Andrzej Duda pokazał pazurki [rozmowa]
Rozmowa z dr hab. Magdaleną Mateją, medioznawczynią z UMK w Toruniu.
Prezydent zaczął komunikować się z suwerenem krzykiem. Zastanawiam się, jak pani zareagowałaby na mój podniesiony głos podczas naszej rozmowy?
Reakcja zależy od osobowości osoby obierającej komunikat. Jeżeli będzie to ktoś o ugruntowanej samoocenie - prawdopodobnie zareaguje z emocjonalnym dystansem i wycofaniem się, wręcz niechęcią. Niektórzy odbiorcy mogą parsknąć śmiechem, niemniej pewna grupa odbierze gniew i złość jako naturalne zachowanie. Nie brak go przecież w naszym otoczeniu, zwłaszcza w mediach. Są wyborcy, którzy tak ostrą retorykę przyjmą z zadowoleniem i satysfakcją uznając, że okrzyki nie są pod ich adresem, tylko w ich imieniu.
Pięć lat temu, kiedy Andrzej Duda, wtedy polityk z drugiego szeregu PiS, ubiegał się o stanowisko prezydenta, nie był tak krzykliwy.
Andrzej Duda był wtedy kandydatem dynamicznym, zależało mu, starał się pozyskać sympatię większości. Sprawnie komunikował się z wyborcami, nie podnosząc głosu ponad miarę. Obecnie wchodzi w rolę surowego ojca narodu, który łaje sędziów, łaje również tych, którzy stają w ich obronie, co negatywnie odbija się na jego wizerunku. W mediach społecznościowych pojawiło się mnóstwo memów i komentarzy internautów, którzy w mimice, artykulacji i brzmieniu głosu Andrzeja Dudy widzą podobieństwo do sposobu komunikowania się... Mussoliniego! A to już niebezpieczne skojarzenia. Nie chodzi w tym przypadku o podobieństwo wypowiedzi czy argumentacji, tylko o tzw. mowę ciała: komunikację niewerbalną, gesty, miny, ton i wysokość głosu. Zestawienie podobizn obu panów powoduje wizerunkowe - dodam, przykre i bolesne - konsekwencje dla Andrzeja Dudy. Warto pamiętać, że z powodu satyry politycznej, prześmiewczych memów, specyficznego formatowania Bronisława Komorowskiego w mediach społecznościowych, ten kandydat stracił szacunek i powagę. Do tego stopnia stracił, że przegrał.
Części Polaków ta wojna na gesty i słowa pewnie się podoba. Lubią mocnych i zdecydowanych polityków.
Dlatego mówię o różnych grupach odbiorców. Jedni taką pozę wykpią, inni się z nią zidentyfikują. Są wyznawcy (i to dość liczni...) poglądu, że ludzi trzeba trzymać na krótko. Pewnej grupie obywateli to się po prostu podoba. Dla nich bezkompromisowa retoryka i pokrzykiwanie jest równoznaczne z wprowadzaniem ładu i porządku. To iluzja, ponieważ między komunikacją a rzeczywistością istnieje czasami głęboka przepaść.
Czy prezydent przestaje nad sobą panować? Czy im bliżej wyborów, tym Andrzej Duda będzie głośniej krzyczał? Odpowiedzi na te pytania w dalszej części rozmowy.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień