Andriej Makarewicz. Gwiazda rosyjskiej muzyki, która przestała wierzyć Putinowi
Życie Andrieja Makarewicza potoczyłoby się inaczej, gdyby jako nastolatek nie usłyszał piosenek The Beatles. W Rosji jest legendą jak Paul McCartney na Wyspach Brytyjskich. Nie przypadkiem w 2003 r., podczas koncertu byłego beatlesa na Placu Czerwonym w Moskwie, siedział obok prezydenta Władimira Putina. Dziś krytykuje gospodarza Kremla za autorytarne rządy i - jak niegdyś John Lennon w piosence „Give peace a chance” - apeluje o pokój.
- „Nasze stanowisko jest bardzo proste: Rosja nie potrzebuje wojny z Ukrainą i Zachodem. Nikt nam nie grozi, nikt nas nie atakuje” - to fragment wystąpienia rosyjskich twórców kultury, opozycyjnych polityków, działaczy społecznych i dziennikarzy. Kilka dni temu ogłosili, że sprzeciwiają się rządzącej „Partii Wojny” i tworzą ruch pacyfistyczny. - „Rosyjscy obywatele są faktycznie zakładnikami przestępczego awanturnictwa, w jakie zamienia się polityka zagraniczna Rosji” - oświadczyli. Pod listem podpisało się dotychczas kilka tysięcy Rosjan. Jednym z najbardziej znanych jest Andriej Makarewicz.
- Jak wierzyć Putinowi, który na cały świat ogłaszał, że Rosja nigdy nie naruszy państwowej integralności Ukrainy, a po dwóch tygodniach zabrał Krym? - odparł na pytanie dziennikarki niezależnej telewizji „Dożd”, czy wierzy w deklaracje władz, że nie chcą wojny z Ukrainą. - Jutro nam powiedzą, że grupa ukraińskich nacjonalistów naruszyła państwową granicę, wtargnęli do Rosji i my musimy odpowiedzieć. Może jestem naiwny, ale ani jeden normalny człowiek na ziemi nie może chcieć wojny. Jeśli nas przekonują, że wszystko jest w porządku, nikogo nie straszymy, to po co sprowadziliśmy tyle wojska na granicę? U nas ogromny kraj, róbcie manewry na Syberii.
Sny o beatlesach
Makarewicz to jeden z najsłynniejszych muzyków w Rosji. Urodził się w 1953 roku w Moskwie, dziewięć miesięcy po śmierci Stalina. Jego ojciec był profesorem architektury i weteranem II wojny światowej, na której stracił nogę, matka - doktorem medycyny.
Muzyką interesował się od najmłodszych lat. W inteligenckiej rodzinie często słuchało się pieśni bardów - Bułata Okudżawy czy Włodzimierza Wysockiego. Życie młodego Andriuszy wywrócił do góry nogami zespół The Beatles, którego piosenki usłyszał pierwszy raz w 1966 roku. Do dziś wspomina, jak ojciec przywiózł do domu dwie płyty słynnej czwórki z Liverpoolu, w tym „A Hard Day’s Night”. 13-latek był pod takim wrażeniem, że śniło mu się nawet, jak włóczy się z Lennonem po Moskwie. Trzy lata później, razem z kolegami, takimi jak on beatlemanami, założył Maszynę Wriemieni (Wehikuł Czasu) - zespół, w którym do dziś występuje.
Grali najpierw piosenki zachodnich grupy, co w ZSRR nie było mile widziane. Szybko zaczęli więc tworzyć własne kawałki na gitary elektryczne. Makarewicz - utalentowany wokalista, gitarzysta i pianista - stał się głównym kompozytorem i autorem tekstów większości piosenek. Wykonują klasycznego rocka, czerpiąc m.in. z bluesa i popularnej w Rosji piosenki bardowskiej. Część repertuaru kojarzyć się może z naszą Budką Suflera.
