Aniela, siostra, która kłóciła się z Panem Bogiem
Aniela Przybylska ze Zgromadzenia Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla w Łodzi jest jedną z 19 tys. sióstr, które mieszkają w 2230 domach zakonnych w Polsce. Jest niezwykła: organizuje sylwestry, lubi leżeć na balkonie i patrzeć na gwiazdy.
Wierzyłam w Boga, ale zupełnie Go nie rozumiałam, nie rozumiałam Kościoła… dlatego też kłóciłam się z Bogiem, krzyczałam w polu: Gdzie jesteś? Ty, który jesteś Miłością! Jednak wiele moich młodzieńczych pytań pozostawało bez odpowiedzi - zaczyna swoja opowieść siostra Aniela Przybylska ze Zgromadzenia Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla w Łodzi. Siostra, która jest wulkanem energii, niezwykle wesołą i otwartą kobietą. Nie ma się co dziwić, że to właśnie ona organizowała, pierwszą w dziejach antonianek, zabawę sylwestrową za murami klasztornymi...
Alkohol, imprezy i rekolekcje
- Moje powołanie to jest ciekawa i tajemnicza sprawa, właściwie ciągle je na nowo widzę. Dobrze to określają słowa Jana Pawła II, że to jest „dar i tajemnica” - mówi siostra Aniela. - Moje powołanie odkrywałam po maturze, kiedy wyjechałam z domu rodzinnego do Poznania. Jaką byłam dziewczyną? Po kolei jednak. W podstawówce byłam grzeczną i nieśmiałą dziewczyną. Za to w drugiej klasie liceum byłam już zbuntowaną dziewczyną w glanach, spodniach, z koralikami na szyi i rękach, słuchałam rocka i choć uczyłam się całkiem dobrze, czasem wagarowałam, jeździłam stopem z moją przyjaciółką Danusią. Udawałam szczęśliwą, bo miałam swoją paczkę przyjaciół, swoje imprezy, alkohol...
Rodzice próbowali jednak córkę przywołać do porządku, co nie było łatwe, bo dziewczyna często stawiała na swoim.
- Miałam chłopaka, ale to była krótka znajomość, właściwie było miło i to wszystko - opowiada siostra Aniela. - Czułam, że to nie jest to. Dlatego, żeby móc samodzielnie pomyśleć bez presji rodziny, wyjechałam po maturze do Poznania. Tam uczyłam się w szkole policealnej na kierunku pracownik socjalny. Od początku byłam zafascynowana tą szkołą, wykładami z socjologii, psychologii i innych nauk o człowieku. Mieszkałam wówczas przez kilka miesięcy na stancji u sióstr serafitek, i tak nieśmiało je podglądałam. Pierwszy raz miałam okazję być blisko sióstr. Kiedyś w niedzielę adwentową poszłam z koleżankami na mszę św., a tam rozpoczynały się rekolekcje z księdzem Piotrem Pawlukiewiczem. Tak mnie zachwyciło to wszystko, co i jak mówił o Bogu, to, jaki był on sam, że postanowiłam uczestniczyć w kolejnych dniach rekolekcji. Poszłam też do niego do spowiedzi i po niej poczułam się jak nowo narodzona, jakby Bóg mi zabrał jakiś ogromny ciężar ze środka.
Wykupiła wszystkie książki księdza Piotra i czytała w każdej wolnej chwili. Po tym doświadczeniu postanowiła szukać Boga na poważnie, chciała tak się modlić i być taka wolna, jak ksiądz Piotr. Pewnego dnia, siedząc w kościele, pomyślała pierwszy raz o życiu zakonnym.
- Początkowo rodzice nie akceptowali mojej decyzji, ale kiedy byłam w nowicjacie, odwiedzili mnie z rodzeństwem, zobaczyli, że jestem szczęśliwa i pogodzili się z moim wyborem - opowiada zakonnica. - Dlaczego akurat antonianki? Jestem w tym zgromadzeniu prawie 12 lat. Przeglądając informator o zgromadzeniach żeńskich w Polsce, jednym z pierwszych zgromadzeń , które przykuło moją uwagę, było Zgromadzenie Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla. Nie ukrywam, że patrzyłam też na strój, żeby był prosty, ładny i niezbyt skomplikowany. Zachwyciłam się ich charyzmatem, którym jest obrona życia dzieci poczętych. Brałam pod uwagę dwa inne zgromadzenia, ale coś przykuwało moją uwagę bardziej do antonianek, nawet w zabawie z przyjaciółkami z mieszkania, kiedy robiłyśmy losowanie, która do jakiego zakonu idzie, wylosowałam trzy razy z rzędu antonianki.
W zgromadzeniu robiła różne rzeczy: była zakrystianką, przygotowywała młodzież do bierzmowania, pięć lat pracowała w Domu Samotnej Matki, a teraz jest kucharką w domu głównym zgromadzenia, pracuje też na pół etatu w bibliotece szkolnej ojców bernardynów i jest referentką powołaniową. Kucharką siostra Aniela jest znakomitą. Jej specjalność to ciasteczka. W niejednej cukierni robiłyby prawdziwą furorę.
Osoby zakonne i księża zawodzą
Siostra Aniela odnalazła i odnajduje się w zakonnym habicie. Tymczasem, jak wynika choćby z danych opublikowanych ostatnio przez watykańską kongregację życia konsekrowanego i stowarzyszeń życia apostolskiego, możemy mówić o kryzysie powołaniowym. Rocznie około 2300 zakonników i zakonnic odchodzi ze stanu duchownego. Dlaczego tak jest?
