Alleluja zabrzmi również w czasach epidemii - mówi o. Cyprian Klahs
Jaka będzie Wielkanoc w czasie epidemii? Możemy bardziej pragnąć Boga, tęsknić za Eucharystią, modlitwą w kościele, sakramentami, za doświadczeniem wspólnoty wierzących. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest na to szansą - mówi o. Cyprian Klahs, dominikanin z Krakowa.
Dlaczego Wielkanoc to najważniejsze święta w Kościele?
Z męki, śmierci i Zmartwychwstania Pana Jezusa wyrasta całe chrześcijaństwo. To początek naszej wiary. To niespotykane, nieporównywalne z niczym wydarzenie, będące centrum życia Kościoła.
Co z niego wynika?
Gdybyśmy chrześcijaństwo sprowadzili tylko do tego, co było przed śmiercią i Zmartwychwstaniem Chrystusa, to mielibyśmy pobożne nauki, wskazania moralne, zachęty. Jezus byłby tylko pewnym wzorem postępowania, traktowania, odniesienia do innych ludzi, byłby jednym z nauczycieli, takim, jakich w historii było wielu. Natomiast śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa wnoszą nową jakość. To jest nieporównywalne z niczym innym. Chrystus zwyciężył śmierć, przeszedł przez nią i wyszedł z niej zwycięsko. Przez to mamy odpuszczenie grzechów i nowe życie z obietnicą życia wiecznego.
Wielkanoc to dla chrześcijan wyjątkowy czas, w którym dokonuje się przejście ze śmierci do życia. Co jest najgłębszym sensem tych świąt?
To jest najbardziej radosne święto, jakie tylko można sobie wyobrazić. Liturgicznie Wielkanoc zaczyna się w Wigilię Paschalną, w czasie której śpiewamy hymn „Exultet”, zaczynający się od słów: „Weselcie się już zastępy aniołów w niebie...”. Ten, który wydawało się, poniósł kompletną porażkę, został odrzucony, wyśmiany, skazany na tortury, zabity, którego wszyscy opuścili - zwyciężył. To, co było ludzką nędzą, biedą, cierpieniem, samotnością, chorobą i śmiercią, zostaje pokonane. Dlatego w Wielkanoc śpiewamy: „Wesoły nam dzień dziś nastał”, „Zwycięzca śmierci, piekła i szatana”, „Otrzyjcie już łzy płaczący”. To absolutnie radosne święto, dlatego że ostatnie słowo ma życie
Zanim jednak nastąpił poranek Zmartwychwstania, trzeba było przejść przez mękę i śmierć krzyżową. Zwycięstwo nad śmiercią poprzedza Wielki Piątek.
Gdy czytamy Pasję Chrystusa, czyli opis Jego męki w Ewangelii, możemy znaleźć tam słowa: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Jezus to Bóg-człowiek, któremu tak na nas zależy, że jest gotów oddać za nas swoje życie. To ktoś, kto nas tak kocha, komu tak na nas zależy, że cała męka - myślę, że można tak powiedzieć, jeśli z wiarą na to popatrzymy - schodzi na drugi plan. Na pierwszym planie jest miłość Chrystusa do każdego z nas. Do tych, którzy nie uwierzyli, zdradzili, zaparli się, uciekli… Kiedy na pierwszym miejscu postawimy miłość Pana Boga, wtedy krzyż, męka i śmierć Chrystusa nabierają zupełnie innego znaczenia. Oczywiście są pełne cierpienia i bólu, ale to trochę jak z nami. Nas także stać na wysiłek, zmęczenie i poświęcenie, jeśli wiemy po co, i dla kogo to robimy. Taka postawa nadaje inny sens Wielkiemu Piątkowi. Gdybyśmy się zatrzymali na Wielkim Piątku, moglibyśmy powiedzieć: a zapowiadało się pięknie, miało być tak wzniośle. Uczniowie, którzy idą w niedzielę do Emaus też mówią: „A myśmy się spodziewali...”. Nie usłyszeli ostatniego słowa: Jezus żyje! Zmartwychwstanie zmienia wszystko.
