Armia USA coraz bliżej granic Polski. W tym miesiącu będzie już w Żaganiu. Co na to mieszkańcy? Zarobią na nich czy stracą? Na razie ktoś napisał na śniegu „US Army Welcome”...
Wojska USA zbliżają się do Żagania. Nadciągają z Niemiec. Wiozą ze sobą najnowocześniejszy sprzęt. Ogromne czołgi abrams i wozy bojowe bradley już za kilka dni przekroczą granicę Polski. Jeszcze parę lat temu tak mogłaby się zaczynać powieść science fiction. Dziś to wszystko dzieje się naprawdę.
Jak zapowiedział podczas grudniowej wizyty w Żaganiu generał Frederick Hodges, dowódca wojsk lądowych w Europie, operacja zostanie przeprowadzona z wykorzystaniem niemieckiego portu w Bremerhaven. Stamtąd na kołach bądź transportem kolejowym sprzęt zostanie przerzucony najpierw do Polski, następnie część pojedzie dalej, do państw bałtyckich i Rumunii. Amerykanie skierują do nas na początek żołnierzy 3. Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej z 4. Dywizji Piechoty, która stacjonuje w Fort Carson w stanie Kolorado.
Jak się dowiedzieliśmy, już w ten piątek do portu w Bremerhaven ma zawinąć statek ze sprzętem amerykańskiej brygady pancernej. Następnie - tak szybko, jak to możliwe - sprzęt zostanie przemieszczony do Polski. Cała operacja ma być wielkim sprawdzianem mobilności armii USA.
Do Europy Wschodniej, w tym do naszego kraju, zostanie skierowanych 4 tysiące żołnierzy z Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej. Szczegółowy harmonogram ich przybycia do Żagania owiany jest tajemnicą.
Na razie wiemy, że Amerykanie przyjadą wyposażeni w wozy bojowe M3 bradley, haubice M109A6 paladin, a także czołgi M1A2 abrams i transportery stryker. To łącznie kilkaset sztuk ciężkiego sprzętu. Ten największy, czyli czołgi abrams i transportery bradley, zostanie ulokowany w Żaganiu. Tamtejsza infrastruktura, należąca do 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej, jest już przygotowana na ich przyjęcie.
- Żołnierze stacjonować będą w garnizonie w Żaganiu, a także w dwóch innych garnizonach, które podlegają „Czarnej Dywizji”: w Świętoszowie i Bolesławcu - informuje porucznik Krzysztof Gonera, oficer sekcji prasowej 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej.
We wtorek byliśmy w Żaganiu. Choć główna grupa armii USA dopiero do nas jedzie, to amerykańscy logistycy są już w mieście. - W tej chwili mamy na miejscu przedstawicieli grup przygotowawczych, których zadaniem jest zapewnienie szeroko pojętego zabezpieczenia logistycznego - tłumaczy porucznik Gonera. - Chodzi o to, żeby przyjąć w miarę sprawnie i zgodnie z planowanymi terminami przybywające wojska. To głównie logistycy, którzy przygotowują całe zaplecze.
Dokładna data przekroczenia granicy przez główną grupę wojsk USA to na razie tajemnica. Nie można też robić zdjęć amerykańskiego sprzętu, którego część już dotarła do garnizonu. Tajemnicą jest też liczba żołnierzy, którzy pozostaną w Żaganiu.
Na razie wiemy, że pierwszy amerykański niszczyciel czołgów stoi już przed wjazdem do koszar w Żaganiu. Nie jest to jednak nowy sprzęt, a pamiątkowy wóz z czasów II wojny światowej. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, jego pancerz pokryty był śniegiem. Na białym puchu ktoś napisał „US Army Welcome”. Historycznych nawiązań jest więcej, bo obok pamiątkowego niszczyciela stoi pomnik generała Maczka z jego cytatem: „Żołnierz polski bić się może o wolność wrogich narodów, umierać tylko dla Polski”. Czy amerykańscy żołnierze będą musieli i zechcą umierać dla Polski? Obyśmy nie musieli tego sprawdzać... Tymczasem przejdźmy się po mieście i zapytajmy mieszkańców, co sądzą o wymianie żołnierzy. Bo zgodnie z rozkazem najpierw z Żagania wyjechała część polskiej armii, żeby zrobić miejsce dla mających przybyć Amerykanów. Miasto na tym zyska czy straci?
Optymistą jest przedstawiciel naszej armii. - Obecność wojsk USA porównałbym do zasady naczyń połączonych - mówi porucznik Gonera. - Jeśli będziemy mieli tu kilkuset żołnierzy, to można przewidzieć, że zyskają na tym sklepy, restauracje i inne usługi. Po etapie szkoleń programowych, które przechodzą żołnierze zarówno z naszej dywizji, jak i wkrótce obecni tu żołnierze armii USA, godziny popołudniowe będą należeć do nich.
Co zrobią jankesi z wolnym czasem? Naprzeciwko bramy koszar stoi duży budynek. Jest tu lokalny bar. Na zewnętrznych ścianach ogromny, kolorowy napis „Las Vegas”. Czy Amerykanów skuszą krzykliwe angielskie słowa? Czy zajrzą do środka?
