Agent 007 wstrząśnięty, zmieszany i... ocenzurowany?
W kwietniu do księgarń trafią nowe wydania książek Iana Fleminga o przygodach agenta Jamesa Bonda. Z powieści zostaną usunięte fragmenty, które „mogą urazić niektórych czytelników”. Przeciwko tego rodzaju zmianom zaprotesowała nawet brytyjska królowa Camilla.
Jeżeli chcecie przeczytać książki o przygodach Jamesa Bonda w oryginalnej wersji, to spieszcie się z ich zakupem. Już za kilka tygodni do księgarń trafią bowiem nowe, „poprawione” wydania powieści Iana Fleminga, które będą zawierały dość znaczące różnice względem wersji pierwotnych.
Firma posiadająca prawa literackie do twórczości autora podjęła decyzję o skorygowaniu niektórych fragmentów, co wywołało potężną burzę na Wyspach Brytyjskich. Zwolennicy zmian twierdzą, że korekty są niezbędne w celu „ochrony części czytelników, których mogą urazić pewne sformułowania” zawarte w dziełach słynnego pisarza. Przeciwnicy grzmią z kolei o jawnej i niedopuszczalnej cenzurze.
Dlaczego jednak w ogóle zdecydowano się na taki krok?
Książkowy Bond nie jest niewiniątkiem
Zacznijmy od tego, że książki traktujące o perypetiach Jamesa Bonda bardzo często znacząco różnią się od ich filmowych ekranizacji. To istotne, ponieważ burza, która przetacza się przez Wielką Brytanię, dotyczy właśnie powieści. Choć filmowy Bond nie należy do aniołków, to jego książkowy pierwowzór ma „na sumieniu” o wiele więcej, niż przelotne romanse i promowanie niespecjalnie zdrowego stylu życia. Ale czy jest to powód do usuwania lub zmieniania fragmentów dzieł Fleminga?
Niektóre zachowania i odzywki Bonda z książek bez wątpienia zasługują na krytykę. Agent 007 potrafił być nieczułym, niemiłym draniem (lub przynajmniej sprawiać takie wrażenie), głęboko raniącym uczucia innych. Bywał chamski, traktował przedmiotowo kobiety, wysługiwał się innymi, zdarzały mu się również komentarze i odzywki, które - choć w latach 50. i 60. nie raziły ludzi tak bardzo - to dziś są traktowane jako rasistowskie lub mizoginistyczne.
Zwolennicy wprowadzania zmian do powieści podają konkretne przykłady - w „Żyj i pozwól umrzeć” Bond twierdzi, że domniemani afrykańscy przestępcy handlujący złotem i diamentami to „całkiem praworządni faceci, jak sądzę, z wyjątkiem sytuacji, gdy za dużo wypili”. W tej samej książce agent 007 odwiedza nocny klub dla czarnoskórych osób w dzielnicy Harlem. Opis jego wizyty brzmi: „Bond mógł usłyszeć, jak publiczność dyszy i chrząka jak świnie przy korycie. Czuł, że jego własne ręce chwytają obrus. W ustach miał suchość”.
Dodatkowo w wielu częściach pojawia się słowo „Nigger”, będące bardzo obraźliwym określeniem człowieka o czarnym kolorze skóry.
To sprawiło, że firma Ian Fleming Publications Ltd, szykując się do ponownego wydania wszystkich części z okazji kwietniowej 70. rocznicy premiery „Casino Royale” (pierwszej powieści z całej serii), postanowiła umieścić w książkach dopisek:
„Ta książka została napisana w czasie, gdy terminy i postawy, które mogą być uznane za obraźliwe przez współczesnych czytelników, były powszechne. W tym wydaniu dokonano szeregu aktualizacji, pozostając jednocześnie jak najbliżej oryginalnego tekstu i okresu, w którym jest on osadzony”.
Gdyby poprzestano na pierwszym zdaniu, prawdopodobnie temat nie wzbudziłby większych kontrowersji. Ale przedsiębiorstwo poszło o krok dalej i zmieniło fragmenty książek - najczęściej po prostu pomijając kolor skóry postaci.
Poprawki, ale według jakiego klucza?
Argumentem za wprowadzeniem - jak to określono - „aktualizacji”, jest chęć ochrony niektórych grup etnicznych. Bardzo istotny był również aspekt „niepromowania” rasistowskich określeń. Chodziło o to, by czytelnik nie miał poczucia, że skoro bohater książki zachowuje się w określony sposób, to jest to zachowanie akceptowalne.
Pomijając na chwilę zasadność samego pomysłu wprowadzania zmian do książek napisanych dziesiątki lat temu - pojawia się tu poważna niekonsekwencja w działaniu, bo przecież nieprzyjemne czy obraźliwe teksty pod adresem osób czarnoskórych to wcale nie są jedyne „grzechy” Bonda. Zachowań uznawanych obecnie za nieakceptowalne, lub przynajmniej niezbyt dobrze oceniane, miał on zdecydowanie więcej.
Agent 007 był nałogowym palaczem - dosłownie kopcił jak stara lokomotywa, wypalając kilkadziesiąt papierosów dziennie, co było często podkreślane na kartach wielu książek. Był też wielkim amatorem alkoholi, zwłaszcza wysokoprocentowych, którymi raczył się codziennie - nierzadko doprowadzając się do stanu poważnej nietrzeźwości. James Bond nie miał też nic przeciwko narkotykom. Kiedy w „Moonrakerze” szykował się do zdemaskowania Hugo Draxa, który oszukiwał w brydża, Bond postanowił zaprawić się horrendalnie drogim szampanem wymieszanym z... amfetaminą.
Mało tego - samo stosowanie przeróżnych używek to nie koniec. 007 wielokrotnie potrafił wsiadać za kierownicę po spożyciu alkoholu. Jego samochodowe ekscesy także zasługują przynajmniej na okraszenie ich surowym ściągnięciem brwi - przecież Bond zasuwał autami w sposób skrajnie niebezpieczny, nierzadko narażając życie swoje i innych uczestników ruchu drogowego.
Powyższych bondowskich zachowań z książek jednak nie usunięto, podobnie jak pogardliwych określeń pod adresem osób pochodzących z Azji, kobiet lub homoseksualistów. Właściciel praw do powieści zdecydował się jedynie na wybiórcze zmiany.
Jej Królewska Mość w obronie Bonda
Zdaniem wielu Brytyjczyków, nawet minimalne korekty i tak są jednak przekroczeniem granicy. W mediach pojawiło się mnóstwo opinii krytykujących decyzję Ian Fleming Publications Ltd, która jest określana nawet mianem cenzury.
Przeciwnicy korygowania książek przytaczają też sprawę powieści Roalda Dahla, autora książek dla dzieci, m.in. „Charlie i fabryka czekolady”. W jego dziełach dokonano ostatnio setek zmian. Usunięto np. praktycznie wszystkie określenia wyglądu fizycznego bohaterów (m.in. „gruby”, „biedny”). Zmieniono również płeć niektórych postaci. Argumentowano, że w ten sposób lektura książek nie będzie sprawiać nikomu przykrości.
Pod naciskiem opinii publicznej wydawnictwo Puffin Books postanowiło jednak zmienić pierwotną decyzję i wypuścić książki w dwóch wersjach - oryginalnej i zmienionej. Wydawało się więc, że nikomu nie przyjdą już do głowy tego typu pomysły. Ale przykład Bonda pokazuje, że wprowadzanie zmian do książek może być nowym trendem na świecie.
Co ciekawe, agent 007, który służył przecież Jej Królewskiej Mości, znalazł obrońcę w... królowej Camilli. Żona Karola III negatywnie odniosła się do pomysłów korygowania książek.
- Proszę was, pozostańcie wierni swojemu powołaniu, nieskrępowani przez tych, którzy mogą chcieć ograniczyć wolność waszej wypowiedzi lub nałożyć ograniczenia na waszą wyobraźnię - powiedziała Camilla do autorów książek podczas niedawnego przyjęcia literackiego w Clarence House. Co prawda nie wspomniała bezpośrednio o twórczości Fleminga czy Dahla, ale brytyjska prasa nie ma wątpliwości, że był to komentarz właśnie do ostatnich wydarzeń.
Jeszcze przed wybuchem afery związanej z Jamesem Bondem, pomysł Puffin Books ostro skrytykował m.in. Salman Rushdie, autor powieści „Szatańskie wersety”.
„Roald Dahl nie był aniołem, ale jest to absurdalna cenzura. Puffin Books i właściciele praw do książek Dahla powinni się wstydzić” - napisał na Twitterze wybitny pisarz.