Bierzemy Biblię i czytamy: „Ja jestem Zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki”. Słowa Jezusa skierowane do Marty po śmierci jej brata Łazarza uświadamiają nam, że Chrystus jest Panem życia i śmierci. Tymczasem pandemia wyzwoliła w nas ogromne pokłady lęku.
Marta usłyszała w tej Ewangelii pytanie: „Wierzysz w to?”. I odpowiedziała, tak, mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, wierzę, że mój brat Zmartwychwstanie. A potem się okazało, że ona owszem, wierzy, ale nie do końca, bo gdy Pan Jezus powiedział: odsuńcie kamień, zawołała, że lepiej nie, bo Łazarz cztery dni tam leży i już cuchnie. Wiara Marty była podszyta wątpliwościami, pragmatycznym niedowierzaniem. Jej postawa to zmaganie wątpliwości i zaufania. To bardzo ludzkie. Każdy z nas ma swoją naturę, swoje instynkty, emocje i uczucia, przeżywa lęk. Instynkt nam mówi, że życie trzeba chronić. Dla chrześcijan ze Zmartwychwstania Pana Jezusa wypływa przekonanie, że jest coś więcej niż tylko ziemskie życie, które się skończy po 50, 70 czy nawet stu latach. Wierzymy w życie wieczne. Św. Paweł pisze w jednym z listów: „Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania”. Chrystus Zmartwychwstał i my razem z Nim Zmartwychwstaniemy. To jest istota wiary chrześcijańskiej.
Czy strach może paraliżować tę wiarę?
Tak, to jest bardzo ludzkie. Wiara nie rozwiewa wątpliwości, poczucia niepokoju, bólu i strachu. Wiara to coś, co przekracza, a nie coś, co znosi, osłania, daje znieczulenie. A jednak robię krok dalej, wykraczam poza to, przechodzę, ponieważ Chrystus przeszedł. Wierzę, że brama została przez Niego otwarta.
Szuka ojciec pocieszenia w Biblii?
Noszę w sobie pytania i wątpliwości, a Słowo Boże rzuca światło, dzięki któremu potrafię coś zrozumieć, zobaczyć, uchwycić sens. Jednak nie dzieje się to na zasadzie, że mam pytanie, otwieram Biblię na chybił trafił, patrzę i jest. Znane są kościelne żarty na ten temat. Na przykład gdy komuś ciężko w życiu i zastanawia się, co z tym zrobić. Otwiera Biblię i czyta: „A Judasz poszedł i się powiesił”. Myśli sobie, to chyba nie to, ponownie otwiera Pismo Święte i znajduje fragment: „Idź i ty czyń podobnie”. To nie działa na zasadzie wróżby. Pismo Święte trzeba czytać w wierze, w chrześcijańskim świetle. Czytamy je rozumnie, a nie dosłownie.
Podczas niewoli babilońskiej naród wybrany tęsknił za świątynią. Z tej tęsknoty powstały piękne psalmy, które możemy czytać w Biblii. Jesteśmy w nieco analogicznej sytuacji. Wnętrze kościoła, osoba kapłana, ludzie wokół, a nawet smak Hostii w ustach - wszystko to ułatwiało spotkanie z Bogiem. Jak przeżywać nadchodzące święta, kiedy zostaliśmy tego pozbawieni?
Jesteśmy ludźmi z ciała i krwi, potrzebujemy zmysłowych doświadczeń, znaków. Odpowiedzią Pana Boga i Kościoła na tę potrzebę są sakramenty: Eucharystia, odpuszczenie grzechów, namaszczenie. Materialne znaki niematerialnej rzeczywistości, łaski Pana Boga, Jego obecności, których potrzebujemy. Tymczasem ze względu na pandemię koronawirusa jest to dla nas niedostępne. Myślę, że pozytywnym doświadczeniem, które można w sobie teraz rozwijać jest tęsknota. Św. Augustyn mówi, że tęsknota modli się zawsze. Zanim człowiek coś powie, cokolwiek zrobi, zanim przystąpi do sakramentu, pierwsze powinno pojawiać się pragnienie, tęsknota za Panem Bogiem. Augustyn rozwija tę myśl, pisząc: im więcej mamy pomieścić, tym większe naczynie jest potrzebne. Mówi o naczyniu naszego serca, wiary, miłości do Boga i ludzi. Tęsknota rozszerza to naczynie. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest na to szansą. Możemy bardziej pragnąć Boga, tęskniąc za Eucharystią, wspólną modlitwą w kościele, sakramentami, za doświadczeniem wspólnoty wierzących.
