Ale to nie oznacza, że Kiszczak był faktycznym rządcą. Mechanizmy rządzenia są bardziej skomplikowane (...) Jeśli np. ja miałem wpływ na jakieś decyzje, to nigdy nie były, to jednak nigdy nie miałem wpływu na decyzje personalne, a MSW miało. (Kiedy Rakowiecka zgłaszała zastrzeżenia, to nie było drugiego aparatu, który mógłby je zweryfikować i obalić). (...) Rakowski wspomina, że kiedy formował rząd, to dostawał całą listę zastrzeżeń do poszczególnych kandydatów, a jednocześnie, bez zamówienia, dostawał sylwetki pozytywne” - tak charakteryzował ją Jerzy Urban.
W archiwach Stasi zachował się obszerny dokument z maja 1984 roku ochrzczony przez jego polskiego odkrywcę, Wojciecha Sawickiego mianem „raportu Kiszczaka”. Dokument bynajmniej nie trafił do Stasi oficjalną drogą z bratniego resortu - lecz został pozyskany przez Operativgruppe Warschau enerdowskiej służby bezpieczeństwa metodami operacyjnymi - „z aparatu attache wojskowego ambasady ZSRR w Warszawie”. To dwustustronicowe opracowanie to coś w rodzaju raportu o stanie państwa przygotowanego z punktu widzenia MSW i wewnątrz resortu.
Dokument - sugeruje Sawicki - powstał na użytek Moskwy. My skłaniamy się raczej ku tezie, że jest to opracowanie zamówione przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który przywiązywał dużą wagę do tego rodzaju dokumentów, zlecając przygotowywanie rozmaitych referentów, memorandów i analiz właściwie wszystkim w swoim otoczeniu - łącznie z Wiesławem Górnickim czy Jerzym Urbanem. To także tłumaczyłoby pewną skrótowość tego materiału, nietypową dla peerelowskich dokumentów - kondensację informacji.
Ludzie Kiszczaka wyliczają w dokumencie mozolnie zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzne, którym podlega ich zdaniem PRL. Na pierwszym miejscu listy znajduje się - co zdaje się całkiem trzeźwą konstatacja - Zadłużenie PRL na Zachodzie i katastrofa, którą grozi dalsze niespłacanie odsetek. Sporo uwagi poświęcone jest oczywiście zwykłej „pracy” SB - walce z opozycja, Kościołem, rozpoznawaniu nastrojów społecznych i środowiskowych.
Zupełnie niezwykłe wrażenie robi jednak rozdział raportu poświęcony zagrożeniom gospodarczym. Tutaj analitycy Kiszczaka już kompletnie wychodzą z roli. I recenzują zarówno samą „reformę gospodarczą” Jaruzelskiego, jak i jej wdrażanie. „Warunkiem funkcjonowania mechanizmów reformy jest zapewnienie równowagi rynkowej. Bez niej nie da się zrealizować stymulującej funkcji płac. Tymczasem płace wzrastają wciąż szybciej niż wydajność pracy i zakres produkcji z budżetu państwa, wspomaga się zakłady przynoszące straty, nie osiągnięto równowagi budżetowej” - to tylko mała próbka tego tonu. SB i MSW jawią się w tych partiach raportu już nie jako potężna tajna policja, lecz bardziej jako siła polityczna o sprecyzowanych poglądach na gospodarkę i państwo. Poglądach dodajmy - jak na PRL-owskie kategorie reformatorskich, zwykle zapewne zbieżnych z intencjami generała Jaruzelskiego.
Połowa lat 80. to czas, w którym ministerstwo Kiszczaka staje się autentycznym superresortem. Esbecy piszą opracowania o gospodarce, o handlu zagranicznym, o opinii publicznej, o roli kościoła w dialogu społecznym.
Kiszczak czujnie przypatruje się też analogicznym analizom, które powstają wokół generała Jaruzelskiego. Przede wszystkim memoriałowi Cioska, Pożogi i Urbana z 1987 roku, który powstaje w tym samym ośrodku w Magdalence, w którym ponad rok później toczą się rozmowy z opozycją. „Przepisywały zaufane maszynistki z MSW. Są to dobre opracowania, czuć w nich świetne pióro i polityczny rozum Urbana. Ich opracowania walnie przyczyniły się do działań odnośnie porozumienia i pojednania z opozycją” - mówi w książce żony. Ale zawarte w memoriale diagnozy stanu państwa nie są wtedy dla niego niczym nowym - brzmią podobnie jak te z „Raportu Kiszczaka”. Z kolei propozycja referendum ws reformy gospodarczej, którą także zamieścili w swym memoriale Ciosek, Pożoga i Urban, pada już w 1986 roku w opracowaniu przygotowanym... przez majora Garstkę z SB.
- Pragnę przypomnieć, że w czasie rozmów na Zawracie, w Magdalence, w Wilanowie i przy okrągłym Stole wszystkie węzłowe decyzje podejmowano za moją i Lecha Wałęsy zgodą. Nie było żadnej samowoli.
Autor: Witold Głowacki