Ani - zapomniana stolica dawnej Armenii
Kilka lat temu żądni wrażeń dotarliśmy z zachodniej Turcji na jej wschodnie rubieże. Dwa tysiące kilometrów po tamtejszych drogach transportem kołowym spokojnie można porównać do 20 tys. w Europie. Najdalej na wschód dotarliśmy do granicy z Armenią, tam gdzie leży Ani - miasto-widmo, dawna stolica Armenii, zwana kiedyś miastem tysiąca i jednego kościołów.
Granica między Turcją a Armenią była wówczas już od kilkunastu lat zamknięta. Aby móc przyjechać do Ani, trzeba było mieć specjalne pozwolenie. Te tereny są bardzo słabo zaludnione.
Czasami jechaliśmy pół dnia, a w zasięgu wzroku nie było widać żadnej wioski. Im bliżej granicy, tym częściej spotykaliśmy transportery opancerzone, a teren usiany był posterunkami żandarmerii. Nie wolno było robić zdjęć w kierunku Armenii. Na terenach, po których się poruszaliśmy, działała Partia Pracujących Kurdystanu.
W okolicznych górach skrywali się partyzanci kurdyjscy, walczący o swoje państwo. Zapewniano nas, że miejscowi są bardzo gościnni, spragnieni kontaktów z turystami. Ograniczyliśmy się jednak do zwiedzenia dawnej stolicy Armenii. To państwo, które jako pierwsze na świecie przyjęło chrzest, a stało się to w 301 roku. W 961 roku król Armenii zdecydował o przeniesieniu stolicy z Karsu do Ani, które było wówczas najpiękniejszym miastem w królestwie.
Z czerwonego i zielonego kamienia, którego jest tu dostatek, budowano świątynie. Stolica szybko zyskała miano miasta tysiąca i jednego kościołów. Mieszkało w niej 200 tysięcy ludzi, co na ówczesne czasy czyniło z Ani metropolię. Czasy świetności minęły w drugiej połowie XI wieku, kiedy stolicę zdobyli Turcy. Miasto niszczyły trzęsienia ziemi i kolejni najeźdźcy - Mongołowie i Turcy Seldżuccy. Ponoć sto lat temu w Ani było jeszcze ponad 40 kościołów.
Mieszkańcy Armenii do dziś nie mogą przeboleć, że ich dawna stolica jest poza granicami kraju. Planują zbudować jej kopię u siebie.