Anioły czuwały nad sprzedawczynią z Cepeliady
- Zapamiętałam jego wzrok, ciągle boję się tych oczu - wspomina sprzedawczyni z „Cepeliady Pod Strzechą” w Nowej Soli. Sprawca napadu stanie przed sądem.
Znajomi sprzedawczyni z „Cepeliady Pod Strzechą” przy ul. Wróblewskiego w Nowej Soli twierdzą, że to odważna kobieta. Sama przyznaje jednak, że od napadu boi się, a kiedy wraca do domu, ogląda się, czy nikt za nią nie idzie. Gdy przychodzi jej kolej na pracę w sobotę, wszystko się przypomina...
Była sobota, 16 kwietnia. Sprzedawczyni (nie chce ujawniać na łamach naszej gazety swojego nazwiska) zauważyła mężczyznę, który stał kilkanaście metrów od sklepu, przy drogowym słupku. Nie spodziewała się, że może wydarzyć się coś złego. Przed godz. 14.00 wyszli ostatni klienci. Właśnie miała zamykać, kiedy mężczyzna w kominiarce na głowie, czarnej czapce i ciemnozielonych spodniach moro wpadł do środka. Próbowała bronić kasy, ale mocno popchnął ją na drzwi kantorka. Upadła.
- Z wielką siłą wyrwał kasę. Zapamiętałam jego wzrok, ciągle boję się tych oczu, były straszne. Nie odezwał się słowem, tylko ja krzyczałam - wspomina kobieta. Ukradł 550 zł. Kiedy wybiegł zawiadomiła policję. Pokazała funkcjonariuszom słupek, przy którym stał mężczyzna.
Pies podjął trop. Sprawcę zatrzymano jednak 10 dni później, kiedy w tym samym ubraniu stał przed jedną z „Żabek” w mieście. Dostrzegł go tam patrol policji. Okazało się, że jest to 26-letni Dariusz K. z Nowej Soli. Jak się okazało był już wcześniej karany. - Mężczyzna przyznał się do zarzutu. Potwierdził też, że przyszedł pod ten sklep i zastawiał się czy nie zrobić podobnego rozboju - mówi Łukasz Wojtasik, Prokurator Rejonowy w Nowej Soli.
Plaga złodziejstwa jest potężna. Kradną co chcą. Dla mnie to szokujące
- Plaga złodziejstwa jest potężna. Kradną co chcą. Dla mnie to szokujące - stwierdza Krzysztof Uchal, właściciel „Cepeliady Pod Strzechą”. - Społeczeństwo powinno na to reagować. Chwała policji, że tak szybko udało się złodzieja złapać. Teraz musi ponieść konsekwencje. Krzysztof Uchal radzi, aby w podobnych sytuacjach nie walczyć, tylko oddać pieniądze, jakiekolwiek by nie były, bo, jak przekonuje, życie ludzkie jest najważniejsze.
Napadnięta sprzedawczyni właśnie 16 kwietnia miała urodziny. Przeżyła ten dzień, chociaż mogło być różnie. Może najświętsza panienka z obrazów przy wejściu do sklepu czuwała? - A może mój mąż czuwał? Nie ma go już 17 lat - mówi kobieta. Po zdarzeniu miała posiniaczone plecy i trzęsła się z ze zdenerwowania. Policjanci chcieli wezwać pogotowie, ale zdecydowała, że dojdzie do siebie. Strach jednak został do dzisiaj.
Znajomi wpadają sprawdzić, czy wszystko w porządku. - Na takich bandytów to powinien być pręgierz i baty w centrum miasta - zżyma się kolega kobiety, który właśnie zajrzał do środka. - To było poważne przestępstwo, tzw. rozbój, art. 280, paragraf 1 Kodeksu Karnego. Za to grozi od 2 do 12 lat pozbawienia wolności - podkreśla prokurator Wojtasik. Prokuratura rejonowa skierowała akt oskarżenia przeciwko sprawcy 19 lipca.