Marcin P. ma ciężkie zarzuty. Jest oskarżony o stręczycielstwo własnej żony oraz fałszerstwa. Polityk z okręgu tarnowskiego szybko zwolnił asystenta. Nie interesowało go jego życie osobiste.
W kwietniu na biurko eurodeputowanego Edwarda Czesaka trafił anonim. Dotyczył problemów osobistych jednego ze współpracowników polityka. Bomba wybuchła w ubiegłym tygodniu, krótko przed kongresem Prawa i Sprawiedliwości. Okazało się, że Marcin P. jest oskarżony o bardzo ciężkie przestępstwa: nakłanianie do prostytucji własnej żony, podrabianie jej podpisów na fakturach oraz stręczenie do nierządu innych kobiet.
- To był dla mnie szok. Gdy ukazały się pierwsze artykuły, byłem w Berlinie na wyjazdowym posiedzeniu mojej grupy politycznej - opowiada poseł.
Edward Czesak zna Marcina P. od dwunastu lat. Przedstawiła mu go i zarekomendowała nieżyjąca już posłanka PiS Barbara Marianowska.
- Była już wtedy chora i przejąłem po niej prowadzenie jednej z ustaw. Pan Marcin już w poprzedniej kadencji z nią pracował. I w ten sposób od 2005 roku zaczęła się nasza współpraca. Trwała przez cały okres mojej działalności w sejmie i muszę podkreślić dużą wiedzę i kompetencje pana Marcina - wspomina Czesak. Gdy objął mandat w Brukseli po prezydencie Andrzeju Dudzie, bez namysłu zabrał do Parlamentu Europejskiego również Marcina P.
- To człowiek bardzo kompetentny, zna języki, ma bardzo dobrą orientację w wielu zagadnieniach Unii. Naprawdę nie miałem zastrzeżeń do jego pracy - komplementuje swojego byłego asystenta.
Czesak twierdzi, że nie miał żadnej wiedzy na temat problemów osobistych, z którymi borykał się Marcin P. Podkreśla że ich relacje ograniczały się wyłącznie do kontaktów zawodowych. - Generalnie anonimy zawsze wyrzucam do kosza. Tak było i tym razem. Postanowiłem jednak porozmawiać ze swoim asystentem. To było przykre spotkanie. Marcin P., podczas rozmowy, szerzej przedstawił swoją sytuację - relacjonuje Czesak. Miał usłyszeć, że Marcin P. rozwodzi się z żoną i walczy o opiekę nad ich jedenastoletnią córką. Asystent zaprzeczał wszystkim oskarżeniom oraz zapewniał, że podjął w tej sprawie kroki prawne. Twierdził, że to zemsta matki jego dziecka. Sygnalizował też, że będzie musiał się zwolnić, gdyż musi zająć się córką, a to wymaga stałego pobytu w Warszawie. Ostatecznie 21 czerwca złożył wypowiedzenie.
W głosie brzeskiego eurodeputowanego słychać rozgoryczenie. Uważa, że cała sprawa pozostawiła niezasłużoną rysę na jego własnym politycznym wizerunku.
- Na swoje nazwisko ciężko pracowałem i pracuję od wielu lat. Teraz obrywam rykoszetem. Media wykorzystują sprawę Marcina P., aby podkreślić moją rolę jako pracodawcy z PiS. I w każdej publikacji pojawia się moje zdjęcie. W wyszukiwarkach interneto-wych moje nazwisko wyświetla się w kontekście tej afery. Cierpi przez to także moja rodzina - kończy europoseł.