Afera toksyczna: Wciąż nie rozbroiliśmy wszystkich bomb ekologicznych. Zagrożenie dla ludzi i środowiska nadal jest
Organy administracji publicznej nie znają faktycznej skali historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi i zagrożeń jakie wywołują. Tzw. "bomby ekologiczne" wciąż stanowią zagrożenie dla ludzi i środowiska. Najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli wskazuje, że o wielu przypadkach zanieczyszczeń mieszkańcy wciąż nie wiedzą i żyją na tykających bombach. Na terenach zanieczyszczonych powstają np. osiedla mieszkaniowe. Tym samym mieszkańcy narażeni są na oddziaływanie szkodliwych dla życia i zdrowia substancji.
Zmiany gospodarcze zachodzące w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, ekstensywne wykorzystywanie terenów przemysłowych, ograniczenie działalności niektórych branż spowodowały likwidację zakładów przemysłowych zlokalizowanych w miastach i opuszczanie terenów, najczęściej, zdegradowanych w wyniku ich działalności. Źródłem zanieczyszczeń były m.in. działania związane z dystrybucją i magazynowaniem paliw, przemysł hutniczy, koksowniczy, gazownie, przemysł chemiczny, włókienniczy, garbarnie, galwanizernie, produkcja azbestu, gospodarowanie odpadami, tereny wojskowe.
Czytaj: Poznań: Po czterech latach śledztwa zatrzymano 13 osób zamieszanych w nielegalne składowanie toksycznych odpadów
W rejestrze Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska na dzień 5 września 2018 r. było 398 wpisów w zakresie potencjalnych historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi, obejmujących łącznie 3.857,2198 ha, co stanowi zaledwie 0,012 procent całkowitej powierzchni kraju.
W samej Wielkopolsce stwierdzono 31 miejsc ujętych jako bomby ekologiczne. To głównie tereny poprzemysłowe, po dawnych wysypiskach, stacjach benzynowych, zajezdniach autobusowych, ale nierzadko także tereny zabudowy mieszkalnej, jak np. w przypadku poznańskiej Starołęki czy Ogrodów.
Zobacz też: Substancje rakotwórcze w Wielkopolsce
Niestety, najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli wskazuje, że o wielu zagrożeniach wciąż nie wiemy. - Rejestr historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi nie odzwierciedlał stanu faktycznego. System identyfikacji i usuwania nie funkcjonował skutecznie na każdym szczeblu administracji publicznej. Nie ujawniając historycznych zanieczyszczeń uniemożliwiono ich skuteczną eliminację, narażając użytkowników tych terenów na oddziaływanie szkodliwych dla życia i zdrowia ludzi substancji - informuje w swym raporcie NIK.
Brak należytej kontroli ze strony Regionalnych Dyrekcji Ochrony Środowiska w całej Polsce, rejestru tych terenów przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, a także nierzetelne dokonywanie identyfikacji potencjalnych historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi przez poszczególnych starostów doprowadziła do tego, że niemożliwe było zdefiniowania skali zagrożenia. W efekcie przez lata tereny bomb ekologicznych były np. zabudowywane.
Czytaj także: Afera toksyczna: Wykryto metale ciężkie i alkaliczne
NIK wskazuje także na niewielkie zainteresowanie beneficjentów wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej na stworzenie odrębnych programów dla finansowania likwidacji historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi.
- W Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej taki program funkcjonował zaledwie pół roku i przewidziano w nim możliwość finansowania łącznego badań gleby i ziemi oraz środków zaradczych
- zaznacza NIK.
Przyszłość jednak nie rysuje się w kolorowych barwach. Praktycznie nie ma roku, byśmy nie dowiadywali się o kolejnych terenach zanieczyszczonych w regionie. Sytuacji nie poprawia fakt, że na polskim rynku wciąż działają firmy śmieciowe, które w sposób nieuczciwy prowadzą gospodarkę odpadami niebezpiecznymi.
Zobacz też: Nielegalne składowiska w Depauli i Przyjmie: Usunięto wszystkie beczki, ale są jeszcze odpady komunalne
Zaledwie pod koniec 2018 usunięto wszystkie beczki zakopane pod ziemią na żwirowiskach w Przyjmie i Depauli (powiat koniński). Także starosta poznański w 2015 roku pozyskał pieniądze na likwidację niebezpiecznego magazynu w Komornikach (gmina Kleszczewo). Usunięto także już magazyn pełen chemikaliów z samego Poznania, Piły czy Kalisza, które zostały odkryte zaledwie kilak lat temu. Wciąż jest jednak gros tych, o których już wiemy i nadal działają. Mowa tu o magazynach w Stęszewie, odpadach w Grodzisku Wielkopolskim, czy innych mniejszych miejscowościach rozsianych po całej Wielkopolsce.
Czy na bomby ekologiczne jest remedium?
To z jednej strony zmiana przepisów. Naczelna Izba Kontroli wnosi do Ministra Środowiska o to samo, o co wnosili już urzędnicy z Poznania i Wielkopolski, czyli zmiany w ustawie o odpadach. Miałyby pozwolić na sfinansowanie wykonania zastępczego w zakresie usunięcia odpadów, w przypadku braku możliwości egzekucji kosztów od posiadacza odpadów, upoważnienia regionalnego dyrektora ochrony środowiska do usunięcia odpadów z terenów, na których regionalny dyrektor zobowiązany jest przeprowadzić remediację, a także zidentyfikowanie zagrożeń, jakie stanowią tereny, na których występują historyczne zanieczyszczenia po działalności zlikwidowanych zakładów przemysłowych będących własnością Skarbu Państwa.
NIK chce także zmian przepisów, by nieruchomości, na których planowana jest inwestycja, były weryfikowane pod kontem istnienia historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi.