Administrator chciał przejąć budynek. Sąd go uniewinnił
Administrator Wojciech Ż. podawał się za właściciela kamienicy przy ul. Limanowskiego 17 w Poznaniu i chciał ją przejąć. Zdaniem poznańskiego Sądu Okręgowego to nie przestępstwo.
Właścicielem kamienicy, wpisanym do księgi wieczystej, jest były poznański urzędnik Roman Maciejowski. Zapewne już nie żyje, bo urodził się w 1906 roku. W 1969 roku, wskutek inwigilacji przez SB, wraz z żoną i synem uciekł z Poznania do Francji. Do dzisiaj ani on, ani jego rodzina nie upomnieli się o własność.
Po tamtej ucieczce, administratorem kamienicy został poznaniak Wojciech Ż. W latach 90., w wolnej Polsce, słał pisma do Urzędu Miasta chcąc, by ten przejął nierentowny budynek.
Urzędnicy odmówili wskazując, że przecież budynek ma właściciela wpisanego do księgi wieczystej. Efekt był taki, że Wojciech Ż. wrócił do kamienicy. Pobierał czynsze, pozywał do sądu zadłużonych lokatorów, niektórych chciał eksmitować. W różnych pismach zaczął się przedstawiać jako właściciel domu. W 2010 roku wystąpił też o jego formalne przejęcie w drodze tzw. zasiedzenia w złej wierze. Sąd mu odmówił wskazując, że nie upłynął 30-letni okres pozwalający na tego typu zasiedzenie.
Gdybym podał się za księcia
W 2015 roku o działaniach Wojciecha Ż. dowiedziała się prokuratura. Zawiadomienie złożył Jacek Olech. Jest pełnomocnikiem właścicieli działającego obok hotelu (część osób twierdzi, że hotel chciałby się rozbudować kosztem kamienicy). Prokuratura wszczęła śledztwo i oskarżyła Wojciecha Ż. o przywłaszczenie domu.
W środę w poznańskim sądzie wygłoszono mowy końcowe. Prokurator Marek Świtała, jednocześnie autor aktu oskarżenia, domagał się dla Wojciecha Ż. kary 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3 lata.
- Wojciech Ż. wprowadzał w błąd instytucje twierdząc, że jest właścicielem budynku. Pobierał czynsze, występował o eksmisję lokatorów. Przywłaszczył sobie prawo własności kamienicy. Działał z premedytacją, wręcz cynicznie
– wskazywał prokurator Marek Świtała.
Uniewinnienia domagał się z kolei adw. Czesław Domagała, obrońca oskarżonego. - Czy jeśli powiem, że jestem księciem Radziwiłłem, to znaczy, że przywłaszczyłem sobie tytuł księcia? - pytał na sali rozpraw adw. Domagała. Argumentował, że nie można przywłaszczyć jedynie „wirtualnego” prawa własności. „Wirtualnego”, bo bez kamienicy, której to prawo dotyczy. Adwokat tłumaczył, że przecież w księdze wieczystej jest wpisany właściciel i jego oskarżony klient tego nie kwestionuje.
Dlaczego jednak Wojciech Ż. w 2010 roku starał się zasiedzieć kamienicę? Sam oskarżony twierdzi, że robił to z dobroci serca, chciał zabezpieczyć interesy lokatorów, bo domem przy Limanowskiego 17 interesować się mieli czyściciele kamienic.
Sąd: to nie przestępstwo
Sędzia Katarzyna Obst nie uwierzyła w niektóre opowieści Wojciecha Ż. Wskazała, że podejmowanie przez niego różnych działań, w tym o zasiedzenie, wynikało z chęci uzyskania korzyści majątkowych. - Ale to nie jest przytyk – dodała sędzia.
Sędzia podkreśliła, że kwestię zasiedzenia reguluje kodeks cywilny i Wojciech Ż. korzystał z możliwości przewidzianych przez prawo. Zwróciła też uwagę, że Wojciech Ż. przedstawiał się jako właściciel i wprowadzał w błąd różne instytucje, ale te zdarzenia nie były objęte aktem oskarżenia.
Również w rozmowach z „Głosem Wielkopolskim” Wojciech Ż. wypowiadał się w zadziwiający sposób. Przedstawiał się jako magister prawa, choć ma wykształcenie średnie. Potem twierdził, że został zaskoczony pytaniem o wykształcenie. Z kolei w kontaktach z różnymi instytucjami przedstawiał sprzeczne wersje o tym, w jaki sposób pojawił się w spornej kamienicy.
Wojciech Ż., mimo zastrzeżeń do jego wiarygodności, został uniewinniony od zarzutu przywłaszczenia kamienicy. Jak zaznaczyła sędzia Obst, nie można powiedzieć, że oskarżony działał wbrew woli właściciela. Nikt przecież nie wie, jaka jest wola uciekiniera Romana Maciejowskiego. Ponadto w latach 90. oskarżony szukał kontaktu z Maciejowskim. A i teraz nie ma żadnych dowodów, że gdyby właściciel lub jego spadkobiercy zgłosili się po budynek, Wojciech Ż. nie wydałby im budynku.
"Herezje" w apelacji
Przypomnijmy, że sam proces rozpoczął się nie bez kłopotów. Najpierw inny sędzia z poznańskiego Sądu Okręgowego uznał, że sprawę należy umorzyć bez przeprowadzenia procesu, bo nie ma dowodów na winę Wojciecha Ż. Prokuratura odwołała się wtedy do Sądu Apelacyjnego. Ten w grudniu 2016 roku uznał, że sprawa zasługuje na proces. Takie stanowisko „apelacji” spotkało się z krytyczną oceną ze strony adw. Czesława Domagały. W środę komentował w sądzie, że grudniowe stanowisko Sądu Apelacyjnego zawierało „herezje”.
Środowy wyrok uniewinniający jego klienta jest nieprawomocny. Czy prokuratura złoży apelację? Decyzję podejmie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
Wojciech Ż. zapewne pozostanie administratorem przy Limanowskiego 17. Niewykluczone, że za kilka lat znowu złoży wniosek o zasiedzenie nieruchomości. Po budynek wciąż jednak mogą się zgłosić spadkobiercy prawowitego właściciela. Nieruchomość może też przejąć poznański Urząd Miasta, ale musiałby wykazać, że właściciel oraz jego spadkobiercy nie żyją.