Anna Olejnik: W Warszawie mamy jeszcze zapas, ale zagrożenie niedoboru wody istnieje

Czytaj dalej
Fot. Materiały prasowe
Anita Czupryn

Anna Olejnik: W Warszawie mamy jeszcze zapas, ale zagrożenie niedoboru wody istnieje

Anita Czupryn

Przedsiębiorstwa ujmujące wodę głębinową, w przypadku bardzo suchego lata mogą stanąć w obliczu poważnego problemu, jakim jest niedobór wody w źródle. W przypadku wody powierzchniowej jest inaczej. Poziom wody w Wiśle obserwujemy codziennie. Od 2015 roku wydłużają się okresy niskiego poziomu wód. Zatem zagrożenie jest realne – mówi Anna Olejnik, zastępcą dyrektora Pionu Wody Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w m.st. Warszawie S.A.

Pije pani kranówkę?

Oczywiście! Byłabym niewiarygodna, gdyby było inaczej. Jestem na co dzień odpowiedzialna za jakość wody i pod tym względem mam do siebie zaufanie. Absolutnie.

Mam wrażenie, że mieszkańcy Warszawy też już zaufali i piją warszawską kranówkę.

My na to zaufanie ciężko pracowaliśmy i nadal pracujemy; w latach 2007-2010 zostały zrealizowane potężne inwestycje. W latach wcześniejszych, rzeczywiście, ludzie mogli mieć różne zdania na temat walorów smakowych czy zapachowych wody, bo do tych dwóch kryteriów najczęściej sprowadza się ocena jakości produktu, a woda jest przecież produktem. Oceniamy ją poprzez nasze zmysły. Teraz smak i zapach jest przez mieszkańców pijących wodę z kranu dużo wyżej oceniany. Ale my w MPWiK w przypadku wody przeznaczonej do spożycia nie ograniczamy się tylko do wrażeń smakowych i zapachowych. Jest cała lista parametrów, których dopuszczalne poziomy zostały określone w rozporządzeniu Ministra Zdrowia w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi, które musimy badać. Przy tak dużej produkcji wody, jaka jest w Warszawie, badania wykonujemy codziennie. Dla mnie najważniejsze są nie tylko wyniki badań fizykochemicznych, ale przede wszystkim mikrobiologicznych, bo rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie jakości wody zwraca uwagę na podstawowy wymóg, którym jest bezpieczeństwo wody w aspekcie mikrobiologicznym.

Jak więc się tę wodę bada pod tym względem; jak się ją sprawdza odnośnie do skażeń i jakich skażeń, ile w niej może być pestycydów, ile leków, ile bakterii?

Parametrów, jak już wspomniałam, jest wiele, są one podzielone na grupy: mikrobiologiczne, fizykochemiczne i organoleptyczne. Dopuszczalny poziom poszczególnych parametrów określa wcześniej wspomniane rozporządzenie Ministra Zdrowia. W rozporządzeniu zostały również opisane zasady kontroli jakości wody, które zależą od wydajności Stacji Uzdatniania Wody i należy je wykonywać z określoną częstotliwością. W tak dużym przedsiębiorstwie jak nasze codziennie musimy wykonywać ogromną liczbę badań w każdej z trzech stacji produkujących wodę dla Warszawy. Dodatkowo w sieci dystrybucyjnej muszą być wyznaczone punkty kontroli okresowej. Na terenie Warszawy i Pruszkowa – ponieważ tam również dostarczamy wodę – wyznaczonych jest 80 takich punktów, które rozmieszczone są w każdej dzielnicy, równomiernie w całej sieci. Jesteśmy zobowiązani kontrolować jakość wody w całym układzie dystrybucyjnym. A trzeba pamiętać, że warszawska sieć wodociągowa jest bardzo rozległa – liczy około4,5 tysiąca kilometrów. Łącznie w ciągu doby wykonujemy średnio 600 badań próbek wody na różnych etapach.

Gdzie się znajdują te trzy stacje uzdatniania?

Jedna mieści się przy ul. Koszykowej – to Stacja Filtrów, najbardziej znana w Warszawie, najstarsza, największa…

… i najnowocześniejsza?

Wszystkie są nowoczesne. Natomiast SUW „Filtry”, z uwagi na to, że jest najstarsza – jest też najciekawsza. Uruchomiona w 1886 roku, posiada elementy, które były budowane jeszcze w XIX wieku, w ramach pierwotnego układu technologicznego, jak chociażby filtry powolne. Obecnie procesy te są uzupełnione o supernowoczesne technologie, jak ozonowanie i filtracja na złożu granulowanego węgla aktywnego. Wracając do stacji uzdatniania wody – kolejną, po SUW „Filtry”, jest SUW „Praga” przy ulicy Brukselskiej, która, podobnie jak zakład przy Koszykowej, też pracuje w oparciu o wodę infiltracyjną z Wisły. Trzecia stacja uzdatniania to Zakład Wodociągu Północnego, który ujmuje wodę z Jeziora Zegrzyńskiego. Woda jest uzdatniana w Wieliszewie, a następnie tłoczona do Stacji Strefowej „Białołęka”, gdzie znajdują się zbiorniki wody czystej i stąd dystrybuowana jest do miasta.

Czym są filtry powolne i po co się ozonuje wodę?

Filtry powolne były pierwotnym elementem uzdatniania wody w czasach, kiedy ta stacja powstała, zaś obecnie stanowią ostatni element układu technologicznego. Przez ponad 135 lat nastąpiła ogromna ewolucja i rozbudowa układu technologicznego. Dziś jego najnowszy element, który został zbudowany w latach 2007-2010, czyli ozonowanie pośrednie i filtracja na złożu granulowanego węgla aktywnego, jest tym, do czego dążą absolutnie wszystkie przedsiębiorstwa wodociągowe – te, które ujmują wodę powierzchniową bądź infiltracyjną. Należy podkreślić, że w uzdatnienie wody powierzchniowej trzeba włożyć dużo więcej wysiłku niż w uzdatnienie wody głębinowej – to jest oczywiste. Jednakże nie wszystkie miasta mają możliwość ujmowania wody głębinowej. I my właśnie jesteśmy w takiej sytuacji. Jednak dzięki procesowi utleniania ozonem i filtracji na granulowanym węglu aktywnym uzyskujemy wspaniałe efekty. Te dwa jednostkowe procesy służą temu, by usunąć z wody materię organiczną. Jest ona niewidoczna, ale dążymy do tego, by jak najefektywniej usunąć te związki. Pozwala nam to poprawić i walory smakowe, i zapachowe. Woda pozbawiona materii organicznej wymaga mniejszej dawki dezynfektanta – substancji dodawanej jako ostatni element w układzie technologicznym, który w przypadku dużych stacji uzdatniania wody i rozległych sieci dystrybucyjnych jest bezwzględnie konieczny. Jednocześnie należy dążyć do tego, żeby te dawki dezynfektanta były jak najniższe, co jest realizowane poprzez zaawansowane procesy uzdatniania. Jeszcze w końcu lat 90. nastąpił proces zmiany dezynfektanta - zrezygnowaliśmy ze stosowania chloru jako głównego środka dezynfekcyjnego na rzecz dezynfekcji wody dwutlenkiem chloru.

Dlaczego?

Po pierwsze, zredukowaliśmy negatywne odczucia zapachowe – to, co jest najbardziej odczuwalne przez klientów. Ponadto stosowanie chloru wiąże się z ryzykiem formowania substancji uznanych potencjalnie za kancerogenne. Są to trihalometany; mogą się one tworzyć w momencie, kiedy mamy zbyt dużą zawartość materii organicznej w wodzie uzdatnionej i stosujemy chlor. Chlor nie tylko dezaktywuje i zabija mikroorganizmy, ale wchodzi w reakcję - mówiąc obrazowo - łączenia ze związkami organicznymi. Dwutlenek chloru nie reaguje w ten sposób z materią organiczną.

Rozmowę w gruncie rzeczy zaczęłyśmy od końca – czyli od odkręcania kranu i picia wody. Idźmy zatem do początku – to znaczy, skąd woda do picia jest pobierana i jaką rolę w całym procesie odgrywają słodkowodne małże?

Małże są wyłącznie wskaźnikiem potencjalnego zanieczyszczenia substancjami toksycznymi. Stanowią element bioindykacji – kontroli bezpieczeństwa, która bazuje na organizmach żywych. Są one dużo bardziej wrażliwe niż organizm ludzki. W przypadku pojawienia się substancji toksycznej w wodzie ujmowanej, małże zareagowałyby natychmiast poprzez zamknięcie swoich skorupek. Ten system jest o tyle ciekawy, że każdy małż podłączony jest do czujnika, dzięki czemu dane są przekazywane od razu na ekran komputera. Nie jest więc tak, że sami obserwujemy małże i sprawdzamy, jak one się zachowują, tylko ich zachowanie jest zwizualizowane na monitorze i stąd wiemy, czy coś niepokojącego mogło się zdarzyć, czy nie. Takim bioindykatorem są również ryby, a ściślej mówiąc narybek. Są to młode organizmy, które są bardziej wrażliwe niż osobniki dorosłe. Stosowany jest więc podwójny system zabezpieczeń, dzięki czemu wiemy, że woda, którą ujmujemy, nie ma żadnych zanieczyszczeń toksycznych. Oprócz tego wykonywany jest też panel badań laboratoryjnych – chemicznych, mikrobiologicznych, co jest niezbędne do optymalizacji procesu technologicznego. Kontrola ta odbywa się codziennie i na każdym etapie - od ujęcia do wtłoczenia wody do systemu dystrybucyjnego.

Skąd te małże się biorą, bo przecież nie z Wisły? Jak długo one są tymi „kontrolerami” jakości wody i co później się z nimi dzieje?

Małże znajdują się na naszych obiektach, w specjalnych akwariach przepływowych; jedno jest w Grubej Kaśce – studni infiltracyjnej zlokalizowanej na środku Wisły, drugie stanowisko mieści się w Zakładzie Wodociągu Północnego. Małże wyławiane są z jeziora w Wielkopolsce, do którego później wracają. Z uwagi na to, że w takim systemie biomonitoringu wody najlepiej sprawdzają się organizmy młode, czyli takie, które nie przyzwyczaiły się jeszcze zanadto do panujących warunków, nasze małże wymieniane są co kwartał. Dzięki temu nie tracą czujności.

Woda, którą pobiera Gruba Kaśka, jest wodą powierzchniową, mimo że pobierana jest spod dna Wisły?

Tak, to wspomniana wcześniej woda infiltracyjna. To nadal woda powierzchniowa, wiślana, ale ujmowana kilka metrów pod dnem rzeki za pomocą specjalnych drenów. To oznacza, że przesącza się ona najpierw przez warstwy dna - piachu, żwiru, kamieni, a zatem jest już wstępnie przefiltrowana, zawiera znacznie mniej zanieczyszczeń niż woda w nurcie i dopiero taka trafia do stacji uzdatniania. Proces infiltracji zajmuje około 30 godzin. Chyba najłatwiej będzie to sobie wyobrazić, jeżeli powiem, że mętność wody w Wiśle to 10 do 20 jednostek NTU, a w wodzie ujętej ta mętność jest już na poziomie poniżej jednej jednostki. A woda uzdatniona jest normowana właśnie na poziomie jednej jednostki NTU. To pokazuje, jak efektywny jest to proces. Badamy wodę powierzchniową z Wisły i infiltracyjną. Oceniamy, że proces infiltracji usuwa około 40 procent zanieczyszczeń organicznych – to naprawdę świetny wynik.

Czyli pozostałe 60 procent odfiltrowuje się i klaruje już w Stacji Uzdatniania Wody?

Tak jest, w czasie klasycznego procesu uzdatniania.

Wiedeń chwali się, że w jego kranach płynie prawdziwa woda mineralna. Podobnie jest w Paryżu; tam nawet w niektórych kranach płynie woda gazowana. Czym my możemy się pochwalić?

Wiedeń rzeczywiście ma świetną sytuację, ponieważ tam woda sprowadzana jest z Alp. To jest bardzo czysta woda górska, która praktycznie nie wymaga żadnego uzdatniania. Wracając do naszej wody – sprawdzając zawartość różnych związków w wodzie, badamy między innymi również i minerały. W składzie wody ważna jest zawartość wapnia i magnezu. Taka woda powinna mieć też niski poziom sodu, co jest istotne z punktu widzenia zdrowotnego. Wody mineralne normowane są oddzielnym rozporządzeniem. Zaś woda przeznaczona do spożycia przez ludzi nie może być wodą mineralną, bo wówczas musiałaby spełniać inne kryteria. Warszawska kranówka jest więc wodą średniozmineralizowaną, co oznacza, że jest bezpieczna dla wszystkich. Należy pamiętać o tym, że woda mineralna, z definicji, musi zawierać kilkaset miligramów minerałów, co nie dla każdego organizmu jest bezpieczne. Średni poziom zmineralizowania – a więc ten, który charakteryzuje warszawską kranówkę - jest jak najbardziej bezpieczny dla wszystkich. Jest też optymalna dla urządzeń gospodarstwa domowego.

Filtry, które ludzie montują w dzbankach, przy kranach to dobry pomysł? Czytałam opinię, że wyjaławiają wodę i że taka absolutnie czysta woda wcale nie jest dobra dla naszego organizmu. Jakie jest pani zdanie – czy w naszych mieszkaniach do kranówki dobrze jest stosować dodatkowe filtry?

