Alicja Szemplińska: Nie wolno bać się dążyć do spełnienia marzeń
Alicja Szemplińska wygrała w brawurowy sposób tegoroczną edycję „The Voice of Poland”. Z tej okazji siedemnastoletnia wokalistka opowiada nam o kulisach programu, swojej pasji do śpiewania i planach na przyszłość.
- Ochłonęłaś już pod zwycięstwie w „The Voice Of Poland”?
- Szczerze mówiąc, to jest proces. Czuję ogromne szczęście, ale też lekkie zmęczenie. Czuję, że jeszcze trochę mi zajmie, żeby to wszystko przetworzyć w swojej głowie.
- Jakie emocje towarzyszyły ci podczas finału programu?
- Przede wszystkim występ ten wiązał się u mnie z wielkim stresem. Już sam fakt, że to był koniec programu, oznaczał dla mnie pewną presję. Pomogło mi jednak wielkie wsparcie ze strony zarówno uczestników, jak i trenerów. Dzięki nim mogłam opanować swoje emocje, wyjść na scenę i zaśpiewać. Potem był już tylko szok i niedowierzanie. (śmiech) I niebywała euforia, której nie da się wyrazić słowami.
- Masz jakiś sposób na radzenie sobie z tremą przed występami?
- Dziesięć spokojnych wdechów i wydechów. To pomaga mi się wyciszyć. Niestety: nie zawsze ta metoda działa. (śmiech)
- Który etap programu był dla ciebie najtrudniejszy?
- Pomijając finał, dosyć trudny był „Nokaut”. Wtedy odpadało wielu uczestników, bo wiązało się to z przejściem do występów na żywo. Poprzeczka była więc podwyższona. Byłam na tym etapie też zestresowana. Ale mimo wszystko dobrze go wspominam. To było duże wyzwanie.
- Cały ten program jest oparty o rywalizację. Lubisz konkurować z innymi?
- Rywalizacja zdecydowanie mnie nie napędza. Jest wręcz odwrotnie. Szczerze mówiąc, wszyscy uczestnicy programu mieli ze sobą tak dobre relacje, że w ogóle tego nie odczuwałam. Wszyscy się nawzajem bardzo wspierali i to pomogło nam wszystkim nie stresować się aż tak bardzo. Bo rywalizacja w takiej dziedzinie jak śpiewanie nie jest tak do końca czymś dobrym.
- Czyli kibicowaliście sobie nawzajem?
- Wspieranie się nawzajem jest możliwe wtedy, kiedy wszyscy mocno wiążą swoje życie ze śpiewaniem. Wtedy docenia się innych. Tak było w naszym przypadku: szanowaliśmy się nawzajem. Każdy występ był dla nas „kawałkiem” sztuki. Dlatego podziwialiśmy się nawzajem i cieszyliśmy się tym, co mogliśmy osiągnąć. To pomogło nam nawiązać dobre relacje. Zaczęło się od muzyki, ale przeniosło się do życia prywatnego.
- Utrzymujecie ze sobą nadal kontakt?
- Jak najbardziej. Zwłaszcza ekipa z odcinków na żywo. Planujemy nawet wspólne spotkania. Bardzo mnie to cieszy.
- Dlaczego wybrałaś na trenerów Tomsona i Barona?
- Od początku oglądania „The Voice Of Poland” myślałam, że gdybym brała w nim udział, to zgłosiłabym się do drużyny Tomsona i Barona. Oni zawsze jakoś byli mi najbliżsi nie tylko jako muzycy, ale też jako ludzie. I nie zawiodłam się: otrzymałam od nich wiele porad nie tylko scenicznych, ale nawet takich bardziej życiowych, jak sobie z tym wszystkim radzić. Jestem im za to bardzo wdzięczna i nadal mamy kontakt po programie. Nawet zaprosili mnie na swój koncert w Teatrze Palladium w Warszawie, który odbył się 16 grudnia. Cieszę się, że mogłam z nimi zaśpiewać.
- Jesteś pierwszą ich podopieczną, która wygrała „The Voice Of Poland”, od kiedy zasiedli na fotelach trenerów programu sześć lat temu. Dumni są z ciebie?
- Bardzo. Ja też jestem dumna, że jestem pierwszą osobą w ich drużynie, która wygrała ten program. To tak naprawdę nasz wspólny sukces, bo myślę, że bez ich pomocy w doborze utworów i dobrych rad, nie udałoby mi się zwyciężyć.
- Jak to się stało, że w ogóle zdecydowałaś się wystąpić w „The Voice Of Poland”?
