Anna Dudzińska, Dobrze zaprojektowane. Dziś Sztolnia Dziedziczna w Zabrzu
Opowiadanie o kopalnianych chodnikach w ramach cyklu „Dobrze zaprojektowane”? To z pewnością musi niektórych zdziwić. Posłuchajcie o Sztolni Dziedzicznej w Zabrzu.
Mam nadzieję, że miłośników postindustrialnego dziedzictwa regionu taka sytuacja nie zdziwi jednak wcale. Przecież mamy w Zabrzu do czynienia z inżynierską robotą najwyższej próby. I chociaż schowaną pod ziemią, przez wiele lat dostępną tylko górnikom, to teraz wszyscy możemy ją podziwiać. Oto Sztolnia Dziedziczna w Zabrzu. Dzisiaj naszym przewodnikiem nie jest architekt, ale miłośnik Śląska i fotograf Tomasz Kiełkowski.
Co go zachwyca? - Sam pomysł na budowę takiej sztolni - przyznaje Kiełkowski. - Pamiętajmy, że był dopiero rok 1799! Chciano wydrążyć pod ziemią na głębokości 40 metrów tunel o długości 30 kilometrów.
Pytanie brzmi: po co ją budowano? Kiełkowski: - Po pierwsze po to, żeby kopalnie, które znajdą się na trasie sztolni, odwodnić. Pamiętajmy, że to czasy, kiedy pompy parowe są jeszcze bardzo drogie. A po drugie: w ten sposób węgiel z tych kopalń byłby też wydawany, po prostu spławiany łodziami.
Można by się zastanawiać, dlaczego nie transportowano węgla drogami, na przykład ulicą Wolności, łączącą Zabrze z ówczesną Królewską Hutą, czyli Chorzowem… Odpowiedź jest bardzo prosta: tej drogi i wielu, wielu innych po prostu nie było. A zatem zdecydowano: kopiemy podziemne korytarze.
Dalej Kiełkowski: - Projektowaniem zajmowali się wielcy inżynierowie. Szczególnie należy pamiętać o Friedrichu Wilhelmie von Redenie, który wtedy był dyrektorem Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu. Dzięki jego uporowi, sztolnię zaczęto drążyć.
Reden wzorował się na tym, co robili Anglicy. Sztolnia kończyła się wybudowanym na wylocie portem. Tam węgiel miał być przeładowywany i Kanałem Kłodnickim, a dalej Odrą, mógł docierać nawet do Szczecina. Przedsięwzięcie było niełatwe. Codziennie pyrlikiem i żelazkiem przesuwano się średnio o… 73 centymetry.
Kiełkowski: - To był projekt o niespotykanej skali. Sztolnię drążono przez 64 lata. Mimo iż na powierzchni pojawiły się już drogi, mało tego - pojawiła się już także kolej. Węgiel mógł być więc również w taki sposób transportowany. Ale nic - budowę sztolni kontynuowano. Skoro WUG postanowił…
Koszt tego inżynieryjnego cudu to 300 milionów dolarów, czyli w tamtym czasie prawie 2,5 miliona marek. Po wielu latach od zamknięcia kopalni i sztolni trzeba było kolejnych ogromnych pieniędzy, żeby wykopać 19 tysięcy ton mułu i doprowadzić do sytuacji, by dzisiaj Główną Kluczową Sztolnię Dziedziczną mogli odwiedzać turyści.