Anwil mierzy w medal
Pozyskanie Serba Danilo Andjusicia oznacza, że Anwil w tym roku mierzy wyżej, niż tylko w awans do play off. Mierzy w medal.
Nie oszukujmy się: jeśli w składzie ma się kadrowiczów z Polski, Nigerii, Serbii oraz najlepszego strzelca ligi, również kadrowicza z Czech to sam awans do play off jest więcej niż obowiązkiem. Planem minimum na ten sezon powinno być zdobycie medalu.
Zarząd klubu przypatrywał się grze swojego zespołu, a także rywali i chyba uznał, że sytuacja jest tak dobra (bilans 11-4 i 3. miejsce w tabeli), że nie ma co czekać. Już w tym sezonie jest szansa na medal i grę w europejskich pucharach, co ma stać się w ciągu trzech lat na mocy umowy z miastem i sponsorami. Oby tylko nie klub nie przesadził z finansami; trzeba pamiętać, że ma jeszcze do spłacenia 2-milionowy dług, który oczywiście już jest mniejszy. Ale to chyba nie grozi, skoro parterem klubu jest miasto, co chwilę podpisuje umowy z nowymi sponsorami i uważnie analizuje sytuację finansową, żeby nie popełnić błędów z przeszłości. - Nie ma takiej możliwości. Wydajemy tyle, na ile nas stać - mówi prezes Arkadiusz Lewandowski.
Podpisanie kontraktu z rzucającym obrońcą z Serbii Andjusiciem było możliwe dzięki odejściu Grzegorza Kukiełki do I-ligowej Legii Warszawa, a także zakończeniu jego kontraktu w Partizanie Belgrad z końcem roku. Oczywiście, Andjusic jest koszykarzem o wiele droższym niż Kukiełka, ale przynajmniej w pewnym stopniu to zmniejsza wydatki. Co ważne, kontrakt z Serbem został podpisany aż do czerwca 2017 roku, ale z możliwością rozwiązania przez obie strony po tym sezonie.
- Mam dopiero 25-lat, ale jestem koszykarzem doświadczonym - mówi o sobie Andjusic. - Grałem w silnych ligach Hiszpanii, Włoch, Serbii, we wszystkich kadrach mojego kraju. Jestem strzelcem, wiele razy rzucałem ponad 30 punktów i około ośmiu trójek. Skończył mi się kontrakt z Partizanem, rozmawiałem z trenerem Igorem Miliciciem i zdecydowałem, że zadebiutuję teraz w Polsce. Jestem gotowy na sto procent.
To dobrze, bo już jutro Anwil czeka mecz w Lublinie (godz. 19.00). Jedynym problemem dla trenera Milicicia jest Champ Oguchi. A w zasadzie - dla wszystkich w klubie.
MVP mistrzostw Afryki ponownie jest kontuzjowany (ból w plecach) i przechodzi zabiegi rehabilitacyjne. Zagrał w siedmiu z 15 meczów Anwilu i bilans z nim dla zespołu to 5 zwycięstw i 2 porażki. Jak łatwo policzyć bez niego Anwil również radził sobie bardzo dobrze - 6 zwycięstw, 2 porażki, w tym tak ważne jak z Polskim Cukrem Toruń czy Polfarmexem Kutno.
Oguchi ma świetną średnią w punktach (17,9) i gdyby dawało mu to miejsce w oficjalnych statystykach TBL to zajmowałby czwartą lokatę. Ale znajdują się tam tylko ci zawodnicy, którzy rozgrali przynajmniej połowę meczów swojej drużyny. Prowadzi Dawid Jelinek (Anwil) - 20,5 pkt., przed Curtisem Millage (Stal Ostrów) - 19,4 pkt. i Danny Gibsonem (Polski Cukier) - 18,7 pkt.
Ale jak widać, Oguchi na razie więcej nie gra niż gra. Poza tym zdecydowanie słabiej wypada w obronie. Ale ma kontrakt podpisany na cały sezon oraz - jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie - wielkiego zwolennika z trenerze. Jeśli w końcu się wyleczy i będzie grał to nie będzie problemu. Jeśli będzie ciągle leczył kontuzję to w grę będzie wchodzić porozumienie z koszykarzem na temat rozwiązania jego kontraktu, albo płacenie mu do końca.
Zdaniem kilku osób związanych z klubem, najlepiej gdyby po Oguchiego zgłosił się jakiś chętny i wykupił go z Anwilu. Wówczas byłyby pieniądze na kolejnego gracza, np. Michała Chylińskiego.
- Zobaczymy, co się w tym temacie wydarzy - mówi prezes Lewandowski. - Na razie czekamy na Oguchiego.