Andrzej Grzyb: Hoag - Antiga. To może być super duet!
Klasa i jakość polskiej drużyny, wysoki poziom i ogromna popularność siatkówki w Polsce, a nie wysokie zarobki skłoniły aż tylu znakomitych trenerów do startu w konkursie na szkoleniowca reprezentacji Polski siatkarzy - twierdzi Andrzej Grzyb, menedżer siatkarski z Rzeszowa, działający na międzynarodowym rynku wspólnie z synem Bolesławem.
Jest pan zaskoczony, że aż tylu chętnych zgłosiło swoje oferty w konkursie na nowego trenera reprezentacji Polski siatkarzy?
Ani trochę. Siatkówka w Polsce ma bardzo wysoką renomę, nasza liga jest ceniona w świecie, grają w niej gwiazdy, jesteśmy mistrzami świata, są sponsorzy i świetni kibice. To wszystko sprawia, że praca na stanowisku selekcjonera naszej narodowej drużyny jest atrakcyjna dla wybitnych fachowców. Największą niewiadomą pozostają wciąż kryteria, jakie ustali Polski Związek Piłki Siatkowej dla wyboru tego jednego, który wygra konkurs i zostanie trenerem biało-czerwonych.
Zna pan zapewne listę chętnych. Uważa pan, że jest wśród nich idealny kandydat?...
Jest kilka osób, które osobiście postawiłbym na to odpowiedzialne stanowisko. Mamy umowę z Andreą Gianim, zgłosiliśmy go do konkursu, co zrozumiałe, ma on nasze poparcie i gdyby to od nas zależało, wybralibyśmy go na trenera Polaków. Giani sprawdził się pracując w klubach we Włoszech, a prowadząc reprezentacje Słowenii pokazał, jak ze średnich zawodników można zrobić bardzo dobry zespół. To dla nas kandydat numer 1. Drugim jest Ferdinando de Giorgi, który zna już dobrze polski rynek i w związku z tym łatwiej by mu było, także pod względem mentalnym, prowadzić reprezentację naszego kraju. Dla mnie czarnym koniem byłby Glenn Hoag, trener reprezentacji Kanady. Na miejscu szefów związku porozmawiałbym z nim, a na drugiego trenera do niego postawiłbym Stephane'a Antigę. Na dziś jest to dla mnie optymalne zestawienie. Podobno, bo jak wiem mówiło się o tym podczas Klubowych Mistrzostw Świata w Brazylii, Antiga ma być trenerem reprezentacji Kanady, a Hoag kimś na kształt dyrektora sportowego, czyli osoby zawiadującej wszystkim z góry. Obaj panowie przyjaźnią się, znakomicie się rozumieją. Naprawdę bardzo bym chciał, aby duet ten prowadził naszą reprezentację.
A co pan sądzi o Andreai Anastasim, Raulu Lozano i Danielu Castellanim?
Oni już byli. Wszyscy są bardzo dobrymi trenerami, ale są to już zamknięte karty, nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki. Myślę, że już nie powtórzyliby poprzednich sukcesów, bo mentalnie nie byliby gotowi poprowadzić reprezentacji Polski na takich emocjach, z poprzednim zaangażowaniem. Nie wiadomo z jakim zaangażowaniem pracowaliby z nimi sami zawodnicy. Przy trenerskich powtórkach siatkarze już nigdy nie podejdą do pracy z takim zapałem i entuzjazmem, jak z nowym szkoleniowcem.
Najlepiej by było, gdyby był polski trener, ale mówi się, że obecnie jeszcze nie mamy w kraju mocnych kandydatów. Co pan na to?
Rzeczywiście, nie ma takich kandydatów. Namawiamy do złożenia aplikacji Krzysztofa Stelmacha, aczkolwiek zdajemy sobie sprawę z tego, że będzie miał raczej małe szanse, aby wygrać. Podczas rozmowy proponowałem mu złożenie aplikacji z adnotacją, że w przypadku wyboru włoskiego trenera, mógłby pracować, jako drugi. Gdyby wybrano duet Giani - Stelmach byłbym mocno za.
Jeżeli chodzi o finanse, to posada trenera Polaków też jest atrakcyjna?
Są to jakby średnie standardy, a na pewno nie super. Z tego względu nie można było zaprosić amerykańskich trenerów, którzy pracując na tamtejszych uniwersytetach zarabiają dużo więcej. Temat ten przerabialiśmy przed Antigą, gdy rozmawialiśmy Hugh McCutcheonem. Zarobki najlepszych amerykańskich trenerów przekraczają możliwości PZPS. Na pewno oferowane w Polsce pieniądze nie są małe. To zresztą sprawa związku, który te kwestie ustala indywidualnie. Są to wynagrodzenia na poziomie dobrych zawodniczych kontraktów w klubach. Innymi słowy, jest to kasa nie do pogardzenia, ale jak już wspomniałem zdecydowanie ważniejsze od pieniędzy są kwestie ambicjonalne; prowadzenie takiej reprezentacji, jak Polska przy takiej publiczności, jak u nas, to jest naprawdę coś.
Jak pan przyjął wyniki zakończonych niedawno Klubowych Mistrzostw Świata?
Spodziewałem się, że będą właśnie takie, przewidziałem je dużo wcześniej typując kolejność pierwszej trójki. Oglądałem Zenit Kazań, widziałem w jakiej dyspozycji jest Sada Cruseiro, zwycięzca zawodów, nie znałem tylko Argentyńczyków. Bardzo ważne były warunki, w jakich odbywał się turniej. Salka bez klimatyzacji z temperaturą dochodzącą do 36 stopni, Wiedziałem o kontuzji Michajłowa z Zenitu oraz o tym, że Anderson dopiero pod koniec września rozpoczął treningi i przyjechał do Rosji. Brazylia wygrała mistrzostwo olimpijskie, a jak wiadomo reprezentacja kraju jest jakby koniem pociągowym drużyny klubowej. Ponadto Cruseiro przeprowadziło udany transfer kubańskiego środkowego - Simona. Czyli wynik można było łatwo przewidzieć, ale spodziewałem się w finale bardziej wyrównanego spotkania, a nie zwycięstwa Sady 3:0. Rosjanie byli już mocno przemęczeni pogodą, warunkami i rozegrali najsłabszy mecz w turnieju, dlatego wysoko przegrali.
Wilfredo Leon jest bliżej czy dalej gry w reprezentacji Polski?
Trudno powiedzieć. Otworzyła się druga ścieżka, bo ostatnio zgłosiły się pewne osoby, które chcą nam pomóc w sfinalizowaniu sprawy Leona. Jest to ścieżka dyplomatyczna i nią chcemy iść. Po prostu, trzeba wsiąść do samolotu lecącego na Kubę i rozmawiać z szefami tamtejszego sportu.
Jak podoba się panu start 16-zespołowej PlusLigi?
Są trzy zespoły teoretycznie znajdujące się poza zasięgiem pozostałych. To wszyscy wiemy. Wiele dobrego i interesującego dzieje się w zespołach niżej sklasyfikowanych. Już jest ciekawie, a będzie jeszcze ciekawiej. Moim zdaniem powinno ograniczyć się liczbę obcokrajowców w poszczególnych zespołach. Nie tylko do trzech na boisku, ale także zmniejszyć ich liczbę do czterech w kadrach. Sens rozszerzenia ligi był taki, aby dać szansę gry młodym, utalentowanym polskim siatkarzom, a nie aby zapychać dziury w składach graczami z zagranicy.