- Szczerze mówiąc zawsze o tym marzyłam, żeby wystartować w tym programie. Było jednak kilka przeszkód. Przede wszystkim przez długi czas byłam za młoda. Kiedy już osiągnęłam odpowiedni wiek, miałam jakąś chwilę zawahania. Czy to odpowiedni czas, by startować? Czy nie lepiej poczekać parę lat, kiedy będę starsza i dojrzalsza? Może później będę miała lepszy głos? Jednak rodzice zasugerowali mi, że dziesiąta i jubileuszowa edycja show będzie tylko raz. Warto więc spróbować – a jak się nie uda, to wystartuję za rok czy dwa i nic nie stracę. Teraz cieszę się, że ich posłuchałam, bo wszystko wyszło bardzo dobrze.
- „The Voice Of Poland” nie jest pierwszym talent-show, w którym wzięłaś udział. Trzy lata temu oglądaliśmy cię w „Hit! Hit! Hurra!”. Jak wspominasz tamten program?
- To dwa zupełnie inne formaty. Tam byłam trochę młodsza i od tamtego czasu znacznie rozwinęłam się wokalnie. Dlatego to dla mnie dwa różne światy. Tamten program dał mi jednak spore doświadczenie sceniczne, które pomogło mi w „The Voice”. Gdybym nie była już oswojona z występami na żywo, może nie odniosłabym takiego sukcesu. Myślę, że miałabym o wiele bardziej utrudnione zadanie. Jasne – byłam zestresowana, ale obycie z mikrofonami, kamerami i publicznością, bardzo mi się przydało.
- Jak ci się podoba formuła wielkiego telewizyjnego show na żywo?
- Podoba mi się. A odnalazłam się w niej tak dobrze właśnie dzięki tym wcześniejszym doświadczeniom. W „Hit! Hit! Hurra!” byłam trochę zagubiona i nieśmiała. Teraz w stu procentach umiałam sobie już poradzić. Ale oczywiście lubię śpiewać też w innych okolicznościach – właściwie w każdych warunkach. (śmiech) To jest dla mnie zawsze wielka przyjemność.
- Podczas „hit! Hit! Hurra!” komplementowała twój wokal sama Edyta Górniak. Dodało ci to skrzydeł?
- Jak najbardziej! Jest mi bardzo miło, że mogłam potem zaśpiewać jej piosenkę w „The Voice”. Mam nadzieję, że miała okazję zobaczyć ten występ. Bo ja uwielbiam Edytę.
- Dzięki sukcesowi w „Hit! Hit! Hurra!” mogłaś pojechać do Stanów Zjednoczonych i wziąć udział w kursie u dawnego trenera
wokalnego samego Michaela Jacksona. To było coś niezwykłego?
- To było spełnienie moich marzeń. Raz: że mogłam po raz pierwszy w życiu polecieć do USA, a dwa – że mogłam pracować z Sethem Riggsem. To niezwykle mądry i utalentowany człowiek, a do tego trener wokalny jednego z moich największych idoli. Samo spotkanie i rozmowy z nim były doświadczeniem, które zostanie ze mną na całe życie. Mam wszystkie nasze lekcje nagrane na płytę i czasem je sobie odsłuchuję. To było piękne przeżycie.
- Czego taki uznany trener wokalny może nauczyć debiutanta?
- Nauczyłam się wielu warsztatowych ćwiczeń, które pomagają mi do dziś. Ale najlepsze z tych wszystkich lekcji, były nasze rozmowy i opowieści Setha o całym muzycznym świecie. Ćwiczenia to rzeczy bardziej oczywiste, który zawsze były, są i będą. A usłyszeć trochę prawdziwych opowieści od osoby, która pracowała z tyloma wybitnymi wokalistami, to coś bezcennego. Najlepiej to wspominam. Dostałam też od Setha wiele rad, jak radzić sobie w show-biznesie.
- Która z tych rad była dla ciebie najważniejsza?
- Ta, żeby nigdy nie bać się dążyć do spełnienia swych marzeń. To może się wydawać oczywiste, ale często zdarza się tak, że młodzi wokaliści z powodu różnych wewnętrznych obaw i barier, boją się wystartować w talent-show, wrzucić filmik na YouTube, czy wystąpić gdzieś na żywo. Ja zachęcam każdego z nich, by pokonać ten strach. Bo naprawdę warto. Sama to zrobiłam i wyszło mi to na dobre. Każdemu życzę więc takiej odwagi, żeby się pokazać światu.
- Miałaś trudniejsze chwile, kiedy wątpiłaś, że śpiewanie w twoim wykonaniu na sens?