Młody Makarewicz fascynował się nie tylko beatlesami, ale także hippisami - ich muzyką i stylem życia. Lubił kolorowe stroje i bujną fryzurę a la Jimi Hendrix. Unikał jednak otwartej kontestacji. Stronił od polityki na tyle, na ile to było możliwe w państwie sowieckim. Po latach opisywał siebie jako przeciwnika komunizmu, lecz nie dysydenta. Niektórzy dopatrywali się „drugiego dna” w tekstach jego piosenek (np. „Marionetki”). Sam zauważał, że doszukiwano się tego na wyrost. Jak większość młodych obywateli ZSRR należał do komsomołu (młodzieżowej organizacji komunistycznej), co jednak w połowie lat 70. nie uchroniło go przed wyrzuceniem z Moskiewskiego Instytutu Architektury za granie muzyki poza partyjnym nadzorem. Studia architektoniczne skończył dopiero na wieczorowym kursie. Niewiele pracował w wyuczonym zawodzie, bo szybko wchłonęło go życie artystyczne.
Kariera Maszyny Wriemieni nabrała rozpędu na przełomie latach 70. i 80. XX w. Sowieckie władze zaczęły wtedy zezwalać na rockowe koncerty i festiwale. Oczywiście, pod ścisłą kontrolą. Zespół nie miał wyjścia i godził się na to, byle tylko móc oficjalnie występować. Koncertował w całym Związku Radzieckim, z wyjątkiem Moskwy, gdzie nie miał zgody na koncerty aż do 1986 roku.
Po nadejściu Michaiła Gorbaczowa i pieriestrojki nastąpiła eksplozja rocka w ZSRR. Grupa Makarewicza była już wtedy gwiazdą od Kaliningradu po Władywostok. Jej lider wystąpił w 1985 roku w głównej roli muzycznego filmu „Zacząć od nowa”. Zespół zapełniał publicznością wielkie sale widowiskowe. Uwielbienie fanów ściągających masowo na występy Maszyny Wremieni porównywano do beatlemani. Makarewicz przekonywał po latach, że to muzyka, którą symbolizował The Beatles, pomogła w rozpadzie ZSRR. - W niej była niewiarygodna wolność. Mnóstwo ludzi zrozumiało dzięki niej, że tak dłużej żyć nie można - mówił w wywiadzie dla Iriny Szychman, popularnej rosyjskiej dziennikarki i wideoblogerki.
Za Jelcynem i Gorbaczowem
W latach 90. - obok Borisa Grebienszczikowa z grupy Akwarium czy Jurija Szewczuka z zespołu DDT - zyskał status legendy rosyjskiego rocka. Dla wielu Rosjan był nie tylko muzycznym autorytetem. Często występował w radiu, telewizji i kinie. Jubileuszowy koncert na 25-lecie Maszyny Wriemieni oglądało ponad 300 tysięcy ludzi na Placu Czerwonym w Moskwie.
Po upadku ZSRR najważniejsi rosyjscy politycy zabiegali o sympatię popularnego muzyka. Choć - jak sam powtarza - nie lubi polityki, czasem nie odmawiał zaangażowania. W sierpniu 1991 roku - podczas puczu Janajewa i próby przywrócenie sowieckiego porządku - wsparł Borysa Jelcyna. Maszyna Wriemieni z innymi grupami rockowymi zagrała wtedy na barykadach w Moskwie, które broniły siedziby Jelcyna, za co później muzycy zostali odznaczeni. W 1995 r. Makarewicz wzywał do głosowania na starającego się o drugą kadencję prezydenta Rosji. Ten za poparcie i zasługi dla kultury odwdzięczył się najważniejszymi medalami i honorowymi tytułami przyznawanymi rosyjskim artystom. Muzyk podkreśla do dziś, że Jelcyn był szczerym demokratą, który w pełnym biedy i korupcji kraju lat 90. gwarantował największą wolność, jaką Rosjanie cieszyli się w historii. Pierwszy prezydent Rosji odwzajemniał sympatię, zaprosił go nawet do domu, kiedy już złożył urząd z powodu choroby.
