Aglomeracja śląska stanie w korku totalnym, chyba że...[INTERAKTYWNA GRAFIKA]
Korki w aglomeracji śląskiej i Katowicach będziemy mieli jak w Pekinie, chyba że zrobimy metro jak w Paryżu. Ale niekoniecznie metro, a cokolwiek, cokolwiek co będzie bezkolizyjnym transportem publicznym, czyli nie tramwaje budowane tak jak to się dzieje obecnie - przekonuje prof. Stanisław Krawiec, kierownik Katedry Systemów Transportowych i Inżynierii Ruchu Politechniki Śląskiej.
Rozmowa z dr hab. inż. Stanisławem Krawcem, profesorem Politechniki Śląskiej i kierownikiem Katedry Systemów Transportowych i Inżynierii Ruchu
Od lat utrzymujemy, że w aglomeracji mamy fantastyczną infrastrukturę drogową. To wciąż prawda, czy już tylko nam się tak wydaje? Są przecież miasta regularnie zakorkowane, a Katowice, na równi z Wrocławiem, są najwolniejszym miastem wojewódzkim w kraju i średnia prędkość osiągana w centrum spadła do 29 km na godzinę.
W porównaniu z innymi aglomeracjami, w mojej ocenie, wciąż mamy najlepszą sieć dróg, co jednak nie oznacza, że to pozwala nam na uniknięcie korków. Korków nie da się zlikwidować, no chyba że zlikwidujemy... miasta. Inaczej zawsze będą występowały w określonych godzinach i miejscach. Naszym zadaniem - i jedyną możliwością - jest tak działać i sterować ruchem, aby było ich najmniej.
Kliknij w przycisk "Rozpocznij zwiedzanie" i zobacz inwestycje, na które czeka region
Jak najmniej, ale nie wcale, to kiepska perspektywa.
Dlatego wciąż trwa wyścig między, z jednej strony, rozbudową infrastruktury, z drugiej - potrzebą podróżowania. Ta potrzeba wynika z ekonomicznych możliwości człowieka i chęci. Jeśli możliwości się powiększają, a w tej chwili tak się dzieje, to podróży będzie więcej, a korki będą dłuższe. Można na nie reagować rozbudowując drogi, skrzyżowania, w pionie i poziomie, inteligentne systemy sterowania, centra zarządzania ruchem, ale i tak wszystko to sprawi, że stan totalnego zakorkowania jedynie odwlekamy. Jeśli społeczeństwo nadal będzie się bogaciło i nie będzie miało alternatywy w postaci metra, albo submetra lub takiej komunikacji, która pozwoli dojechać do pracy w sposób przyjemny i miły, to korki będą rosły.
Powtarzając za ekspertami: nieważne, ile dróg zbudujemy i tak każda w końcu się zapełni?
Dlatego pojawia się wątpliwość, czy budować i inwestować tak, aby się korków pozbyć i czy nas na to stać. Oczywiście można wzdłuż ulicy wyburzyć istniejącą substancję mieszkaniową i budować jezdnie z ośmioma pasami, ale gdzie w Katowicach czy Gliwicach? Trzeba by wyburzyć pół miasta. Można budować też 30 metrów do góry, albo 30 metrów w dół, ale to olbrzymie koszty, a efekt? Opóźnienie korków o co najwyżej dziesięć lat.
Zatem inteligentne systemy zarządzania ruchem. Samorządowcy jednak niechętnie zabierają się za tę inwestycję, jak na razie w aglomeracji z systemu korzystają jedynie Gliwice.
Pozostałe miasta, mam nadzieję, że wkrótce też do tego dojrzeją. Gliwicom system udało się sfinansować w dużej części ze środków Unii Europejskiej. Miasto we właściwym momencie wystartowało o pieniądze, inni prawdopodobnie nie zdążyli.
Sądzi pan, że inteligentne systemy sterowania rozładują ruch w centrach naszych miast?
To, że w Gliwicach inteligentne sterowanie ruchem jest, nie znaczy, że korków nie ma. Są, ale trochę mniejsze. Każdy taki system pozwala na lepsze wykorzystanie tej infrastruktury, którą mamy, polepszenie jej przepustowości, ale nowych dróg jako takich nie przybywa. Gdyby w Gliwicach zarządzania ruchem nie było, korek byłby ogólny, jak we Wrocławiu. Jest, więc zatorów jest mniej, ale też są koszty tej inwestycji. Z jednej strony pieniądze, z drugiej efekt taki, że tam gdzie wcześniej korków nie było, teraz trzeba przeczekać jeden cykl na skrzyżowaniu.