- Oczywiście. Gdy zaczynałam śpiewać kilka lat temu, kiedy zaczęłam jeździć na różne konkursy wokalne, nigdy ich nie wygrywałam. To było czasem dla mnie smutne i zastanawiałam się dlaczego tak jest. Moi rodzice i nauczyciele mówili mi jednak, że od czegoś trzeba zacząć i nie wolno się poddawać. Dzięki temu przetrwałam ten trudny okres. W tamtym czasie bardzo pomógł mi mój trener wokalny – Marcin Bortman. Poprowadził mnie w dobrą stronę i dzięki temu wokalnie jestem teraz tu, gdzie jestem. Były jednak takie momenty, kiedy zastanawiałam się czy może nie umiem śpiewać, albo czy nie jestem na to jeszcze za młoda i potrzebuję więcej warsztatu. Nie poddałam się jednak i to, że posłuchałam mojego nauczyciela i rodziców, zaprocentowało kilka lat później bardzo pozytywnie. To były lata ciężkiej i sumiennej pracy nad sobą. Również nad swoją psychiką, bo musiałam nauczyć się radzić sobie sama ze sobą i z tym, że nie zawsze jest się zwycięzcą w konkursie. Że czasem trzeba się pogodzić, że się nie wygrywa nic. Ale dzięki temu, zdobywa się nowe doświadczenia. Ja nauczyłam się czerpać z tego wszystkiego jak najwięcej pozytywnych rzeczy. I przyniosło to dobry skutek.
- Jak odkryłaś u siebie wokalną pasję?
- To było już w przedszkolu. Moja pani wyczuła we mnie wokalny talent. Dzięki niej zaśpiewałam na pierwszym apelu – i tak się to zaczęło. Potem rodzice zapisali mnie na wokalny kurs do lokalnego domu kultury. I poszłam do przodu: konkursy, przeglądy, festiwale. Po drodze był też chór kościelny, kiedy byłam mała. Jeździłam też na różne warsztaty i obozy wokalne w całej Polsce. W końcu trafiłam na mojego nauczyciela wokalnego, z którym pracuję do dziś. To wszystko są cudowne wspomnienia.
- Sądząc po tym, co śpiewałaś w „The Voice”, najbardziej lubisz śpiewać „czarną” muzykę: soul, R&B i gospel. To efekt twojej podróży do Stanów?
- „Czarna” muzyka była ze mną już dużo wcześniej. Chyba zaraziła mnie tym trochę mama, która jest wielką fanką Whitney Houston. Ta muzyka była od zawsze w moim domu, więc dlatego weszła mi w krew. Poza tym miałam nieco niższy głos niż większość dziewczynek w moim wieku. Teraz jeszcze pogłębił się w miarę upływu lat. To też mnie zwróciło w tym kierunku. Dzisiaj mocno czuję właśnie ten gatunek.
- W naszych mediach panuje od lat przekonanie, że „białe” wokalistki nie potrafią dobrze śpiewać „czarnej” muzyki. Nie zgadzasz się z tym?
- Nie zgadzam się. Jeśli ma się „czarną” duszę, to kolor skóry nie ma znaczenia. Przecież słuchając soulowej piosenki w radiu, nie wiemy jak wygląda śpiewający ją wokalista czy wokalistka. Nie zwracamy na to uwagi, tylko interesuje nas to, jak wykonuje daną piosenkę. Jeżeli ktoś ma soul głęboko w swoim sercu, to powinien go śpiewać bez względu na to, jaki ma kolor skóry, jakie ma przekonania czy skąd pochodzi. Dlatego trzeba przymknąć oko na takie opinie i robić to, co jest zgodne z nami. Taki jest mój apel do wszystkich, którym wmawia się, że nie można śpiewać soulu będąc białym. Moim zdaniem można. (śmiech)
- Wolisz śpiewać po polsku czy po angielsku?
- I tak, i tak. Ostatnio śpiewam więcej po angielsku niż kiedyś. Kiedy jednak rozpoczynałam swoją przygodę z muzyką i jeździłam na różne przeglądy i festiwale, wykonywałam wyłącznie piosenki po polsku. Dlatego chciałabym tworzyć w obu tych językach.
- Chciałabyś komponować swoje melodie i pisać własne teksty?
- Bardziej teksty, bo muzycznie na razie nie jestem jakąś wybitną kompozytorką. (śmiech) Chociaż nawet przy pomocy samych akordów, można tworzyć fajne rzeczy przy fortepianie. Dlatego czasem sklejam sobie jakieś szkice. Każdy pomysł może przecież potem zaprocentować. Wszystkie takie szkice zawsze sobie nagrywam na dyktafon. Nigdy nie wiadomo co z tego wyniknie.
- Na razie mamy twój pierwszy singiel – „Prawie my”. Jak ci się podoba ta piosenka?
- To była świetna przygoda stworzyć piosenkę w tak krótkim czasie. Wystarczyło na to ledwie kilka dni. Może udało się dlatego, że trafiłam na wspaniałych muzyków: Patryka Kumóra, Dominika Buczkowskiego i Neve. Jestem bardzo dumna z tej piosenki, że udało nam się coś takiego stworzyć. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze kiedyś razem pracowali.
