Po nieudanym poprzednim sezonie klub z Gorzowa znów ma powody do zadowolenia. Dwa dni temu udanie rozpoczął nowy sezon i... rozbudził apetyty
Na wiosnę akademiczki zajęły dopiero dziesiąte miejsce, najgorsze w historii ich występów w ekstraklasie. To był dla nas bardzo trudny rok, ale zarząd i sztab szkoleniowy dotrzymali słowa, że w następnym będzie już dużo lepiej. Latem do zespołu dołączył perspektywiczny zagraniczny zaciąg z Australii i Stanów Zjednoczonych, a także była reprezentantka Polski Paulina Misiek. Został też trzon drużyny, która kilka miesięcy wcześniej biła się tylko o utrzymanie. To ma być wybuchowa mieszanka, choć o strefie medalowej nikt nawet nie wspomina. O tym jednak, że eksperyment się powiódł, przekonał kibiców już pierwszy pojedynek.
Oba zespoły zagrały fantastyczny basket, bardzo ofensywny
W niedzielę InvestInThe¬West AZS_AJP Gorzów pewnie pokonał we Wrocławiu Ślęzę 90:81. Nasze miały większe kłopoty tylko przez kilka minut ostatniej kwarty, gdy gospodynie zmniejszyły stratę do zaledwie dwóch punktów. Sytuacja szybko jednak wróciła do normy, czyli pod kontrolę gorzo¬wianek. W akademickiej ekipie wszystkie zawodniczki zasłużyły na gromkie brawa, ponieważ ucieszyło nie tylko cenne, inauguracyjne zwycięstwo, ale także świetny styl gry.
- Oba zespoły zagrały fantastyczny basket, bardzo ofensywny. Miały skuteczność 52 procent z gry, co rzadko się zdarza. Zaczęliśmy bardzo dobrze. Byliśmy przygotowani taktycznie, przede wszystkim w ataku. Chcieliśmy grać bardzo prostą koszykówkę. Mamy wybiegany zespół i chcieliśmy grać gry, które będą nam przynosić efekt i to się bardzo dobrze sprawdzało. Wybraliśmy zaledwie cztery zagrywki z kilkunastu, które mamy i one nam dobrze funkcjonowały. Cały zespół zagrał bardzo fajne zawody. Znakomicie spisała się nasza ławka rezerwowych. Mieliśmy doping z ich strony - stwierdził Dariusz Maciejewski, trener InvestInThe¬West AZS AJP. - Myślę, że jak rzuca się w hali przeciwnika 90 punktów, to trudno przegrać. Tak naprawdę jedyny problem w niedzielnym meczu był wtedy, kiedy przez kontuzję z boiska zeszła Stephanie Talbot. Wtedy zaburzył się nasz timing, wtedy Ślęza wprowadziła obronę strefową. Nie byliśmy na to przygotowani. Przez moment był chaos. Stephanie zgłosiła, że chce wrócić do gry, pokazała charakter. To podniosło morale naszego zespołu. Poczułem, że z takimi zawodniczkami warto współpracować. Ona poderwała nasz zespół już samym powrotem na boisko.
Wspomniana Talbot zdobyła dwa dni temu 20 pkt., 11 zbiórek i osiem asyst. Nic dziwnego, że już teraz mówi się, że Australij¬ka, ale także jej rodaczka Nicole Seekamp i Courtney Hurt mogą być nowymi gwiazdami polskiej ligi. Jak jedna z bohaterek meczu we Wrocławiu widziała go z perspektywy boiska?
- Zagrałyśmy dziś bardzo dobrze. Przejście z obrony do ataku było znakomite, zwłaszcza w pierwszej połowie. Popełniłyśmy kilka strat, ale to był nasz pierwszy mecz. Musimy się poznać lepiej, żeby to się nie powtarzało. W drugiej połowie Ślęza postawiła obronę strefową, co pozwoliło im odrobić część dystansu. Na więcej już nie pozwoliłyśmy. Kontuzja? Nic się nie stało, jest w porządku - mówiła rozpromieniona Talbot.
Smutek panował za to w szeregach brązowych medalistek mistrzostw Polski. Tej porażki nikt się w obozie wrocławianek nie spodziewał, wszak Ślęza była zdecydowanym faworytem.
- Wygrała drużyna, która była bardziej zdeterminowana. Cały czas graliśmy na zasadzie, że „może się uda”. Nie przyłożyliśmy praktycznie przez 40 minut żadnej wagi do obrony. Dwadzieścia cztery punkty stracone po szybkim ataku, dwanaście ofensywnych zbiórek gości to były dwie pierwsze rzeczy, o których praktycznie przez cały tydzień mówiłem dziewczynom, na to uczulałem. Znamy przecież styl, w jakim funkcjonują zespoły pod kierunkiem poszczególnych trenerów - ocenił Arkadiusz Rusin, szkoleniowiec gospodyn.
Trener Ślęzy przyznał, że jego zespół nie zrealizował swoich planów. - Nie ma sensu opowiadać bajek typu „wyciągniemy wnioski, zrobimy analizę”. Nie o to chodzi, trzeba po prostu podchodzić w pełni skoncentrowanym do meczu i cały czas dyktować swoje warunki. Dzisiaj to zespół z Gorzowa dyktował warunki.
W podobnym tonie wypowiedziała się Agnieszka Śnieżek. - Gorzowianki pokazały bardzo dużą determinację. Nie chcemy grać w defensywie tak jak dzisiaj. Niestety, zrobiłyśmy wszystko inaczej niż zakładałyśmy przed meczem. Nie chcę tłumaczyć zespołu, nie chcę tłumaczyć siebie. Po prostu musimy się wziąć do pracy... - mówiła koszykarka Ślęzy.
To „pierwsze koty za płoty”, ale apetyt wśród naszych kibiców został rozbudzony. Kolejne emocje czekają na nich w naszej hali już za cztery dni.