To znaczy, że nieważne, co zrobimy w przyszłości, śląskie miasta, jak te zachodnie, staną w jednym olbrzymim korku?
To się już parę razy zdarzyło i zdarza, szczególnie gdy pada deszcz albo wystąpi jakaś awaria czy kolizja w kluczowym miejscu Katowic. Po prostu przy dużym natężeniu ruchu działa efekt systemu naczyń połączonych, a wrażliwość na wszystkie zakłócenia jest duża, zwłaszcza w czasach, gdy każdy ma dostęp do GPS i wie, gdzie są objazdy.
Zarządzanie ruchem nie jest więc remedium na korki. Co w takim razie? Zostaje nam przesiadka na komunikację publiczną?
Od paru lat próbuję wszystkich przekonać do tego, aby zrobić komunikację publiczną, ale niezależną od istniejącej infrastruktury, czyli nie autobus i tramwaj, zatrzymujące się na każdym przystanku i skrzyżowaniu. Taki tramwaj na przykład z Bytomia do Katowic dziś jedzie dłużej niż kiedy byłem dzieckiem. Mimo że ładniejszy, to stoi na każdym skrzyżowaniu, a tych po drodze przybywa. Jeśli w ośrodkach decyzyjnych nie nastąpi przewartościowanie, czyli nie zapadnie decyzja, aby zaprojektować i zbudować, a przynajmniej teraz projektować, a w przyszłości budować, środka transportu, który będzie jeździł niezależnie od istniejącej infrastruktury, czyli w przypadku tramwajów po wiaduktach, albo pod ziemią, rady na zakorkowane miasta nie będzie.
Pan mówi: pod ziemią, a w aglomeracji każdy urzędnik odpowie "nie da się", bo fedrują albo fedrowali.
Wszyscy się zapierają, ale nikt nie zbadał, czy na pewno, a trzeba zbadać, bo ani metro nie jeździ przecież 100 metrów pod ziemią, ani szyby kopalniane nie znajdują się na głębokości 10 metrów. A przecież nie musi być to metro klasyczne, zresztą nawet klasyczne, gdzie może jeździ na powierzchni, a tylko w centrach pod ziemią. Na świecie są aglomeracje, które mają wstrząsy sejsmiczne, trzęsienia ziemi i mają metro.
To kosztuje.
Oczywiście, więcej niż budowa nowej drogi. Problemem nie jest jednak brak pieniędzy, a fakt, że taki alternatywny środek transportu nie został zaprojektowany nawet w sensie intelektualnym. Nie ma żadnej koncepcji, jak by to mogło wyglądać kiedyś w przyszłości, kiedy na realizację będą pieniądze. Drogową Trasę Średnicową też zaprojektowano wiele, wiele lat temu, czekano 30 lat na jej realizację, ale dzięki temu, że była koncepcja, to na tej trasie nic nie budowano, nie inwestowano, to był plan przygotowany do realizacji, kiedy pojawią się pieniądze. Teraz też jest czas, aby przynajmniej zaprojektować coś, na co będą miały pieniądze następne pokolenia. Inaczej w przyszłości po naszych miastach jeździć nie będzie się dało. W aglomeracji, ponieważ mamy wiele centrów miast, ruch rozkłada się w miarę równomiernie, dzięki temu na razie mamy lepiej niż klasyczne metropolie z jednym centrum, ale i to się wkrótce skończy.
Pewnie coś można zrobić w bliższej perspektywie, może na przykład - zabrzmi to banalnie - budować drogi, których nie trzeba co chwilę remontować
Drogi, jak każda budowa, mają swój okres, po którym remont im się należy. A że ten moment następuje zbyt szybko, to często nam się tak tylko wydaje, bo czas tak szybko płynie. Na pewno poprawić można organizację remontów, bo ta pozostawia wiele do życzenia. Tu mamy do czynienia z czynnikiem ludzkim, bo przy remontach pracują ludzie, którzy czasem próbują działać na zasadzie własnego dobra, czyli po co popołudniu usuwać ograniczenia, skoro nic się nie stanie, jak zostaną do rana...
Przed wyborami samorządowymi w Katowicach kandydaci na prezydenta prześcigają się w pomysłach na przeciwdziałanie korkom. Jeden z nich zapowiada budowę kolejki linowej nad miastem. To możliwe?
Są miasta, na przykład Żory, które projektowały taki system. Kolejka to też środek transportu. Czy możliwa byłaby między Katowicami a Bytomiem? Ja sobie to potrafię wyobrazić, bo to żaden problem od strony technicznej, na świecie jest parę miejsc, gdzie coś takiego funkcjonuje. To jeden z pomysłów, nad którym można się zastanowić, trzeba jednak wziąć pod uwagę wizerunek naszych miast, bo nie może być tak, że na każdym wolnym miejscu krzyżują się jakieś kolejki. To jest wyższość metra nad tramwajem czy kolejką, że go nie widać.
Były kiedyś realne pomysły na budowę linii metra dla Śląska?
Nie, bo nie było nas stać, ani po wojnie, ani teraz. To nie znaczy, że nad taką inwestycją - dotyczącą przemieszczania się niezależnie od aktualnej infrastruktury i niestykającą się z nią w sensie kolizji nie trzeba już teraz pomyśleć. Takie miasto jak Paryż bez metra w ogóle by nie funkcjonowało. My też do tego dojdziemy, tyle że metro w Paryżu zostało zbudowane wtedy, gdy u góry jeździły furmanki i pojedyncze samochody. Już wtedy myślano strategicznie, a u nas nie myśli się nadal.
Dobrze, ale jakoś trzeba żyć i jeździć, może więc usprawnić obecną komunikację publiczną. Co pan powie na przykład na buspasy, jak w Warszawie?
Ale gdzie je zrobić w Katowicach? Poszerzać drogi kosztem chodnika? A co, kiedy droga biegnie jednym wąskim pasem? Nowa Huta czy Tychy są tak zaprojektowane, że drogi mają szerokie, tam można.
Może więc ograniczać liczbę miejsc parkingowych w miastach i wprowadzać opłaty za wjazd do centrum i tak kierowców zmotywować do przesiadki do tramwaju albo autobusu?
Ekonomicznie oddziaływać zawsze można bardzo skutecznie. Na pewno ograniczymy korki, jeśli - co nie znaczy, że to zalecam - benzyna będzie kosztowała 15 zł za litr, albo cena rejestracji samochodu wzrośnie ze 120 zł do 1200 zł, czy właśnie wprowadzimy opłatę za wjazd do centrum. Taka opłata funkcjonuje w Londynie, w Berlinie inaczej - bierze się pod uwagę ochronę środowiska - i wjazd do centrum mają tylko auta odpowiedniej klasy. Ale zarówno Londyn, jak i Berlin, jak już wprowadzają obostrzenia, to wiele oferują w zamian, chociażby metro i submetro. W aglomeracji musielibyśmy powiedzieć kierowcom: jakoś to będzie. W Pekinie na przykład autem nie można jeździć codziennie, bo są dni, gdy te z rejestracjami kończącymi się na określoną cyfrę muszą zostać w garażu, z kolei w Szanghaju tablica rejestracyjna kosztuje tyle samo co samochód, a i tak w obu miastach jest przerażający tłok na ulicach. Nie daj Boże, żebyśmy musieli stosować takie zabiegi, nie dając nic w zamian. W Szanghaju nie było nic, ale teraz jest zbudowane w ciągu 20 lat największe metro na świecie. Nie można działać tylko utrudniając życia kierowcom, musi być coś w zamian, coś, co będzie przyjemne i wygodne.
Czyli konkluzja rozmowy jest taka: kierowco, stój, módl się - o wizjonerów u władzy- i uzbrój w cierpliwość, bo lepiej długo jeszcze nie będzie?
Kierowca nie ma wyjścia, musi jechać zgodnie z przepisami, a jeśli chce zaparkować w centrum, musi stać w korkach. Trzeba pomyśleć o czymś, co będzie przyjazne dla pasażera i zacząć to projektować. Dziś, jeśli chce jechać z Tarnowskich Gór do Tychów, to ma przed sobą wycieczkę pół dnia w jedną stronę, pół dnia z powrotem, a to powinna być podróż w czasie do godziny. Musimy mieć taki środek transportu, w jakiejkolwiek formie, nadziemnej czy podziemnej, ale bezkolizyjnej, umożliwiający szybkie przemieszczanie się między skrajnymi punktami aglomeracji. Warianty są różne, trzeba w końcu o nich zacząć myśleć.