Kultura osobista w tym zawodzie troszeczkę przeszkadza. Dziś trzeba być bezczelnym, widocznym - mówi aktorka Małgorzata Kocik z Gorzowa.
Gdzie kręciliście „Damy i huzarów”?
Za Konstancinem, w miejscowości Brześce. Pani Krystyna szukała ze scenografem odpowiedniego miejsca i tak naprawdę znalazło się ono przypadkiem. Mogli spróbować w miejscach komercyjnych, gdzie już było wiele ekranizacji, ale wtedy musieliby się zastanawiać, jak to „oszukać”, żeby widzowie nie zauważyli, że to kolejna rzecz tam nakręcona. A to było zupełnie nowe miejsce. Wymagało oczywiście odświeżenia, dworek jest bardzo surowy, wybielono ściany, położono podłogi. W rzeczywistości nie był tak piękny, na jaki wyglądał na ekranie. Dużą rolę odegrała scenografia, ale właśnie dzięki surowości dworku scenograf miał ten komfort, że mógł umieścić wszystko tak, jak chciał. Obrazy, broń, zasłony, aksamity i kolory, klimat i atmosfera.
Jak wygląda codzienna praca aktorki mieszkającej w Gorzowie, a pracującej w Warszawie?
Lubię komfort mieszkania w Gorzowie. Nie brakuje mi dużego miasta, swoje już wyszalałam. Planuję w Gorzowie otworzyć szkółkę aktorską dla dzieci i dla młodzieży licealnej, która poważnie myśli o aktorstwie. A do pracy dojeżdżam. Do agenta mogę zadzwonić w każdej chwili i jak trzeba, na drugi dzień jestem w Warszawie. Uwielbiam podróżować pociągiem, wszyscy mi współczują, a dla mnie to megarelaks, oglądam seriale, mam spokój. Dziś mamy internet, który łączy nas wszystkich po równo. Muszę orientować się, co gdzie się dzieje, dzwonić do agencji aktorskiej, kontaktować się z kolegami, koleżankami. Niestety, trzeba też czasem się narzucać. Długo przełamywałam to w sobie, to pewnie wynika z mojego wychowania. Kultura osobista w tym zawodzie - zresztą myślę, że także w wielu innych - troszeczkę przeszkadza. Dziś trzeba być bezczelnym, widocznym. Jeden reżyser cię zauważy, inny nie. Na jednym castingu cię nie kupią, za pół roku możesz dostać główną rolę.
Obecnie grasz w popularnym serialu „Barwy szczęścia”.
Gram tam małą rolę - Marikę, sprzątaczkę w firmie jednego z bohaterów. Jestem czarnym charakterem, uwodzicielką, wdaję się w romans z mężczyzną, który jest w związku. Ciągle też biorę udział w castingach, wczoraj byłam na castingu do „Ojca Mateusza” - na tym właśnie polega moja praca. Może przez najbliższy miesiąc nigdzie nie zagram, a może jutro dostanę telefon i będę przez trzy miesiące grać codziennie. Mój brat, Krzysiek Kocik, który był siatkarzem w Gorzowie, mówił mi tak: „Mój zawód jest beznadziejny, ale twój jest najgorszy na świecie. Bo jak ja się załapałem do drużyny, to przynajmniej sezon pograłem, a ty masz na przykład jeden dzień zdjęciowy, a potem musisz od nowa szukać”. Ale nie wyobrażam sobie, że pracuję w jakimś systematycznym zawodzie, taśmowym. Bycie na planie jest dla mnie czymś rewelacyjnym, cały rytuał przyjazdu, transport o 5.00, o 7.00 gotowość na planie - to ma swoją magię. Nowy make-up, nowa sytuacja, studio, plener i ciągle nowi ludzie, ale myślący podobnie.
Co chciałabyś osiągnąć w aktorstwie?
Chciałabym zagrać w dobrych filmach fabularnych, może offowych - takich, w których można dać się poznać reżyserom. Dlatego staram się jeździć tam, gdzie jestem zapraszana, muszę się pchać na castingi. Ucieszyłabym się też stałą rolą w dużym serialu. Wierzę, że przyjdzie ten czas.