Agata Biziuk: Chcę kochać Polskę bez żadnej ofiary
Mamy gorącą krew. Często kierujemy się emocjami, co niestety jest dużo łatwiejsze. W „Za-Polskiej” wracam do tej kwestii w scenie dotyczącej naszych powstań, często nieprzemyślanych zrywów w imię idei właśnie – mówi reżyserka teatralna Agaty Biziuk, laureatka Medali Młodej Sztuki „Głosu Wielkopolskiego”.
Twój ostatni spektakl ma specyficznego głównego bohatera. Nie jest nim osoba, ale… Polska. Co mówi o naszym kraju „Za-Polska”?
Gdy spersonifikowałam Polskę, a jej przywary i zalety nazwałam, ukazała mi się osoba szalenie skrajna. Odpustowa panienka w żałobnym płaszczu – trochę naiwna, trochę pyszna, trochę uprzedzona, ale taka, co zawsze chciała dobrze, tylko nie zawsze jej wychodziło. Być może właśnie przez takie „chcenie”, co chwila popadała w przesadę. „Za-Polska” jest wyrazem lęku i moich refleksji wokół naszego kraju. W spektaklu jest wiele czerwonych plansz ostrzegawczych z metaforycznym napisem „stop”. Martwi mnie fakt, że zatraciliśmy dialog. Tak zacietrzewiliśmy się w monopolu na prawdę, że powszechna stała się mowa nienawiści. Dokąd to prowadzi? Historia świata pokazuje, że takie nastroje nie sprzyjają niczemu dobremu. Zazwyczaj prowadzą do rozlewu krwi.
Sztuce towarzyszy myśl „oddania życia za Polskę”. Co twoim zdaniem sprawia, że wciąż jest ona tak aktualna?
Zacietrzewienie właśnie. W spektaklu poruszam kontekst idei romantycznej „oddania życia za Polskę” jako hasła niejako propagandowego. W czasach konfliktu zbrojnego ta myśl pchała młodych na front – była aktualna. Niestety, w śmierci nie ma i nigdy nie było niczego romantycznego, to tylko czysta fizjologia. W dzisiejszych czasach względnego pokoju, wciąż powszechne jest propagowanie „oddania życia”, czyli ofiary. Ja wracam do tej myśli szukając dla niej alternatywy – kochania Polski bez ofiary. Celebrowania czasu pokoju, a nie szukania wrogów.
Zastanawiam się, dlaczego wciąż skupiamy się bardziej na romantycznych zrywach aniżeli pragmatycznej pracy? To efekt uboczny naszej przeszłości?
Mamy gorącą krew. Często kierujemy się emocjami, co niestety jest dużo łatwiejsze. W „Za-Polskiej” wracam do tej kwestii w scenie dotyczącej naszych powstań, często nieprzemyślanych zrywów w imię idei właśnie. W przeszłości bardzo łatwo poddawaliśmy się rozmaitym manipulacjom. I mam wrażenie, że wciąż nie wyciągamy wniosków.
Wzorem tytułu, „Za-Polska” nawiązuje do postaci Marii Janowskiej, działającej pod pseudonimem „Gabriela Zapolska”. Warto jednak podkreślić, że nie tyle do jej fascynującego życiorysu i dorobku, ile do samej idei jej twórczości. Co jest jej istotą?
Zapolska, która pobrzmiewa w tytule, jest nawiązaniem do idei, której poddawała autorka społeczeństwo. Była nią próba wyjścia poza kołtunerię. Maria Janowska postawiła sobie za cel piętnowanie polskich kompleksów, genu mieszczaństwa, który m.in. każe ograniczać nam swoje zaangażowanie w zagadnienia niewygodne. Mieszczaństwo nie uczestniczy w żadnej ogólnej debacie, mieszczaństwo nie ponosi odpowiedzialności. Oczywiście tytuł jest również grą słowną wokół myśli, o której już mówiliśmy – oddania życia „Za-Polskę”.
Spektakl zapowiadany był jako tragikomiczny. To wydaje się być rezultatem tego, kim była Zapolska – mistrzynią satyry z bardzo czujnym okiem. Czy jej obserwacje polskiego życia społecznego wciąż pozostają aktualne?
Jak najbardziej.
Jednak patriotyzm każdy traktuje nieco inaczej. Masz swoją definicję?
Jestem patriotką. Kocham nasz kraj, a jednocześnie on niewiarygodnie mnie drażni. Gdy postawiłam Polskę przed sobą jako postać, okazało się że mamy bardzo skomplikowaną relację. Mój patriotyzm oznacza kochać mądrze – o ile się da, bez oręża, bez broni. Umieć słuchać, nie tylko mówić.
Słyniesz z przedstawień opartych na własnych tekstach i luźnych adaptacjach. To dość odważna filozofia, bo wszystkie oczy skupione są na tobie…
Nie odczuwam tego w ten sposób. Na co dzień jestem osobą raczej skrytą, w mediach społecznościowych nie odczuwam potrzeby do nadmiernych, osobistych wynurzeń. Nie wrzucam zdjęć jajecznicy z akapitem na temat refleksji związanych z przemijaniem i odrodzeniem. W teatrze mam inaczej. Teatr jest wentylem, przez który się wypowiadam, ale nigdy nie postrzegałam tego w kategoriach odwagi, tak po prostu jest. Oczywiście, są też recenzje i recenzenci, ale tyle razy nazwą cię geniuszem, co idiotą. To ryzyko zawodowe.
Jakie projekty zamierzasz zrealizować w najbliższej przyszłości?
Na pewno teatr autorski. Stęskniłam się również za klasyką, delikatne kroki poczyniłam też w stronę filmu. Póki co, układam to sobie wszystko w czasie, zobaczymy…