- Myślę, że wiąże się to z kryzysem rodziny - mówi siostra. - Rodziny już nie są ostoją pokoju, bezpieczeństwa, przekazywania wiary, wartości. Wiara jest bardziej widziana jako tradycja, rytuał, a nie jako żywa relacja z Bogiem, relacja dynamiczna i zaskakująca. Młodzi ludzie mają problem z relacjami, jest w nich dużo lęku, obawy przed zranieniem. Podobnie jest zresztą z decyzją o założeniu rodziny, małżeństwa czy o wstąpieniu do zakonu. To problem czasów, w których żyjemy. Ale też może czasem osoby zakonne i księża zawodzą młodzież i ludzi, czasem nie jesteśmy dla nich autentyczni.
Kryzys za murami klasztoru
Podczas wielu rozmów z zakonnicami, zakonnikami wypływał temat kryzysu, już po ślubach.
- Będąc w zakonie, nauczyłam się, że kryzys to rozwój, coś w nas się zmienia, coś umiera, by mogło narodzić się coś nowego. Kryzys boli, przychodzą emocje, rozczarowanie samym sobą, wspólnotą, ulatują złudzenia i zostaje już tylko prawda, samo życie. Po kryzysach człowiek już nie jest taki sam. Sama patrzę na wiele spraw inaczej, mam dystans do różnych sytuacji, uczę się patrzeć na życie swoje i innych już nie moimi „ciasnymi” oczami, ale Boga. Staram się, kiedy przeżywam coś trudnego, rozmawiać z kierownikiem duchowym, czy z przyjaciółką. Żaden człowiek nie jest samotną wyspą i po prostu potrzebujemy kogoś, kto nas wysłucha, a tym bardziej my kobiety.
Klasztorne radości i maseczka
- Radosne chwile w klasztorze przydarzają się codziennie, czasem śmiejemy się z siebie, gdy któraś z nas coś źle usłyszy, ktoś zrobi dowcip, przebieramy się na różne okazje, kiedy opowiadamy sobie na rekreacji nasz dzień i przygody z pracy poza klasztorem - uśmiecha się siostra Aniela. - A kiedy mam czas dla siebie, latem lubię pojeździć rowerem, pójść do lasu na spacer, czytam książki, odwiedzam podopiecznych Domu Samotnej Matki. Do kina czy teatru nie chodzimy za często, ale jeśli już, to na wartościowe filmy, czasem komedie. Na urlopie uwielbiam leżeć na balkonie i obserwować gwiazdy. A ostatnio byłam na koncercie TGD, Kuby Badacha, Natalii Niemen. To było niesamowite przeżycie. Hmm, lubię też Perfect, Fisheclectic, Elohim, Anastasis i łódzki zespół Mocni w Duchu.
Siostra przyznaje też, że dużo czyta, głównie literaturę z zakresu rozwoju duchowości, zwłaszcza takich autorów, jak Augustyn Pelanowski, Jan Kaczkowski czy Piotr Żyłka. Lubi także Lucy Maud Montgomery, Williama Younga i jego „Chatę”.
Siostra twierdzi, że nie tęskni za kosmetykami, wizytami u fryzjera, czy też ładną bielizną.
- Takie małe spa domowe czasem sobie sama robię w weekend, albo jak przyjedzie moja przyjaciółka czy siostra rodzona. Robimy sobie wtedy maseczki oczyszczające - mówi z uśmiechem.
Sylwester u antonianek
Wiele osób zdziwiła pod koniec ubiegłego roku informacja, że łódzkie antonianki zorganizowały zabawę sylwestrową. - Jeśli dobrze pamiętam, to pomysł na skupienie i zabawę sylwestrową w tym roku wypłynął w luźnej rozmowie u mojej przełożonej, matki Anny - mówi siostra Aniela. - Pod koniec listopada matka powierzyła mi nowy obowiązek, bycie referentką powołaniową zgromadzenia. Podczas naszych żartów i takiej luźnej rozmowy matka powiedziała, że może na nasz zakonny sylwester przyciągnie dziewczęta? Burza mózgów i udało się zrobić superzabawę. Przyjechały dziewczęta z całej Polski, w tym roku zabawę powtórzą.
Modlitwa siostry Anieli
- Pyta pan, jaką mam ulubioną modlitwę - zamyśla się nasza rozmówczyni. - Najbardziej lubię moje osobiste spotkanie z Bogiem, spotkanie w prawdzie, bez udawania, zadowalania siebie i innych, kiedy mogę Bogu mówić o tym, co mnie boli, kiedy płaczę, mówię o tym, co cieszy, złości, z czym sobie nie radzę. Ale ostatnio też odkrywam modlitwę uwielbienia Boga za wszystko, co się dzieje, za dobro i za zło. Czuję wówczas, że kiedy zgadzam się na wszystko i kiedy mówię Mu: Boże uwielbiam Cię!, to czuję wielką radość i wolność, rodzi się we mnie ufność, że moje życie jest w Jego ręku, że On mnie kocha taką, jaką jestem i że kocha mnie bezwarunkowo, tzn. że nigdy ze mnie nie zrezygnuje, że po prostu jest moim Ojcem! To daje mi wewnętrzną wolność.