Aga Szuścik to artystka wizualna. Katowiczanka z urodzenia, od 12 lat mieszkająca w Krakowie. Doktor sztuk filmowych, absolwentka m.in. filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim. Jej szczere i osobiste wystąpienie w czasie konferencji TEDxKatowice, dotyczące raka szyjki macicy, na którego zachorowała w 2018 roku, w wieku 32 lat, obiegło dzięki YouTube i telewizji całą Polskę.
Odważnie opowiedziałaś o raku szyjki macicy, wyznając, że nie chodziłaś na badania. Pokazałaś zdjęcia dokumentujące operację usunięcia macicy i rekonwalescencję. Nie za odważnie?
Nie. W tym projekcie i w tym wystąpieniu mnóstwo rzeczy jest za odważnych. Rurka wystająca z brzucha na zdjęciu jest za odważna, mój srom jest za odważny, dziura w brzuchu jest za odważna. Tampon z ostatniej miesiączki w życiu w szkatułce jest za odważny. Tak, to są mocne środki wyrazu. Kampanie publiczne, przypominające o cytologii, nie używają takich środków, co jest logiczne. Ja posługuję się takimi środkami, bo jestem artystką. Jako artystka wyraziłam się w ten sposób, bo nie chcę udawać, że rak to było jakieś naklejenie plasterka, i na drugi dzień poszłam do domu. To nie przestraszy kobiet.
Chcesz przestraszyć kobiety?
Hm. Chciałabym, żeby ludzie zobaczyli, jak to naprawdę wygląda. Kiedyś w galerii pewna pani, widząc zdjęcie moich olbrzymich siniaków na nogach, spytała, czy to są plamy od jodyny. Gdy uświadomiłam ją, że to siniak, który miałam od brzucha aż do łydek, stwierdziła: „to ja może jednak pójdę do ginekologa”. Więc może jednak tak to działa. Wielu przypadków raka szyjki macicy możemy uniknąć. W pewien sposób jestem winna temu, że zachorowałam. Jednak nie w taki sposób, w jaki niektórzy wyrywają moją wypowiedź o winie z kontekstu. Powiedzenie, że rak jest winą czy odpowiedzialnością kobiet, i zostawienie tego z kropką, jest absolutnym nadużyciem. Bo można z tego zrozumieć, że rak jest karą, która się należy, za to, że nie byliśmy na badaniach. Tak nie wolno powiedzieć. Taka kara, jak ciężka choroba, nie jest sprawiedliwa za żadną bezmyślność. Nigdy nie miałam tego na myśli. Nikt, nawet opuszczając przez 20 lat badania, nie zasłużył sobie na raka. Ja opowiadałam tylko i wyłącznie o swojej historii i zwracałam się do kobiet, #które są w podobnej sytuacji, w której byłam ja. Miałam świadomość tego, że muszę się badać, miałam dostęp do opieki medycznej, ale nie chodziłam do ginekologa, bo miałam inne, ważniejsze rzeczy do roboty. Nic mnie nie bolało, nie miałam żadnych niepokojących objawów. Gdybym miała, to pewnie szybciej poszłabym do lekarza, nawet nie ze strachu, ale z irytacji, że coś mi przeszkadza, boli. Poszłabym, żeby lekarz mi wyłączył ten ból. Żyjemy w świecie, w którym uparcie trzeba dążyć do trudnych celów zawodowych i prywatnych, zdrowie uważamy często jedynie za logiczny i konieczny warunek spełniania naszych planów. Nie myślimy o tym, że zdrowie to wartość. Nie pamiętamy, że jeśli mamy dostęp do opieki medycznej, ale nie mamy czasu na profilaktykę, to może nasze życiowe plany staną pod znakiem zapytania, stracimy macicę, bo zdążymy pozwolić rakowi się rozwinąć. Taka komunikacja, a nie straszenie jako takie, mnie interesuje.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień