W trasie byli przez rok. Przez ten czas odwiedzili 5 kontynentów i 40 państw, przejeżdżając tym samym 114 tys. km i korzystając jedynie z lokalnej komunikacji. Poznajcie rodzinę, która rzuciła wszystko i pognała przed siebie. Udowadniając tym samym, że zawsze można spełniać marzenia.
Na pierwszy rzut oka zwykła rodzinka: mama, tata i dwoje dorastających dzieci. Niech nie zmylą was pozory! Nie każdy przecież bierze dzieci w plecak i z dnia na dzień wyrusza w świat. Rodzina Łopacińskich to dwie odważne kobiety - mama Eliza i córka Łucja, oraz tata i syn, czyli dwóch szalonych Wojtków. Przez rok podróżowali dookoła świata i odwiedzali najdziksze zakamarki globu. Spali w namiotach i u nowo poznanych osób. Co lepsze - nie wzięli telefonu komórkowego i tabletu!
Cel podróży był jeden: chcieli pokazać dzieciom, że świat nie jest zły, a ludzie są z natury dobrzy, chociaż często mają zdecydowanie gorsze warunki życia. Chcieli odnaleźć również miłość i szacunek do drugiego człowieka.
- Chcieliśmy pokazać dzieciom, jaki świat jest naprawdę, nie taki sztuczny jak w telewizji - tłumaczy Eliza Łopacińska. - Pragnęliśmy, aby dzieci zobaczyły prawdziwą biedę, życie osób z różnych krańców świata i żeby zobaczyły, że świat jest piękny i różnorodny.
Pragnęliśmy, aby dzieci zobaczyły prawdziwą biedę, życie osób z różnych krańców świata i żeby zobaczyły, że świat jest piękny i różnorodny.
To właśnie pani Eliza była inicjatorką podróży. Pewnego dnia wzięła plecak i na miesiąc sama pojechała do Indii. Po pewnym czasie doleciał do niej pan Wojciech i widząc zgoła inny, tak odległy kraj, zapragnął więcej. Wtedy podjęli decyzję - bierzemy dzieci i ruszamy w świat!
- Początki były trudne, ciągle się kłóciliśmy - śmieje się młody Wojtek. - Wyruszyliśmy w podróż i zaczęliśmy spędzać ze sobą 24 godziny na dobę.
Rodzina Łopacińskich, choć niezwykła, miewa sprzeczki podobnie jak przeciętna polska rodzina. Z biegiem czasu zaczęli uczyć się siebie na nowo. - Przedtem prowadziliśmy zwykłe życie - wyjaśniają. - Praca dom, szkoła, dom. Często nie było czasu nawet na zwykłą rozmowę. Tak naprawdę dopiero w czasie podróży poznaliśmy siebie.
Wcześniej pani Eliza pracowała w urzędzie, pan Wojciech był dyrektorem w branży hotelarskiej, natomiast dzieci każdego dnia o szóstej rano wstawały do szkoły. Jednak co z ich nauką w czasie podróży? - Zwiedzając świat nauczyliśmy się więcej, niż siedząc w szkolnej ławce - tłumaczy Wojtek. - Może i straciliśmy jeden rok nauki, ale było warto. Na własne oczy zobaczyłem to, czego uczyłem się w szkole.
Zwiedzając świat nauczyliśmy się więcej, niż siedząc w szkolnej ławce. Może i straciliśmy jeden rok nauki, ale było warto. Na własne oczy zobaczyłem to, czego uczyłem się w szkole.
Jednak wbrew pozorom Wojtek i Łucja styczność ze szkołą mieli cały czas. Dlaczego? Otóż przez całą wędrówkę odwiedzali napotkane na szlaku szkoły i opowiadali tamtejszym dzieciom o życiu w Polsce, naszej kulturze i tradycjach. - Byliśmy w szkole z blachy i gliny - opowiadają. - To, w jakich warunkach uczą się tamte dzieci jest nie do pojęcia. Wbrew pozorom tamte dzieci są bardzo ciekawe świata. Chcieliśmy pokazać im, że gdzieś dalej istnieje inne życie.
W czasie wędrówki mieli ze sobą tylko jeden sprzęt - komputer. Potrzebny był im on do prowadzenia bloga i pisania książki, która całkiem niedawno została wydana. „Zabrałam brata dookoła świata”, bo tak brzmi jej tytuł, to lektura, podobnie jak jej bohaterowie, naprawdę niezwykła i czarująca.
Po roku, rodzina Łopacińskich postanowiła wrócić z podróży. Jednak - jak sami mówią - nigdy nie wrócą do poprzedniego, szarego życia. Jednak co dalej? - Następny wspólny cel to podróż śladami Stasia i Nel - wyjaśnia pan Wojtek. - Podczas wyprawy będziemy podróżować opisaną w znanej lekturze trasą w Afryce i czytać wraz z naszymi dziećmi książkę „W pustyni i w puszczy”.
Już sama rozmowa z rodzinką Łopacińskich była wspaniałą przygodą. Wniosek z niej wypłynął jeden - nie ważne gdzie, nie ważne jak, ale warto realizować swoje marzenia!