- Fantastycznie gotował. Stół był pełen potraw z trofeów myśliwskich i rybackich - wspominał Makarewicz w jednym z wywiadów.
Dobrze ocenia również Michaiła Gorbaczowa. Przede wszystkim za to, że doprowadził do upadku komunizmu. Od lat spotykają się prywatnie, żeby porozmawiać i pośpiewać. Na każde urodziny ostatniego przywódcy ZSRR bierze gitarę. W 2016 roku jubilat przy jego akompaniamencie zaśpiewał ukraińską piosenkę i opowiadał o swojej matce Ukraince. A kilka lat wcześniej razem nagrali płytę „Pieśni dla Raisy”. Gorbaczow śpiewa na niej siedem ulubiony romansów swojej zmarłej żony. Krążek ukazał się tylko w jednym egzemplarzu na 10-lecie jej śmierci i został sprzedany na charytatywnej aukcji w Londynie, dochód - 150 tys. funtów zasilił Fundację im. Raisy Gorbaczow.
Makarewicz publicznie broni zasług Gorbaczowa, który nie cieszy się dziś sympatią wielu Rosjan. Na Facebooku nazwał „szumowinami” tych, którzy atakują autora pieriestrojki, nie doceniając, że dał wolność Rosji. Ironicznie zauważył, że gdyby nie Gorbaczow,„zajmowaliby teraz stanowiska sekretarzy podstawowych organizacji partyjnych. - A i na to nie starczyłoby rozumu - dodał.
W loży z Putinem
Piosenki Maszyny Wriemieni lubi też następca Jelcyna i obecny gospodarz Kremla - Władimir Putin. A przynajmniej lubił.
Trzy lata po objęciu prezydenckiego urzędu zaprosił Makarewicza do swojej loży na koncercie Paula McCartneya na Placu Czerwonym. Ramię w ramię słuchali piosenek m.in. z repertuaru The Beatles. Zachwycony Putin, który gra amatorsko na fortepianie, opowiadał muzykowi, jak oprowadzał McCartneya po Kremlu.
Lider Maszyny Wriemieni przyznaje, że popierał wtedy Putina. - Ale to był całkiem inny Putin - zastrzega dzisiaj. Jak mówi, zaufał Jelcynowi, który wskazał na swojego następcę byłego oficera KGB .
- Wtedy wydawał się demokratycznie nastrojony. Absolutnie nastawiony na współpracę z całym światem - wspomina Putina z 2000 roku, kiedy ten został wybrany na pierwszą kadencję. Jeszcze przed wyborami spotkali się po koncercie Maszyny Wriemieni na stadionie olimpijskim w Moskwie. Nieoficjalnie było już wiadomo, że Putin przejmie władzę od niedomagającego Jelcyna. Po występie przyszedł z ochroniarzami za scenę i pogratulował muzykom koncertu. - Wszystko było tak po ludzku - zauważa Makarewicz w rozmowie z ukraińskim dziennikarzem.
Popierał Putina przez jego pierwsze dwie kadencje. Chwalił rządy, nawet kiedy wojska rosyjskie krwawo stłumiły niepodległościowe dążenia Czeczeńców, a potem najechały Gruzję, zajmując część jej terytorium. Nie miał też wątpliwości, gdy Putin w 2008 roku, po drugiej kadencji, „zamienił się” stanowiskami z premierem Dmitrijem Miedwiediewem, faktycznie dalej sprawując najwyższą władzę w Rosji.
- Przez wiele lat nie odpowiadał mi reżim komunistyczny. Myślę, że jakaś nasza zasługa, może niewielka, jest w tym, że upadł. Co muszę więc robić następnego dnia? Zaczynać walkę przeciw nowemu reżimowi? - odpowiadał na krytykę opozycji.