Warto mieć na uwadze to, że dostępne są różne rodzaje filtrów. Filtry montowane w dzbankach nie usuwają wszystkiego z wody. A są o tyle ryzykowne, że posiadają złoże, na którym może się rozwijać flora mikrobiologiczna. Jeżeli ktoś nie zwraca uwagi na temperaturę, w jakiej woda jest filtrowana, albo niezbyt często wymienia filtr, to istnieje ryzyko wtórnego zanieczyszczenia mikrobiologicznego. Drugą grupę stanowią filtry oparte na odwróconej osmozie. Ich zadaniem jest usunięcie absolutnie wszystkiego, co w wodzie jest w formie rozpuszczonych jonów. W efekcie zostaje nam tylko H2O, co nie jest wskazane, ponieważ odpowiedni poziom minerałów jest ważny dla organizmu.

Czy Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji zatrudnia ekspertów – swoistych sommelierów, których zadaniem jest próbować wodę i czy są oni w stanie rozpoznać czy dana woda pochodzi z warszawskich wodociągów, czy z innych miejsc?

Sommelierzy to może zbyt szumna nazwa. W laboratorium funkcjonuje specjalna pracownia sensoryczna, w której ocenia się zapach i smak. Badanie smaku i zapachu jest wymogiem prawnym, wynikającym ze wspomnianego wczesniej rozporządzenia. Badania są znormalizowane i podlegają akredytacji. W pracowni sensorycznej pracują osoby, które muszą spełniać określone wymagania, żeby być wiarygodnymi w tej ocenie, np. nie mogą palić papierosów. Ponadto muszą pozytywnie przejść testy kwalifikacyjne. Krótko mówiąc, stawia się przed nimi szereg wymagań, by wiarygodnie ocenić zapach i smak wody. Badania te wykonywane są codziennie, równolegle przez trzy osoby.

Kilka lat temu w Starachowicach zabrakło wody pitnej. Eksperci mówią, że jesteśmy krajem ubogim w wodę, w porównaniu z krajami Europy zachodniej. Możliwy jest czarny scenariusz, że pewnego dnia odkręcimy kran i woda nie poleci?

To nie są historie wyssane z palca. Przedsiębiorstwa, które mają możliwość ujmowania wody głębinowej, muszą mieć na uwadze, że w przypadku bardzo suchego lata mogą stanąć w obliczu poważnego problemu, jakim jest niedobór wody w źródle. Zdarzyło się już w ostatnich siedmiu latach, że nie tylko Starachowice pozostały bez wody. Podobnie było w Skierniewicach, kiedy w okresie letnim ogłoszono ograniczenia w dostępie do wody. W przypadku wody powierzchniowej jest trochę inaczej. Poziom wody w Wiśle obserwujemy codziennie; jest to dla nas bardzo istotne, ponieważ z tego wynika efektywność procesu infiltracji. Rzeczywiście, zauważamy, że zmiany klimatu są wyraźnie odczuwalne. Od mniej więcej 2015 roku wydłużają się okresy niskiego poziomu wód. Zatem zagrożenie jest realne; o tym myśli każde przedsiębiorstwo, analizując i szacując ryzyka. Zaopatrzenie mieszkańców w wodę do spożycia to zarówno aspekt jakościowy, jak i ilościowy.

Wyobraża sobie Pani taki moment, kiedy woda zacznie być reglamentowana?

Wydaje mi się, że to jest już bardzo czarny scenariusz. W Warszawie mamy jeszcze zapas, jeżeli chodzi o nasze zdolności produkcyjne, także w najbliższych latach reglamentacja wody nam nie grozi. Ale czy może się to zdarzyć za jakieś sto lat – nie wiem.

Rzecz w tym, żebyśmy podchodzili do wody z szacunkiem. Czy tak jest pani zdaniem?

Każdy, kto korzysta z wody, powinien to robić świadomie i wyrabiać w sobie nawyki zmierzające do racjonalnego używania jej. Ważne są również nawyki, które pozwolą na ograniczenie niezadowolenia z jej jakości. Zdarza się bowiem, że ocena jakości wody obniża się, kiedy po dłuższej nieobecności ludzie wracają z urlopu i odkręcają kran – często nie zwracając uwagi na to, czy odkręcają kurek z wodą zimną czy ciepłą. Nie biorą pod uwagę, że woda przez dłuższy czas stała w instalacji, w mieszkaniu, w wysokiej temperaturze i należy ją spuścić, zanim będziemy jej używać do picia. Trzeba też pamiętać, że do picia czy do przygotowywania posiłków używamy tylko zimnej wody – bo to zimną wodę dostarcza MPWiK. W przypadku ciepłej wody, czyli wody podgrzanej, dostarczanej siecią ciepłowniczą, nie posiadamy żadnej wiedzy o jej kontroli pod kątem wymagań jakościowych. W procesie podgrzewania woda została zmodyfikowana, za co my w MPWiK nie jesteśmy odpowiedzialni i za co nie ręczymy. Warto o tym pamiętać.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.