- Jak ci się spodobała praca w studiu?
- Bardzo. Wiadomo: o wiele lepiej śpiewa się na żywo, bo w studiu słychać każdą pomyłkę i niedociągnięcie. Trzeba więc być perfekcyjnym. Jednak bardzo dobrze czułam się w studiu i chętnie tam jeszcze wrócę.
- Planujesz już swój debiutancki album?
- To moje największe marzenie: robić więcej muzyki i pewnego dnia nagrać płytę. Dlatego teraz czeka mnie dużo ciężkiej i pokornej pracy.
- A jak z koncertami?
- Na razie skupiam się na tworzeniu swego repertuaru, by pewnego dnia móc wyjść na scenę. Kiedy będę gotowa – na pewno chętnie będę koncertować.
- W internecie już pojawiły się głosy, że to ty powinnaś reprezentować Polskę podczas festiwalu Eurowizji. Co ty na to?
- To dla mnie wielki zaszczyt czytać te wszystkie komentarze, zachęcające mnie do wzięcia udziału w tym konkursie. Bardzo chciałabym spróbować. Pierwszym etapem byłoby jednak stworzenie piosenki na miarę Eurowizji – bo wiadomo, że taki festiwal to już wysoka poprzeczka. Jeśli udałoby się to, jak najbardziej mogłabym spróbować.
- Jak oceniasz twoje młodsze koleżanki, które wygrały Eurowizję Junior – Roksanę Węgiel i Viki Gabor?
- One są wspaniałe! I niezwykle utalentowane. Dla mnie jest niesamowite to, że będąc w tak młodym wieku, robią tak super rzeczy. Z Wiktorią poznałam się na finale „The Voice” – i okazało się, że to przesympatyczna dziewczynka, która ma cudowną rodzinę. Trzymam kciuki i kibicuję zarówno jej, jak i Roksanie. Mam nadzieję, że będziemy się spotykać na muzycznej drodze.
- Mieszkasz w małym miasteczku – Ciechanowie. Myślisz o tym, by przeprowadzić się do Warszawy, która jest centrum rodzimego show-biznesu?
- Po maturze to na sto procent. Czy wcześniej? Nie umiem jeszcze powiedzieć.
- Planujesz jakieś studia?
- Na pewno. Jeszcze nie wiem, na jakie się zdecyduję. Przez całe gimnazjum i połowę liceum poświęciłam się biologii i chemii. To była moja droga. Ale w ostatnim czasie wszystko się zmieniło. Kiedy bardziej poświęciłam się muzyce, zobaczyłam, że ciężko łączyć jest godziny siedzenia przy pianinie i godziny nauki biologii i chemii. Muszę posłuchać swojej intuicji i tego, co mi w duszy gra: muzyki. Nauka oczywiście też jest ważna i trzeba ją kontynuować. Ale nie wiem czy w tym kierunku, o którym początkowo myślałam.
- A jak nauczyciele i koledzy ze szkoły przyjęli twój sukces w „The Voice”?
- To, co zrobili wszyscy w szkole po moim powrocie, było niesamowite. Serdecznie im za to dziękuję. Gdy weszłam do szkoły, na korytarzu leciała moja piosenka, a wszyscy uczniowie bili mi brawo. Dostałam kwiaty, wypuszczono confetti. To najlepszy dowód na to, jakie wsparcie od nich dostałam. Wszyscy oglądali program i wysyłali sms-y. Taka lokalna solidarność i wsparcie są dla mnie bardzo ważne.
- Rozpoznają cię już na ulicy?
- Miałam już kilka takich sytuacji. Zobaczymy co będzie dalej. W Ciechanowie znają mnie wszyscy. Dzieci ze szkół zapraszają mnie nawet do siebie, żeby mogły sobie zrobić ze mną zdjęcia. Myślę więc, że będę musiała je odwiedzić, żeby spotkać się z tymi, którzy na mnie głosowali. (śmiech)
- Masz jakąś osobę bliską sercu wśród kolegów?
- (Śmiech) Na razie skupiam się na nauce i muzyce.
- Czujesz się już trochę gwiazdą?
- Skąd, w ogóle. Mam już pewne rodzaju doświadczenie, ale skończyłam dopiero 17 lat. Wszystko dopiero przede mną. Jestem na początku drogi. Trzeba mi jeszcze kilka lat, bym mogła nazwać się profesjonalną wokalistką.
- Niebawem święta. Lubisz śpiewać kolędy przy choince?
- Naturalnie, to piękny zwyczaj. Wszystkim Czytelnikom „Gazety Krakowskiej” życzę rodzinnych, spokojnych i śnieżnych Świąt Bożego narodzenia i zapraszam do posłuchania kolęd nie tylko w moim wykonaniu w Wigilię o 17:30 na antenie TVP1.