Tęsknota często rodzi nostalgię i smutek, zwłaszcza gdy nie wiadomo, jak długo potrwa. Trudno będzie o radosne „Alleluja!” wielkanocnego poranka.
To prawda, nie ma co zaklinać i koloryzować rzeczywistości. To niezwyczajna sytuacja. Patrząc z perspektywy żywej wiary, to jest nienormalne, żeby chrześcijanie w Wielkanoc nie mogli wspólnie świętować najważniejszego wydarzenia, jakim jest Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Święta będą naznaczone cieniem smutku i niedosytu. Dla nas, dominikanów, przygotowanie do Triduum Paschalnego to był co roku ogromny wysiłek, ileś prób, spotkań, narad. Przygotowanie świąt od strony liturgicznej możemy porównać do przygotowania świąt w domach, kiedy się coś piecze, gotuje, sprząta, szykuje. A teraz tego zabrakło i my również mamy doświadczenie pustki. Zwykle przed świętami dużo spowiadamy, teraz tego nie ma. Ja też stawiam sobie pytanie: po co jestem księdzem, skoro nie mogę tego zrealizować. Ludzie, którym zależy na przeżyciu tych świąt z głęboką wiarą, będą mieli doświadczenie niedosytu i trudno, żeby go nie mieli. Można usiąść i płakać, można powiedzieć, że to bez sensu, że już nic nam nie zostało z wiary, skoro nawet Wielkanocy nie możemy świętować. A można zastanowić się, co sensownego z tym zrobić. Może to jest ten moment, by przeżyć święta w domu „w duchu i prawdzie”, oglądając transmisję z Triduum, albo samemu się modląc? Wierzymy w znaki, takie jak sakramenty, wspólna liturgia, słuchanie Słowa Bożego, ale Pan Bóg jest ponad wszystko. W tym roku możemy tego doświadczyć inaczej. Trochę wbrew naszej cielesnej naturze, która lubi zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, posmakować. Bardzo tego potrzebujemy, ale teraz nie mamy. Jak przeżyć święta, aby miały sens? To pytanie, które każdy musi sobie zadać i na nie odpowiedzieć. Jest mnóstwo pomocy: transmisje, katechezy, komentarze, wprowadzenia, porady - warto z tego skorzystać. Ale ostatecznie każdy sam będzie musiał te święta przeżyć tak, aby były to święta chrześcijańskie.
Pan Bóg dosięgnie nas łaską tam, gdzie jesteśmy?
Bogu na pewno na tym zależy. Jeśli człowiek uchyli drzwi i zrobi szczelinę, to z całą pewnością Pan Bóg tam wejdzie. Ostatnie słowo, które Pan Jezus wypowiedział na krzyżu to: „Pragnę”. Najczęściej się to tłumaczy jako pragnienie wypływające z miłości. Jezus pragnął być z nami. Pragnął się nam oddać tak, jak to czyni w Eucharystii: „Bierzcie i jedzcie”. Bóg nieustannie szuka, jak dotrzeć do człowieka. Wystarczy, że człowiek będzie miał minimum otwartości, czasu i uwagi, minimum chęci, aby spotkać i przyjąć Pana Boga. W Apokalipsie jest takie zdanie: „Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli ktoś usłyszy Mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim ucztował”. Pan Bóg dyskretnie, delikatnie, a czasami mocniej puka do naszego życia. Te święta na pewno będą inne niż zwykle. Inne niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni, ale właśnie dlatego mogą zapaść w pamięć. Być może kiedyś ludzie będą opowiadać wnukom, że mieli takie święta. Mogą nie tylko zostać w pamięci, ale też zadziałać. Być może wielu dotkną o wiele głębiej, ponieważ będą uwolnione od całej tej zewnętrznej otoczki. I dzięki temu mogą pójść w głąb. Tego bym chciał.
