Andrzej Iwanicki: I pomyśleć, że w szkole mówili o mnie zdolny, ale leń
Gubiński przedsiębiorca Andrzej Iwanicki został Menadżerem Roku. Zwyciężył zarówno w opinii kapituły, jak i w głosowaniu Czytelników „Gazety Lubuskiej”. Przyznam, że tej pierwszej nagrody w ogóle się nie spodziewałem. Wzruszyłem się, zatkało mnie, nie wiedziałem, co powiedzieć - mówi laureat.
Andrzej Iwanicki w środę ze łzami w oczach odebrał aż dwie statuetki dla Menadżera Roku podczas uroczystej gali w Zaborze. Jedną zdobył poprzez głosowanie, drugą przyznała kapituła.
- Przyznam, że tej drugiej nagrody w ogóle się nie spodziewałem. Wzruszyłem się, zatkało mnie, nie wiedziałem, co powiedzieć. To bardzo miłe, gdy tak doceniana jest praca - mówi nasz rozmówca. Znany przede wszystkim jako biznesmen. Ogromny zakład meblowy w Gubinie zatrudnia ponad 700 osób.
- Pracują tam całe rodziny z Gubina oraz okolicznych miejscowości - opisuje burmistrz Bartłomiej Bartczak, który przyznaje, że lepszego inwestora włodarz miasta nie może sobie wyobrazić.
A. Iwanicki pochodzi z Kozowa, niewielkiej podgubińskiej miejscowości.
- Kiedyś dzieliło się rodziny na robotnicze albo chłopskie. My byliśmy taką rodziną mieszaną. Mama prowadziła małe gospodarstwo rolne, a tata był kowalem - opowiada Iwanicki. - Byłem najmłodszy z ósemki rodzeństwa. Mówi się, że ostatnie dziecko jest przez rodziców najbardziej rozpieszczane. I muszę przyznać, że faktycznie byłem ich oczkiem w głowie - śmieje się. - Jednak rozpieszczanie w tamtych czasach a obecnie, to dwie zupełnie różne rzeczy - dodaje.
- Tytan pracy. Złoty człowiek. Lepszego szefa ze świecą szukać - mówi ochroniarz z zakładu Jerzy Kołowiecki. Wiele osób, które zna pana Iwanickiego, najczęściej mówi o jego pracowitości. - Zakład dla pana Iwanickiego jest niezwykle ważny. Nie tylko jako źródło jego utrzymania, ale również ponad 700 osób. Gdy patrzę na ilość pracy, jaką musi wkładać każdego dnia, by ta machina działała, to mu nie zazdroszczę. O godz. 6.00 rano jest na zbiórce. Pracuje do późnego wieczora. Oprócz normalnych spraw, które musi załatwić każdy pracodawca, tj. zawieranie umów, negocjacje z kontrahentami, dobieranie załogi, to często musi rozwiązywać spory między pracownikami. Do tego nerwy ze stali. Ma w firmie setki maszyn i samochodów. Gdy coś się zepsuje, trzeba szybko podejmować trafne decyzje - opowiada Kamil Pawłowski, również zatrudniony w zakładzie A.Z. Iwaniccy.
Gubiński biznesmen przyznaje, że pracowitość wyniósł z domu. - Całe rodzeństwo się tego nauczyło od rodziców. Nie było takiej możliwości, żeby któreś nie pomagało matce przy gospodarstwie. Ojciec, gdy wracał z PGR-u, dalej pracował. Za domem mieliśmy kowadło i imadło. Wykonywał zamówienia. Było co robić i nie było łatwo - przyznaje Iwanicki, ale cieszy się, że miał takie dzieciństwo. Dzięki niemu jest, kim jest.
- Tata miał takie podejście, że im większe wyzwanie, tym bardziej się starał. Nauczył nas tego samego. Rodzice kładli na pracę bardzo duży nacisk, nawet większy niż na naukę - opowiada pan Andrzej. W szkole nie był prymusem. - Ba! Nie byłem nawet dobrym uczniem - śmieje się. - Nauczyciele w stosunku do mnie często używali znanego frazesu: „Zdolny, ale leń” - mówi Iwanicki. Nie do końca była to prawda, ponieważ po powrocie ze szkoły nie siadał do książek, tylko pomagał rodzicom.
Uczył się kiepsko, ale pamięć ma niesamowitą. - Pracowałem krótko w firmie. Koperty z premią rozdaje osobiście szef. Kiedy do niego przyszedłem, nie pytał, jak się nazywam, tylko od razu wręczył mi kopertę. Zdziwiłem się - przyznaje jeden z kierowców. Iwanicki uważa, że to chyba rodzinne. - Chyba wszyscy mieliśmy to w genach. Jeden z braci też nie był prymusem w szkole, ale trzy razy przeczytał wiersz i od razu mógł go z pamięci recytować.
Po szkole pracował jako ślusarz, chociaż z zawodu był stolarzem. Podczas jednej z prac w Państwowym Ośrodku Maszynowym poznał swoją przyszłą żonę, Bogumiłę. - Później już wspólnie prowadziliśmy sklep, najpierw w zastępstwie, później własny - opowiada Iwanicki. Biznes szybko się rozrastał. Najpierw w Lubsku, gdzie z bratem otworzyli pierwszy zakład. Później w Gubinie.
- Nie chciałem rozgłosu, gdy kupowałem budynki wojskowe na obrzeżach miasta. Urząd chciał się już pochwalić inwestorem, zanim cokolwiek się ruszyło. Wolałem pracować w spokoju. Nie było łatwo. Wszystko się tutaj sypało. Nie było ogrzewania, więc musieliśmy załatwić dwie dmuchawy, które ogrzewały halę - mówi o początkach firmy pan Andrzej.
Zapracowany, ale czy ma czas na jakieś hobby? Żona się śmieje. - Ten zakład to jego hobby - mówi pani Bogumiła. - Oczywiście lepiej byłoby, gdyby więcej czasu spędzał w domu, ale wiem, jakie ma obowiązki - przyznaje Iwanicka. Pan Andrzej dodaje, że nigdy nie miał czasu na jakieś zainteresowania. - Po skończeniu szkoły była tylko praca - mówi.
Niektórzy powiedzieliby, że jego hobby to pomaganie. A wspomaga wiele stowarzyszeń, klubów sportowych, itd. W samych superlatywach wypowiada się o nim Kamil Kuśnierek, ze Stowarzyszenia Esquadra, które organizuje akcje charytatywne oraz społeczne, wspierane przez Andrzeja Iwanickiego. - Ogromnie cenię pana Andrzeja Iwanickiego za to, że jego życie nie opiera się tylko na obecności w strefie ekonomiczno-gospodarczej, ale jest on stale obecny w strefie kulturalno-społeczno-sportowej miasta i gminy Gubin. Wciela w życie ideę odpowiedzialności społecznej biznesu. Sukcesem osobistym i sukcesem A.Z. Iwaniccy sp.j. umiejętnie się dzieli z mieszkańcami, organizacjami społecznymi i klubami sportowymi. Pomaga stowarzyszeniom, inspiruje przedsiębiorców, wspiera projekty miejskie i inicjatywy społeczne. Pan Andrzej dba o tych, którzy pomocy potrzebują i regularnie wspiera tych, którzy pomoc potrzebującym organizują. Wspaniały człowiek, nie gorszy biznesmen - mówi Kuśnierek.
Podobnie wypowiada się Przemysław Fiedorowicz z klubu piłkarskiego Carina Gubin. - Gdyby nie pomoc finansowa pana Andrzeja, naszego zespołu w ogóle by nie było. Za to należą się ogromne podziękowania - mówi kapitan piłkarzy. To tylko jeden z kilku klubów sportowych, które dotuje. Pomaga też potrzebującym, jak chociażby dzieciom ze świetlicy socjoterapeutycznej w Gubinie. Wziął udział w naszej akcji Świąteczne Pogotowie i dostarczył nowe meble do gubińskiej świetlicy. - Poprzednie materace miały już osiem lat i znajdowały się w kiepskim stanie. Dziękujemy za ten podarunek - mówi Izabela Ratajczyk, pełnomocnik ds. uzależnień, która też zajmuje się świetlicami.
W środę, podczas gali Menadżera Roku w Zaborze, panu Andrzejowi dziękowała inna laureatka plebiscytu. - Stoi tutaj wspaniały człowiek, który wspiera naszą działalność - mówiła Joanna Szymańska z Krosna Odrzańskiego, kierująca Powiatowym Ośrodkiem Wsparcia Integracja, działa też w Stowarzyszeniu Przystań.
Pan Andrzej skromnie przyznaje, że nie jest jedyną firmą w Gubinie, która pomaga. - Jest kilka, chociażby państwo Poniatowscy. A skąd ta chęć wspierania? Myślę, że jeśli ma się możliwości, to warto pomagać. Zwłaszcza osobom, które robią coś użytecznego dla innych - uważa Iwanicki.
Mimo natłoku obowiązków A. Iwanicki znajduje czas dla rodziny. Dwie dorosłe córki Iwona i Ewelina już pomagają mu w pracy. - Ta druga jest nawet lepsza w zarządzaniu ode mnie. Iwona zajmuje się wszystkimi przelewami, itd. To dobrze, trzeba kiedyś to wszystko komuś zostawić - opowiada. Gubiński przedsiębiorca ma jeszcze 14-letniego syna, Norberta, któremu pomaga odrabiać lekcje. - Taki prezent zrobiliśmy sobie na 20 rocznicę. Świętej pamięci kolega myślał wtedy, że to moja 19-letnia córka urodziła dziecko i gratulował mi wnuczka - śmieje się Iwanicki. - Norbert to wykapany tata. Nauczyciele mówią o nim tak samo, jak o mnie. Popełnia te same błędy, które staram się mu wybić z głowy...
Zobacz film z gali Menadżera Roku: