Antoni Pełkowski. Najdłużej odwoływany starosta w historii. Batalia trwa już rok
Antoni Pełkowski ciągle rządzi powiatem białostockim. Głosowania nad jego odwołaniem nie może dojść do skutku. Najpierw nie przychodzą na sesję jedni, a potem drudzy. - To żenujące - komentują eksperci
Odkąd w kraju wybory wygrał PiS, spodziewałem się, że będzie tak zwany skok na samorządy. I radni PiS zrobią wszystko, by mnie odwołać - nie kryje Antoni Pełkowski, starosta powiatu białostockiego. Przyznaje, że jest na to przygotowany. Jednak żałuje, że radni zamiast zajmować się sprawami powiatu, ciągle walczą o stołki. - Marnujemy tylko czas - przekonuje.
- Zależy nam na skutecznej zmianie władz, bo zupełnie nie zgadzamy się z tym, jak wyglądają rządy w powiecie. Ten zarząd i starosta powinni być odwołani. Mamy odwagę to głośno mówić i do tego dążymy - ripostuje Jan Perkowski, przewodniczący klubu PiS w radzie powiatu. Starostę i zarząd oskarża o to, że o ważnych sprawach radni dowiadują się pocztą pantoflową lub z gazet. Zdaniem radnego PiS na komisjach brakuje dyskusji.
To ugrupowanie za wszelką cenę próbuje pozbawić obecnego starostę Antoniego Pełkowskiego z PSL stanowiska. Lista zarzutów pod adresem jego pracy nie jest długa. To: brak rzetelnego pomysłu na rozwiązanie kłopotów szpitala w Łapach oraz niegospodarne zarządzanie majątkiem.
- Zarząd próbuje sprzedać powiatowy budynek przy ul. Geodetów, a chce budować przy Borsuczej - mówi Jan Perkowski. Nieruchomość przy Geodetów opisywaliśmy. Miało się tu przenieść kilka wydziałów starostwa. Taki plan miał jeszcze poprzedni starosta. Ale nic z tego nie wyszło, rudera stoi pusta, nikt nie chce jej kupić. Za to teraz jest pomysł kosztownej modernizacji starostwa przy ulicy Borsuczej. I to jest ten zarzut niegospodarności.
- Jeśli zarzuca się niegospodarność, to głównie mojemu poprzednikowi - broni się Pełkowski. Zapewnia, że szpital w Łapach funkcjonuje prawidłowo.
Radnych PiS nie przekonał. Złożyli więc wniosek o odwołanie Pełkowskiego. Po raz pierwszy 25 października 2015 roku.
- Jesteśmy zdeterminowani - zapewniał wtedy Jan Perkowski.
Głosowanie odbyło się 3 grudnia tego samego roku. Z góry jednak można było przewidzieć, jaki będzie wynik. W radzie powiatu większość mieli wówczas radni koalicji PO-PSL-Nasze Podlasie. Było ich 17, zaś tych z PiS tylko dziesięciu. Tak starosta uratował stołek.
Ale od tego czasu mijały miesiące, w radzie doszło do przetasowań. I teraz większość ma PiS i koalicja złożona z radnych klubu Niezależnych i Naszego Podlasia. A w zarządzie jest PO i PSL. To PiS-owi daje zielone światło, by znowu zrobić skok na władzę i spróbować odwołać Antoniego Pełkowskiego.
Żeby plan PiS się powiódł i udało się pozbawić Antoniego Pełkowskiego funkcji starosty, potrzeba 17 głosów.
- W naszej koalicji jest osiemnastu radnych, czyli dziesięciu radnych PiS oraz czterech z klubu Niezależnych i tyle samo z Naszego Podlasia. Ile osób poprze nas w głosowaniu tajnym, zobaczymy - mówi wprost Jan Perkowski.
Z PiS-em, według naszych informacji zaczęli współpracować Jarosław Wądołowski, Antoni Bogdan i Wiesław Pusz, były starosta powiatu białostockiego. Wszyscy z Naszego Podlasia.
Jak informuje Jan Perkowski, do jego koalicji mieliby też należeć Krzysztof Gołaszewski z Naszego Podlasia i Ryszard Łapiński - radny niezależny. Tyle, że obaj nie deklarują jasno poparcia dla PiS.
- Głosuję zgodnie z sumieniem - mówi tylko Krzysztof Gołaszewski. Na pytanie czy jest za odwołaniem starosty, odpowiada: - To gra o stołki. Nie liczą się interesy mieszkańców powiatu - ucina.