Czy to słowo „pragnę” możemy potraktować jako obietnicę Pana Jezusa, dzięki której łatwiej nam będzie w te święta przejść od smutku do nadziei?
To podstawowe pragnienie Pana Boga, o którym opowiada całe Pismo Święte. Człowiek się odwraca, mówi Bogu „nie”. Tak czasem zachowuje się naród wybrany, Kościół, chrześcijanie. Każdy z nas mówi: ja chcę po swojemu, mam inną wizję. Czasami brniemy w ślepą uliczkę, a Pan Bóg zawsze znajduje sposób, aby przed nami stanąć i powiedzieć: jeśli chcesz, Ja jestem. Po Zmartwychwstaniu, kiedy posyła w świat swoich uczniów, Chrystus mówi: Ja jestem z wami aż do skończenia świata. Gdziekolwiek będziecie, gdzie dwaj lub trzej będą się modlić w imię Moje, tam Ja jestem pośród nich. Cała historia zbawienia mówi o tym, że Bogu zależy. On nie rezygnuje, nie poddaje się, chce do człowieka dotrzeć i go zbawić. Jest to pragnienie, które Chrystus wyraził na krzyżu.
Co Zmartwychwstały Chrystus chciałby nam dzisiaj powiedzieć?
Patrząc na krzyż, widzimy cierpienie. Najgłębszą samotność Chrystusa. Doświadczenie odrzucenia, tajemnicę zła. Niewinność, bezbronność, miłość i świętość zostały zaatakowane przez nienawiść, niechęć, kalkulację, wyrachowanie polityczne. Chrystus miał poczucie, że nawet Bóg Go zostawił, gdy wołał: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”. To wszystko się mieści w krzyżu. Nasze obecne doświadczenie, cierpienie, to, że nam czegoś nie wolno, że boimy się o siebie, a jeszcze bardziej o innych - to wszystko się mieści w krzyżu Chrystusa. Pan Bóg jest w tym obecny. A jednocześnie to nie jest ostatnie słowo. To tylko krótka chwila - chociaż mogła się wydawać wiecznością - i przychodzi Zmartwychwstanie. Przez mękę i krzyż idziemy do życia, do powstania z martwych. To będzie inne życie. Świat będzie inaczej wyglądał. Nasze domy i rodziny będą inne po doświadczeniu pandemii. Nie wiemy, jak to się potoczy. I nie powiem, że wszystko wróci do normy, bo norma pewnie będzie inna, ale będziemy mieli szansę zbudować na nowo nasze życie, domy, pracę, rodziny. W tym wszystkim ogromnie ważne jest to, że cierpienie krzyża Chrystusowego schodzi na drugi plan, jeśli na pierwszym planie jest miłość. Warto to przełożyć również na naszą sytuację. Gdziekolwiek jest szansa, aby komuś okazać miłość, dobroć, pomoc, także przez modlitwę, pamięć, tam możemy powiedzieć, że cierpienie schodzi na drugi plan. Jest realne i prawdziwe, ale nie ma ostatniego słowa.
Czego chciałby ojciec życzyć na ten czas?
Warto święta przeżyć tak, aby się nie dać zamroczyć, aby nie patrzeć na rzeczywistość, siebie i relacje z ludźmi wyłącznie przez pryzmat epidemii koronawirusa. Warto zobaczyć wszystkie promienie światła, które się pojawiają. Wzajemną życzliwość, wrażliwość, odpowiedzialność, wysiłek, który potrafimy podejmować, nadzieję, którą mamy. Podstawowe doświadczenie płynące ze Zmartwychwstania Jezusa to przezwyciężenie lęku, nadzieja i doświadczenie, że Bóg jest mocniejszy niż zło i śmierć. I tego właśnie - pomimo niepewności i niepokojów - wszystkim życzę.