Tlące się od 3 marca pożarzysko w Brożku zasypaliśmy 30- 50 cm warstwą piasku, w ten sposób udało się odciąć dopływ tlenu- mówi Robert Słowikowski, komendant żarskich strażaków
- To był jedyny sposób, by całkowicie wyeliminować emisję pyłów i dymów - mówi Robert Słowikowski, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Żarach. - Gdyby nie konstrukcja piaskowego sarkofagu, składowane w Brożku beloty sprasowanych plastikowych butelek mogłyby tlić się do grudnia. Był to jeden z najcięższych pożarów z jakim mieliśmy do czynienia i chyba jedyny takiego typu i o takich rozmiarach w kraju-dodaje komendant.
W akcji przeszkadzały oblodzone wąskie leśne drogi, trudno było dotrzeć tam ciężkiemu sprzętowi gaśniczemu. Z odsieczą strażakom przyszli leśnicy, którzy dokładnie znają teren, gmina Brody wysłała piaskarkę, bez której służbom nie udałoby się dotrzeć do płonącego terenu w środku lasu, 6 km od wsi.
Pożar rozpoczął się 14 lutego, przez prawie trzy tygodnie paliły się otwartym ogniem plastiki, na 1,5 ha terenie, składowane na głębokości 10 metrów. To 35 tys. ton odpadów! Ogień ugaszono 3 marca, jednak warstwy na niższych głębokościach nadal się tliły. Tylko piach mógł odciąć dostęp powietrza do pożarzyska.
Akcja „Sarkofag” trwała 10 dni. Udało się to dzięki zabezpieczeniu środków finansowych, które uruchomił Janusz Dudojć, starosta powiatu żarskiego w ramach zarządzania kryzysowego.
- Wydaliśmy na to ok. 150 tys. zł- mówi starosta Janusz Dudojć. - Trzeba było nad tym jak najszybciej zapanować, bo zaczęła się z tego robić międzynarodowa afera. Niemcy krzyczeli, że dymy i pył przedostają się na ich stronę. Mieszkańcy okolicznych gmin też to odczuwali. Mam pretensje do wójta Brodów, że swojej puli na zarządzanie kryzysowe nie dał ani złotówki, ciągle słyszałem tłumaczenia, że gmina nie ma pieniędzy. Fakt w początkowej fazie ochotnicy, również z Brodów razem ze strażakami brali udział w akcji, ale robili to w ramach normalnych działań OSP- dodaje starosta.- Na posiedzeniach zarządzania kryzysowego gminni urzędnicy odsuwali od siebie jakąkolwiek pomoc finansową w „sprzątaniu” pożarzyska, twierdząc, że to nie ich problem. Zamiast dyskutować o tym, jak pomóc strażakom, tłumaczono że starostwo wydało decyzję, niech więc się teraz martwi. I dodaje, że gmina powołuje się na przepisy, które traktują pożar jak wypadek, a w takich sytuacjach finansowa odpowiedzialność za „sprzątanie” leży po stronie powiatu. - Dla mnie to nie wypadek, a celowe podpalenie - dodaje J. Dudojć. 14 lutego, gdy zaczęło się palić panował 7 stopniowy mróz, dookoła leżał śnieg. Jak w takiej sytuacji może dojść do samozapłonu? Gdy na miejsce przyjechali pierwsi strażacy, w ogniu był potężny teren, gospodarz i pracownicy twierdzili, że próbowali gasić. Mówię to z całkowitą odpowiedzialnością i mogę się spotkać w sądzie z gminą i właścicielem firmy.
Z właścicielem firmy w Brożku nie udało się nam porozmawiać. Mimo prób kontaktu telefonicznego.
Juliusz Dudziak, zastępca wójta Brodów nie zgadza się z opinią starosty. - W trakcie tworzenia sarkofagu nasi strażacy zabezpieczali teren. Brali udział w akcji gaśniczej , w ramach zarządzania kryzysowego umieszczaliśmy ostrzeżenia, informacje o stanie środowiska, ale pieniędzy rzeczywiście nie daliśmy. Nie wiem nawet czy mamy taką rezerwę w budżecie.