Nowy prezydent - jak twierdził - robił na nim wrażenie „inteligentnego człowieka, który dobrze mówi o ekonomii, biznesie, międzynarodowym położeniu”. Zagrał nawet koncert z Maszyną Wriemieni, by uczcić wyborcze zwycięstwo Miedwiediewa. Ten prezentował się jako nowoczesny polityk, miłośnik muzyki rockowej. Zaprosił Makarewicza do prezydenckiej rady ds. kultury i sztuki. Muzyk trafił też do rady dyrektorów największego programu państwowej telewizji w Rosji. Dzięki wsparciu Miedwiediewa znalazły się m.in. brakujące pieniądze na festiwal w Kazaniu. Prezydent zaprosił Makarewicza z innymi muzykami rockowymi do jednego z moskiewskich klubów. W internecie można zobaczyć film, jak podczas spotkania uśmiechnięty lider Maszyny Wriemieni nalewa mu piwo do kufla. - Jeśli wykluczyć gruziński incydent, wszystko szło dobrze - ocenia dziś prezydencką kadencję Miedwiediewa. - Byliśmy częścią świata, normalnie rozmawialiśmy ze wszystkimi krajami.
„Wróg narodu”
Wiara w rządzących Rosją zaczęła się chwiać w 2011 r., gdy Makarewicz usłyszał, że premier Putin zamierza wrócić na fotel prezydenta, a Miedwiediew był tylko chwilowym zmiennikiem. Całkiem prysła w grudniu tego samego roku, po sfałszowanych wyborach parlamentarnych.
„Teraz ta władza nie przejmuje się nawet stworzeniem iluzji wyborów (…) - witaj Związku Radziecki” - ocenił rozczarowany. Poparł masowe protesty na placu Bołotnym w Moskwie. Nagrywał też piosenki, w których krytycznie opisywał rosyjską rzeczywistość. W jednej pt. „Do nas do Hołujewa przyjeżdża Putin” śpiewał o przygotowaniach do wizyty tytułowego bohatera w wymyślonej wiosce.
W 2012 r. Putin - wspierany przez machinę państwową i kontrolowaną większość mediów - bez trudu zapewnił sobie trzecią prezydencką kadencję. Makarewicz został w tamtych wyborach mężem zaufania niezależnego kandydata - miliardera Michaiła Prochorowa. Rok później opowiedział się za największym krytykiem kremlowskiej władzy - Aleksiejem Nawalnym, startującym bez powodzenia w wyborach na mera Moskwy.
Prawdziwa bomba wybuchła jednak w 2014 roku. Po Rewolucji Godności na Ukrainie Rosja zajęła Krym i wsparła militarnie separatystów w Donbasie. Makarewicz od początku krytykował bezprawne działania władz swojego kraju. W marcu wziął udział w „Marszu Pokoju” na ulicach Moskwy. Udekorowany wstążką w kolorach flagi Ukrainy, szedł m.in. z liderem antykremlowskiej opozycji Borysem Niemcowem, którego niespełna rok później zabili na ulicy ludzie Ramzana Kadyrowa, rządzącego Czeczenią z nadania Putina.
- Bardzo mnie niepokoi to, co dzieje się w świecie i u nas w sąsiedztwie. Bardzo nie chcę, abyśmy jutro obudzili się w stanie wojny z Ukrainą - tłumaczył dziennikarce Radia Swoboda udział w antywojennym proteście.
- Andriucha! Żyd Banderze się sprzedał! - cytował później okrzyki, które usłyszał pod swoim adresem (matka Makarewicza pochodziła z żydowskiej rodziny).
W sierpniu tego samego roku pojechał zagrać charytatywnie do Swiatogorska. Miasto w obwodzie donieckim zdołało wcześniej odbić ukraińskie wojsko z rąk rosyjskich separatystów. Makarewicz zagrał tam dla dzieci uciekinierów. Film z jego występem rozszedł się błyskawicznie w sieci. W rosyjskich mediach wylała się fala oskarżeń o sympatie faszystowskie i zdradę Rosji. Muzyka nazywano „wrogiem narodu”, „przyjacielem krwawej, banderowskiej junty”.
