Amber Gold znów potężnym wyzwaniem dla prokuratury

Czytaj dalej
Fot. P. Świderski
Jacek Wierciński

Amber Gold znów potężnym wyzwaniem dla prokuratury

Jacek Wierciński

Śledczy badają, czy w sprawie gdańskiej piramidy finansowej przestępstwa nie popełnili... prokuratorzy.

Zawiódł „liniowy” prokurator, na którego biurko trafiła sprawa słynnego parabanku, a może jego szef lub szef jego szefa? Kto popełnił błąd i czy zamiast ze zwykłego niedopatrzenia, nie wynikał on z przestępczych pobudek? Na te i dziesiątki innych pytań odpowiedzieć ma kolejne śledztwo w sprawie Amber Gold.

- Prokurator referent sprawy już kilkukrotnie wyjeżdżał i będzie dalej jeździł do Gdańska, by zapoznawać się z aktami toczącej się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku sprawy Marcina i Katarzyny P., których nie może wypożyczyć. W Gdańsku przesłuchuje prokuratorów nie tylko z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, gdzie trafiały zawiadomienia dotyczące Amber Gold, ale wyższych stopniem prokuratorów nadzorujących sprawę - z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku i nie istniejącej już dziś Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku - tłumaczy prok. Arkadiusz Kulik, zastępca Prokuratora Okręgowego w Legnicy, która jako niepowiązana z gdańską jednostką ma niezależnym okiem przyjrzeć się powodom tak długiej bezsilności organów ścigania wobec piramidy finansowej.

Prokurator, który jest gospodarzem nowego postępowania dotyczącego Amber Gold - jak tłumaczy wiceszef legnickiej „okręgówki” - zapoznaje się z materiałami sejmowej komisji śledczej oraz tymi, które zgromadzono w toku głównego śledztwa. Sam akt oskarżenia liczył niemal 9 tysięcy stron, a ogółem akta sprawy składają się na astronomiczną liczbę ponad 16 tysięcy tomów (czyli ponad 3 miliony kart).

W trwającym od ponad miesiąca śledztwie jak dotąd nikomu nie postawiono zarzutów, toczy się więc ono „w sprawie”, a nie „przeciwko” komukolwiek. Nie jest jednak tajemnicą, że dwa z pięciu kluczowych wątków dotyczą przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez prokuratorów prowadzących postępowanie karne dotyczące działalności firmy Amber Gold w latach 2009-2012. Istotną rolę dla wyświetlenia prawdy ma prok. Barbara Kijanko, na której biurko trafiały zgłoszenia dotyczące podejrzenia popełnienia przestępstwa przez małżeństwo twórców parabanku. Śledcza złożyła wniosek o przeniesienie w stan spoczynku, a przed złożoną z posłów komisją parlamentarną mówiła o niepamięci i stwierdziła, że sprawa „przerosła zarówno jej możliwości jako szeregowego funkcjonariusza prokuratury, jak i możliwości prokuratury rejonowej”.

Geneza trwającego od lipca śledztwa to efekt podejrzeń posłów, ale też prywatnego pokrzywdzonego, który wskutek działalności Amber Gold stracić miał oszczędności w łącznej kwocie 138 622,10 zł. Osoba ta, której danych śledczy nie ujawniają, zawiadomienie - wskazujące na rzekome nieprawidłowości stojące za odmową wszczęcia postępowania przez wrzeszczańskich prokuratorów - złożyła w październiku 2012 roku. Było to więc wkrótce po spektakularnym upadku parabanku latem tamtego roku. Jest jedną z niemal 19 tysięcy ofiar, które trafiły na listę wierzytelności dotyczącą 584,5 miliona złotych zaległości pozostawioną przez spółkę Marcina i Katarzyny P.

- Jak dotąd w poczet tych należności udało się zabezpieczyć ponad 63 miliony złotych - mówi Józef Dębiński, syndyk masy upadłościowej Amber Gold, który we wrześniu podpisać ma umowę sprzedaży prestiżowej siedziby spółki przy ulicy Stągiewnej 11/1 w Gdańsku za ok. 2,7 miliona złotych.

Druga część tej samej kamienicy będąca dziś siedzibą likwidatora wyceniana jest na ok. 2,2 mln zł, a ogółem „plan maksimum”, na jaki liczyć mogą ofiary parabanku to odzyskanie ok. 95 mln zł, czyli mniej więcej jednej szóstej jej zaległości finansowych.

Amber Gold znów potężnym wyzwaniem dla prokuratury
fot. Przemek Świderski Równolegle z próbami odzyskiwania należności spółki oferującej wysokie dochody, których źródłem miała być inwestycja w kruszce, trwa proces Marcina i Katarzyny P. Dwojgu twórcom AG prokurator zarzuca m.in. oszustwa i pranie brudnych pieniędzy, za co grozić może do 15 lat więzienia.

Równolegle z próbami odzyskiwania należności spółki oferującej wysokie dochody, których źródłem miała być inwestycja w kruszce, trwa proces Marcina i Katarzyny P. Dwojgu twórcom AG prokurator zarzuca m.in. oszustwa i pranie brudnych pieniędzy, za co grozić może do 15 lat więzienia. Rozprawa nie toczy się za zamkniętymi drzwiami, jednak sąd uznał, że media nie powinny relacjonować zeznań oskarżonych ani świadków. Tymczasem w blasku fleszy odbywają się posiedzenia sejmowej komisji śledczej.

- Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam, kompletnie nic -przekonywał posłów w czerwcu Marcin P., który odmówił odpowiedzi na pytanie o to, czy był „słupem”. Po raz kolejny mężczyzna na pytania parlamentarzystów odpowiadać ma we wrześniu. Wówczas zamierzają oni również przesłuchać prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który według relacji samego P. miał „szukać z nim kontaktu”. - Zeznania Marcina P. są nieprawdziwe. Nie zabiegałem o spotkanie z nim. Nigdy się z nim nie spotkałem - odpowiedział na Twitterze na insynuacje aresztowanego mężczyzny gdański polityk, który następnie powtórzył te stwierdzenia na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.

Jacek Wierciński

Zajmuje się głównie tematyką kryminalną. Relacjonuje procesy sądowe. Pisze przeważnie na temat śledztw prokuratury i spraw karnych, choć zdarza mu się opisywać także prywatne pozwy i cywilne rozprawy. Wie, że rzeczywista zbrodnia bardzo rzadko przypomina tę, o której czytamy na kartach powieści sensacyjnej czy kryminalnej. Chętnie wertuje akta starych spraw i skurzone materiały, które odleżały już swoje w archiwach. Niestety, ze względu na tryb i specyfikę pracy w "wydarzeniówce", często brakuje mu na to czasu.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.