Wtóruje mu Ryszard Łapiński. Od początku tej kadencji w radzie powiatu białostockiego zasiadał z ramienia PSL. Potem współpracował z klubem radnych PiS i Niezależni. Jakiś czas temu przeszedł znów na stronę koalicji PO-PSL-Nasze Podlasie. Działacze PiS spekulują, że w nagrodę za to został zastępcą dyrektora departamentu rozwoju obszarów wiejskich w urzędzie marszałkowskim.
- Dlatego pan Łapiński nie głosuje z naszym klubem, bo boi się o pracę - uważa jeden z radnych PiS.
Łapiński także nie deklaruje otwarcie czy jest za PiS, czy popiera starostę. - Głosuję zgodnie z własnym sumieniem. Ani Czepe, ani Pełkowski nie będą mi mówili co mam robić. Mam swoje lata. Odwołanie starosty to decyzja PiS - komentuje Łapiński.
Można więc śmiało stwierdzić, że działacze PiS nie są do końca pewni sukcesu, chociaż zapewniają o tym, że mają większość w radzie. Dlatego 25 sierpnia, na kolejnej sesji na której miał się dokonać skok na władzę, nie doszło do głosowania nad odwołaniem starosty. Obrady nagle przerwano. I to - o dziwo - na życzenie radnych PiS. Przekonywali wtedy, że potrzebują czasu, by uzgodnić „pewne kwestie”.
Sesja miała być kontynuowana 5 września. Ale wtedy nie stawił się na niej Antoni Pełkowski.
- To cyrk. Trudno wyobrazić sobie to, co wyprawiają panowie z PiS. Nikt z nas nie będzie uczestniczył w farsie PiS i jego przystawek - obruszał się wtedy Antoni Pełkowski. Nam tłumaczył też, że nie mógł być na sesji, bo miał pilne spotkanie.
Radni PiS uznali wtedy jego zachowanie za skandaliczne.
Losy starosty miały się więc ostatecznie rozstrzygnąć w ostatni poniedziałek. Ale ta sesja też nie zakończyła się sukcesem. Nagle została zamknięta.
Zenon Żukowski, przewodniczący rady powiatu z PiS oświadczył, że kończy obrady ze względu na brak kworum. Z 27 radnych powiatu na sali było tylko dwunastu. Na sesji nieoczekiwanie nie pojawili się tym razem radni PiS oraz ich koalicjanci.
- Radni są zmęczeni. Co tydzień są zwoływane sesje. Dlatego część z nich nie mogła przyjść - mówił nam w czwartek Zenon Żukowski.
Zobacz też: Antoni Pełkowski nadal starostą białostockim. Plan radnych PiS nie udał się
- Kilkoro radnych naszego klubu rozchorowało się, a przy tym głosowaniu liczy się każdy głos. Mamy prawo odraczać sesję. Nikomu się krzywda nie dzieje - przekonywał Jan Perkowski.
- To, co robi PiS jest niepoważne. Sztucznie zaniżanie kworum poprzez rozsyłanie przez pana Jana Perkowskiego maili wzywających do nieobecności na radzie to rzecz karygodna i niedopuszczalna - krytykuje Antoni Pełkowski. Bo szef klubu PiS jeszcze w poniedziałek rozesłał do kolegów notatkę, że niektórzy radni nie pojawią na sesji. A z kontekstu wynikało, że reszta też nie powinna, bo szkoda czasu.
Radny nie widzi w tym nic złego. - Skoro mieliśmy nie być na sesji, to kultura nakazywała, aby uprzedzić wszystkich. Żeby potem nie było do nas pretensji, że ludzie musieli przyjechać na darmo. Nie zachęcaliśmy do nieprzychodzenia na sesję, a tylko informowaliśmy pozostałych radnych o naszej nieobecności. Może bycie kulturalnym nie popłaca, ale wolimy taki styl - tłumaczy się przewodniczący klubu PiS.
Przypomina o sesji z 11 września ubiegłego roku, kiedy przybyli wszyscy radni PiS. A starosta i pozostali ją zbojkotowali.
W poniedziałek jedynym radnym z PiS (poza przewodniczącym Zenonem Żukowski), który przyszedł na sesję był Marek Skrypko. - Przez osiem lat ciężko pracowaliśmy na sukces PiS. Musimy bardzo uważać na to co i jak robimy, żeby tego kapitału zaufania nie roztrwonić. Przy podejmowaniu decyzji trzeba rozważać ich skutki, także w daleko idącej perspektywie. To jest dla mnie podstawowy wyznacznik - podkreśla Marek Skrypko.