- Z tymi Amerykanami Las Vegas u nas nie będzie - martwi się Maria Antosiewicz, która pracuje w barze naprzeciw koszar. - Polscy żołnierze czasami tu zaglądali. A teraz? Amerykanie mają wszystko swoje. Widziałam, jak wjeżdżali wielkimi samochodami. Nie będą z niczego korzystać. Zabrali nam z Żagania naszych żołnierzy, dzięki którym interes się kręcił. A teraz praktycznie nie będzie nic. Wszelkie usługi będą mieli zapewnione przez wojsko. Czytałam, że potrzeba fryzjerów, kucharzy i innych osób.
Rzeczywiście. Trwa nabór osób, które będą potrzebne do pracy w garnizonie. Przed hotelem Villa Park, gdzie odbywa się rekrutacja, kolejka chętnych. Wchodzimy na drugie piętro, do gabinetu firmy, która prowadzi nabór. Prezes nie jest Polakiem. Mówi tylko po angielsku. Ale od razu zastrzega, że nic się od niego nie dowiemy. Cały proces rekrutacji objęty jest tajemnicą.
Na dole spotykamy kobietę. Przyszła na rekrutację. - Mam nadzieję, że uda mi się dostać tu pracę, bo podobno mają dość dobrze płacić - mówi Andżelika Podgórska z Żagania, która aplikuje na stanowisko pomocy kuchennej.
Postój taksówek w samym centrum. Kilka taryf czeka na klientów. Kierowcy stoją obok. Schowani pod daszkiem, bo strasznie leje deszcz. Pytamy o amerykańskie wojsko.
- Najlepiej, to jakby pan zadzwonił do Macierewicza - odpowiada jeden z taksówkarzy. - On pewnie wszystko wie. A my, prości ludzie... Dla mnie, czy przyjadą Amerykanie, czy nie... To tak samo będzie mi się żyło.
- Wojsko amerykańskie może być pół roku. Może być rok. I pojadą do domu. A polskie już do nas nie wróci - dodaje stojący obok taksówkarz Henryk Wójcik. - Większego pożytku tu z nich nie będzie. Przyjadą ze wszystkim, z całym sprzętem i zapleczem. Nie będą tu w Żaganiu nic potrzebowali. Może będą chodzić do restauracji czy na hamburgery?
Sprawdzamy. Centrum Żagania. Bar Duet przy ulicy Warszawskiej. Na zewnątrz cennik potraw. Można dostać hamburgery i cheeseburgery. Czy zainteresują amerykańskich wojaków? Już kilka metrów od baru kuszą kulinarne zapachy. W środku wszystkie stoliki zajęte. Rozglądamy się wokół. Jankesów brak.
- Wczoraj było u nas pięciu amerykańskich żołnierzy - zdradza jednak pani Basia, jedna z pracownic. - Miło mnie rozczarowali. Byłam pewna, że zjedzą po hamburgerze. A oni zamówili nasze pierogi. Poprosili o te z mięsem i szpinakiem. A do tego sok jabłkowy. Mówili po angielsku, ale słowo pierogi przeczytali po polsku. Może jeszcze będzie z nich pożytek. I zostaną stałymi gośćmi.
Sto metrów dalej. Przy tej samej ulicy kantor. Przed wejściem informacja o aktualnych kursach walut. Pytamy właściciela, czy może byli tu już Amerykanie.
- Wczoraj odwiedziło mnie kilku żołnierzy - przyznaje Robert Brzeziński. - Wymienili pewną sumę dolarów i euro. Myślę, że to dobry znak. Może gdy przyjedzie ich więcej, zaczną wymieniać więcej waluty?
Przez kilka godzin szukaliśmy po mieście amerykańskich żołnierzy. Jeździliśmy autem po centrum i peryferiach. Na parkingu przy markecie duży jeep. Za przednią szybą amerykańska flaga. Wchodzimy do marketu. Przy jednej z półek ciemnoskóry mężczyzna z angielską plakietką na szyi.
- Jesteś amerykańskim żołnierzem? Jak się nazywasz? - pytamy.
- Mam na imię John, ale nic więcej nie mogę wam powiedzieć - odpowiada, uśmiecha się i odchodzi dalej.
Zaglądamy mu do koszyka. W środku dwie czekolady, frytki i keczup. Pewnie to będzie dziś jego obiad.
Inna część miasta. Elegancki hotel. Na dole restauracja. W holu rozbrzmiewają głośne rozmowy po angielsku. Akcent zdecydowanie nie z Wysp Brytyjskich. Za to na pewno z USA.
- Skąd jesteście? Dawno temu przyjechaliście? Można zrobić wam zdjęcie? - pytamy grupę Amerykanów, nigdy wcześniej niewidzianych tu w takiej liczbie. Informujemy, że jesteśmy z gazety.
- Na razie nie możemy rozmawiać z mediami - odpowiadają grzecznie. Po chwili dodają, że zdjęcie też nie jest możliwe. Za moment siadają do stołu. Obsługa przynosi pierogi. Potem ziemniaki ze schabowym i kiszoną kapustą. Czyli znowu nie hamburgery! Może jednak z tych Amerykanów będzie jakiś pożytek? A za rok, w centrum Żagania pojawi się kilkanaście nowych restauracji?