Trwa akcja ratunkowa po wtorkowym trzęsieniu ziemi w centrum Włoch. Nie żyje już ponad 240 osób, ale ten śmiertelny bilans może się zwiększyć
W dotkniętych żywiołem środkowych Włoszech przez całą noc ze środy na czwartek trwała akcja ratunkowa. Żywych ludzi oraz ciał ofiar szukało w gruzowiskach ponad 4,3 tys. osób. Wśród nich były profesjonalne służby i cywile, używano ciężkiego sprzętu oraz własnych rąk. - Trzeba kopać, nieustannie i z determinacją. Liczy się każda minuta - powiedział dyrektor włoskiego Czerwonego Krzyża Francesco Rocca.
Akcję utrudniały jednak wstrząsy wtórne. Jeden z nich miał 4,7 st., inne 5,1 i 5,4. Łącznie takich wstrząsów było od środy kilkaset - poinformował włoski Narodowy Instytut Geofizyki i Wulkanologii. W środę wieczorem władze w Rzymie mówiły o 159 ofiarach, następnego dnia rano - już o 247. Ranne są setki osób. Wśród zabitych i rannych są dziesiątki turystów, polskie MSZ mówi jednak, że na razie nie ma żadnych informacji o zabitych Polakach. Liczby ofiar zwiększają się z godziny na godzinę.
Najbardziej dramatyczna sytuacja panuje w czterech miastach: Amatrice, Accumoli, Arquata del Tronto i Pescara del Tronto. Burmistrz malowniczego Amatrice, w którym niebawem miał się odbyć festiwal jedzenia, powiedział, że zniszczone zostało trzy czwarte miejscowości, a żaden dom nie nadaje się do mieszkania. - To było jedno z najpiękniejszych miast we Włoszech, a teraz nic z niego nie zostało. Nie wiem, co zrobimy - mówiła Associated Press jedna z mieszkanek. W zniszczonych miejscowościach ludzie spali w nocy ze środy na czwartek w namiotach lub samochodach, stworzono specjalne obozy dla tych, którzy stracili domy.
To było jedno z najpiękniejszych miast we Włoszech, a teraz nic z niego nie zostało
Premier Włoch Matteo Renzi na czwartek zwołał nadzwyczajne posiedzenie swojego gabinetu. - Dziś jest dzień na łzy, jutro będziemy rozmawiali o odbudowywaniu - mówił dziennikarzom w środę. Szef włoskiego rządu obiecał także, że odbudowa zniszczonych miast nastąpi szybko i nie będzie się przedłużała jak po trzęsieniu ziemi w L’Aquila siedem lat temu.
Niektórzy ludzie obwiniają jednak o straszliwe skutki kataklizmu właśnie władze w Rzymie. - To wszystko przez zaniedbania, Włochy powinny się wstydzić - mówił o zniszczeniach Antonio, mieszkaniec Accumoli. Inni jednak chwalą przygotowanie włoskich służb do tragedii. Korespondent BBC Jonathan Amos zwraca uwagę na budowanie bardziej odpornych budynków oraz lepsze przygotowanie na kataklizmy niż kilka lat temu.
Dramat we Włoszech zaczął się w nocy z wtorku na środę, o godzinie 3.36. Ziemia zatrzęsła się z siłą 6,2 st. w skali Richtera. Epicentrum znajdowało się 70 km na południowy wschód od Perugii. Wstrząsy były także odczuwalne w oddalonym o 100 km Rzymie oraz w Bolonii i Neapolu - oba miasta leżą 220 km od epicentrum.
Trzęsienia ziemi w rejonie Morza Śródziemnego są powodowane przez kolizję pomiędzy afrykańską a eurazjatycką płytą tektoniczną. Obecnie Włochy, a szczególnie rejon w Apeninach, są narażone na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Powoli otwiera się bowiem szczelina pod Morzem Tyrreńskim, częścią Morza Śródziemnego, pomiędzy Korsyką, Sardynią i Sycylią a Półwyspem Apenińskim. Ruchy tektoniczne są też na Morzu Adriatyckim - mówią geologowie. Dotychczas największym trzęsieniem ziemi we Włoszech była tragedia z 1908 r. o sile 7,2 st. w skali Richtera. Zginęło ponad 80 tys. ludzi.
Autor: Aleksandra Gersz