Trwają więc podchody i wojna na słowa. Zarówno jedna, jak i druga strona przedstawia swoje racje. Antoni Pełkowski jest przekonany, że opozycja boi się porażki, dlatego głosowanie nad odwołaniem jego i zarządu jest ciągle odwlekane. Wtóruje mu Michał Kozłowski, radny powiatowy PO.
- Widocznie koledzy z PiS-u mają poczucie przegranej, dlatego tak ciągle opóźniają głosowanie nad swoim zresztą wnioskiem. Nie widzą pozytywnego wyniku dla siebie. Może się przeliczyli? Dla mnie jest to śmieszne - uważa radny Kozłowski.
Dziwi go też to, że to właśnie grupa, która nie chce, by powiatem nadal rządził Antoni Pełkowski nagle sama bojkotuje sesję. Gdyby na taki pomysł wpadli radni PO i PSL, to byłoby całkiem zrozumiałe.
- Oni już dawno się skompromitowali. Nie zajmują się sprawami powiatu, nie obchodzi ich szpital w Łapach, tylko żądza władzy. To już przerosło formy normalnej demokracji. To bezprawie - denerwuje się Jan Kaczan, radny powiatowy PSL.
- Koledzy z PiS-u chwalili się, że przejmują władzę. I okazało się, że nie są w stanie tego zrobić - kpi Michał Kozłowski.
- Wydaje się, że radni PiS z przystawkami nie mają kompletu do odwołania zarządu ze starostą. Nie potrafią podjąć męskiej decyzji. Może liczą, że kogoś jeszcze przyciągną, podkupią, przekonają do swoich racji. Jeśli by tego nie było, to po co przesuwać sesje z tygodnia na tydzień - uważa Antoni Pełkowski.
Już wcześniej sugerował polityczną korupcję ze strony działaczy PiS. - Bez przerwy są telefony do kolegów. Raz obiecują nam pracę, innym razem drogę. Nie jest to przyzwoite - mówi Kaczan.
Jan Perkowski zaprzecza. Zapewnia, że jego klub nie musi nikogo z radnych popierających starostę przekupywać ani wyszarpywać. - Dzięki postawie pana starosty, czyli braku merytorycznych rozmów i stylu zarządzania, radni sami do nas przechodzą. Niektórzy boją się, że powiat będzie musiał wypuścić obligacje, jak było w Wasilkowie za czasów burmistrza Pełkowskiego - zauważa Jan Perkowski.
- Władze powiatu przez dwa lata skutecznie zniechęciły do siebie wielu radnych, czym powiększyły szeregi opozycji - dodaje Roman Czepe, radny PiS. Uważa, że rządzący sami powinni zrezygnować, skoro w radzie jest ich mniej.
Roman Czepe zdradza, że także rządzący powiatem naciskają na radnych, aby nie poparli wniosku o odwołanie starosty. - To kompromituje tę władzę. Niektórzy się boją, bo są zależni. Obawiają się, że nie dojdzie do inwestycji drogowych w ich okręgu wyborczym lub nie znajdą się na liście wyborczej - mówi Roman Czepe. - Proponują nam dwa stanowiska w zarządzie. Ale nie o to chodzi, aby zrobić skok na stołek i być cicho. Chcemy zmian - twierdzi Perkowski.
I nie widzi problemu w tym, że sesja się przedłuża. Zapewnia, że wniosek o odwołanie starosty jest nadal aktualny. Radni, jak poinformował nas wczoraj Zenon Żukowski, przewodniczący rady, będą głosowali nad nim 29 września. Tego dnia w starostwie odbędzie się normalna sesja.
Dr Maciej Białous, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku podkreśla, że sytuacja w powiecie to efekt strategii PiS-u, który probuje przejąć kontrolę nad samorządami. - Jest to robione nieskutecznie, dlatego ta sprawa jest ciągle odwlekana. Takie zwoływanie i nieprzychodzenie na sesję nie jest logiczne. Być może chodzi też o przyciągnięcie pojedynczych ludzi z jednego klubu do drugiego - komentuje dr Maciej Białous.
- Takie przerywanie i zamykanie sesji jest co prawda zgodne z prawem, ale jest żenujące. Radni wykorzystują czas i energię na spory, a nie rozwiązywanie problemów mieszkańców i realizację swoich kompetencji - krytykuje z kolei dr Jarosław Matwiejuk, konstytucjonalista z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.
Jego zdaniem obecny pat polityczny w powiecie to idealny przykład, jak partyjne spory potrafią sparaliżować funkcjonowanie samorządów. - Wierzę, że radni powiatu osiągną porozumienie i zajmą się pracą , a nie kłótniami. Oby ten konflikt nie trwał do końca kadencji - ma nadzieję Jarosław Matwiejuk.