Alfabet zbrodni, B jak bestie w ludzkiej skórze
Kto nie zna Hannibala Lectera z filmu "Milczenie owiec"? Ten odrażający seryjny morderca nie jest bynajmniej wcale wymysłem chorej wyobraźni holywoodzkich scenarzystów. Jego postać to zlepek trzech autentycznych zabójców. Konsultantami filmu byli specjaliści z FBI, a wśród nich Robert Ressler, twórca teorii o seryjnych mordercach. Tych nie brakowało także na Śląsku i w Zagłębiu.
Seryjni mordercy budzili strach i grozę. Najsłynniejszy z nich to Wampir z Zagłębia, czyli Zdzisław Marchwicki. Ma na sumieniu napady na 20 kobiet. Przeżyło z nich sześć. Zabójca działał 5 lat i 4 miesiące. Jego ofiary miały od 16 do 58 lat. Atakował przeważnie kobiety powracające z nocnej zmiany. Śpieszyły się do domu. Wracały na skróty, przez odludne tereny. Uderzał z tyłu. Atakował nagle. Z tych, które przeżyły, tylko dwie były w stanie go rozpoznać.
Marchwicki działał w odludnym terenie, odciągał ofiary w ukryte miejsca i natychmiast znikał. Policyjne psy traciły ślad w tłumie. Motyw zbrodni zawsze był taki sam — seksualny. Milicja zaangażowała w sprawę najlepszych ludzi, z którymi współpracowało 40 naukowców: seksuologów, psychologów, psychiatrów, specjalistów z dziedziny kryminologii. Akcji nadano kryptonim "Anna" — od imienia pierwszej ofiary. Drukowano ulotki ostrzegające kobiety przed samotnych chodzeniem po ustronnych miejscach. W Zagłębiu i na Śląsku zapanowała panika. Ustalono, że sprawca musi pochodzić z Dąbrowy Górniczej. Sporządzono jego portret psychologiczny i dopasowano do podejrzanych. Na szczycie piramidy znalazł się Marchwicki. Został aresztowany 6 stycznia 1972 roku — 7 lat i 2 miesiące od pierwszego mordu. Zdzisława skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano.
Podczas pobytu w areszcie Marchwicki pisał pamiętnik: "... rozdrażnienie i nienawiść nie opuszczały mnie... w tym czasie, jak siedzę, odczuwam taką potrzebę, żeby kogoś zabić, chociaż wiem, że to niemożliwe... drapię się, bo odczuwam potrzebę widzenia krwi... w zapachu czuję zadowolenie... normalny stosunek z kobietą nie dawał mi tyle, ile stosunek z zamordowaną kobietą... myślałem, że taka rozczochrana i niewładna, a najbardziej podniecała mnie jej krew..."
Marchwicki pewnie wpadłby wcześniej, gdyby w latach 70. wiedziano to nad czym pracowano w USA. Robert Ressler dowiódł, że na podstawie oględzin miejsca zbrodni można sporządzić nie tylko portret psychologiczny sprawcy. Możliwe jest także ustalenie jego wieku, płci, rasy, stanu cywilnego, wykształcenia, IQ, a także wyglądu. Brzmi to jak magia? Trochę tak, ale w praktyce się sprawdza i bardzo ułatwia policjantom tropienie przestępców.
Amerykański specjalista z FBI na rozmowach z seryjnymi mordercami spędził tysiące godzin. Krok po kroku analizował ich postępowanie, psychikę. Na tej podstawie stworzył bardzo ciekawą teorię, która przerodziła się w system komputerowy VICLAS. Prowadzący śledztwo na miejscu morderstwa wypełniają protokół oględzin. W sumie jest to kilkaset pytań i odpowiedzi. Dane przenoszone są do komputera i poddawane analizie. Powstaje portret psychologiczny, znajdowane są inne zdarzenia, mające wspólne cechy.
W ten właśnie sposób odkryto sprawcę okrutnych mordów na prostytutkach. Dochodziło do nich w USA i w Europie. Sprawcą okazał się telewizyjny prezenter. Płacił prostytutkom za to, żeby udawały strach. Wtedy je mordował. Jedna z nich, która po raz pierwszy poszła z mężczyzną za pieniądze naprawdę się wystraszyła. To nie spodobało się oprawcy i wypuścił ją. Tak udało się trafić na trop zabójcy. Prezentera za 11 zabójstw. Nie przyznał się do winy. Powiesił się przed wykonaniem wyroku śmierci.