Najdalej posunął się pisarz Aleksandr Prochanow w gazecie „Izwiestia”: „Jego muzyka natchnęła ukraińskich artylerzystów, którzy zaraz po koncercie ruszyli na pozycje i z ciężki haubic walili w domy, szkoły i szpital w Doniecku, rozrywając na części donieckie dziewczynki. (…) Krew Rosjan na palcach Makarewicza”.
Część deputowanych do Dumy żądała pozbawienia go państwowych odznaczeń. W ślad za tym odwoływano dziesiątki koncertów Maszyny Wriemieni.
Muzyk zareagował listem otwartym do prezydenta Putina: „Trzeci tydzień nie kończy się potok gróźb i przekleństw, płynących na mnie ze strony gazet i ekranów telewizorów. Nazywają mnie przyjacielem junty, wspólnikiem faszystów, zdrajcą itd. A w tym moje jedyne „przestępstwo”, że w mieście Swiatogorsk, w obozie dla uciekinierów z Doniecka i Ługańska charytatywnie zaśpiewałem trzy piosenki dla dzieci tych uciekinierów”.
Putin nie odpowiedział, choć wcześniej zdarzało mu się komentować publiczne wystąpienia Makarewicza. Ten nie wystraszył się ataków i gróźb, napisał nową piosenkę pt. „Mój kraj oszalał”. Na żywo z samą gitarą zaśpiewał ją w otwartym studiu radia Echo Moskwy. „I co tu robić i jak tu być, jeśli od teraz wszystko jest do góry nogami? Nie trzeba rosnąć aureoli i skrzydłom - wystarczy po prostu nie być g...wnem”.
Z czasem medialne napaści ustały, a zespół Maszyna Wriemieni znów mógł koncertować. W 2019 roku uczcił półwiecze istnienia wielka trasą po Rosji, która zgromadziła dziesiątki tysięcy ludzi. Makarewicza i kolegów z grupy zaproszono nawet do popularnego talk-show „Wieczorny Urgant” w państwowej telewizji. Oficjalna propaganda przekonywała, że padł on ofiarą ukraińskiej prowokacji w Swiatigorsku.
Lider grupy nie przestał krytykować polityki Kremla. Potępił m.in. uwięzienie Nawalnego, gdy ten wrócił do Rosji z leczenia w Niemczech po nieudanej próbie otrucia przez funkcjonariuszy rosyjskich służb. „Jeśli przed prezydentem stoi zadanie w jeden dzień powiększyć do kilku milionów liczbę młodych obywateli Rosji, którzy go nienawidzą - to wszystko zrobiono prawidłowo” - pisał na Facebooku na początku 2021 roku.
Solidaryzuje się też z Białorusinami prześladowanymi przez reżim Aleksandra Łukaszenki, którego wspiera Putin. Zdjęcie profilowe na Facebooku ozdobił białoruską flagą. Przypomina, że z Białorusi pochodzili przodkowie jego ojca. - Moi przyjaciele, bardzo życzę wam wytrwałości, odwagi i siły. Na pewno wygracie. Już wygraliście. Po prostu nie jest to jeszcze widoczne. Jestem z wami - mówił w listopadzie 2021 roku podczas akcji online „Niech żyje Białoruś!”, w trakcie której zaśpiewał swoje piosenki.
W wywiadach przekonuje, że nie działa politycznie, a jedynie kieruje się odruchem serca, niezgodą na wojnę i ograniczanie wolności. Tym samym uzasadnia podpisanie ostatniego oświadczenia w obronie Ukrainy i pokoju. Z podobnych pobudek kilka lat temu nagrał antywojenną piosenkę „Tylko miłość zachowa cię przy życiu” wspólnie z ukraińskim zespołem Haydamaky i Maćkiem Maleńczukiem.
- W swoim życiu mówiłem zawsze, co chciałem - wyznał rosyjskiej celebrytce i dziennikarce Kseni Sobczak w 2019 r. - Może naiwnie myślę, że jeśli my żyjemy, jak mówi nasz prezydent, w wolnym kraju, to znaczy, że to nie tylko moje prawo, ale i obowiązek mówić, co mnie w naszym domu podoba się, a co nie.