Ressler podzielił zabójców na dwie grupy: masowych i seryjnych. Ci pierwsi pod wpływem stresu mordują co najmniej 4 osoby w jednym miejscu i o jednej porze. Są wśród nich uczniowie, którzy czuli się poniżani przez nauczycieli i pracownicy niszczeni przez szefów. Wchodzą na kościelną wieżę, na pocztę, do firmy, szkoły. Są bezlitośni. Bywa, że na koniec popełniają samobójstwo.
Największy strach budzą jednak mordercy seryjni — bestie w ludzkiej skórze. Zaczęło się od grasującego w Londynie i zabijającego prostytutki Kuby Rozpruwacza. Potem w latach 60. doszło do głośnego mordu żony Romana Polańskiego. Ją i jej przyjaciół zabili szaleńcy z grupy charyzmatycznego Charlesa Mansona.
Galeria bestii to kilkadziesiąt nazwisk. Najwięcej z nich pochodzi ze Stanów. Albert De Salvo "dusiciel z Bostonu ma na sumieniu 22 kobiety. Ted Bundy, człowiek o miłej powierzchowności, wybierał tylko atrakcyjne młode blondynki. Przypisuje mu się zamordowanie stu kobiet. Udowodniono mu 19 zbrodni.
Z kolei John Wayne Gacy nazywany Klaunem Zabójcą, Polak z pochodzenia — ma na sumieniu 33 ofiary. Był szanowanym obywatelem i działaczem społecznym. Brał udział w akcjach charytatywnych. W przebraniu klowna występował dla chorych dzieci w szpitalach. Był aktywnym działaczem Partii Demokratycznej. Wpadł, gdy w grudniu 1978 roku zaginął Robert Piest, nastoletni chłopak, którego ostatni raz widziano właśnie w towarzystwie Johna. Policja zdobyła nakaz przeszukania jego mieszkania. W środku panował paskudny zaduch. Pod podłogą znaleziono 27 rozkładających się ciał. Podczas przesłuchania Gacy wskazał miejsca, gdzie ukrył pozostałe zwłoki. Śmiertelny zastrzyk zrobiono mu 10 maja 1994 roku.
W panteonie morderców są także dwie bestie zza naszej wschodniej granicy: Anatolij Onoprienko, oskarżony o mord na 52 osobach. 38-letni żeglarz, z zawodu leśnik. Z pozoru opanowany, nie karany, cieszący się zaufaniem. Mordował całe rodziny. Rzeźnik z Rostowa — Andriej Czekatiło także zabił 52 osoby. Większość z nich nie miała 17 lat. Pracował jako nauczyciel, był członkiem partii. Miał żonę i dzieci. Ciała swoich ofiar kaleczył w okrutny sposób.
Seryjni mordercy dzielą się na dwie grupy: zorganizowanych i niezorganizowanych. Ci pierwsi planują zbrodnię. Ofiary zwabiają podstępem. Są bardzo inteligentni, potrafią dostosować plan do sytuacji. Zacierają ślady i przenoszą zwłoki, aby utrudnić śledztwo. Z miejsca zbrodni zabierają pamiątkę. Często fotografują lub filmują całe zajście. Pamiątki przetrzymują w wyjątkowym miejscu. Nieomal stawiają im ołtarzyki. Pierwszy raz atakują blisko domu, później zawsze daleko. Wracają na miejsce przestępstwa. Zeznają w sprawach jako świadkowie, wypowiadają się dla mediów. Przychodzą do kostnicy, na pogrzeb.
Zabójcy niezorganizowani cechują się niskim ilorazem inteligencji. To psychopaci. Nie planują zbrodni. Po prostu idą i zabijają pod wpływem impulsu. Uszkadzają ciała ofiar. Często rozpruwają je i tarzają się w ich wnętrznościach. Używają tego, co im wpadnie w rękę, przeważnie tzw. narzędzia tępego. Często obcują płciowo ze zwłokami. Są to osoby zaniedbane, bezrobotne lub wykonujące proste prace.
Obie grupy łączy to, że mordują z powodów seksualnych. Mają problemy z kontaktami z kobietami lub czują się przez nie skrzywdzeni. W 99 proc. przypadków są mężczyznami rasy białej.