Adasia poparzyły halogeny umieszczone w chodniku ul. Kościuszki w Rzeszowie
2-letni Adaś dotkliwie poparzył rączki, kiedy przyłożył je do chodnikowych halogenów koło wieży farnej. Mama jest zbulwersowana, że miasto nie zabezpieczyło oświetlenia, aby taki wypadek się nie wydarzył.
- W Rzeszowie byliśmy przejazdem na wakacjach - mówi Marta Rak - Jaśkiewicz. - Spacerując po mieście zatrzymaliśmy się przy ul. Kościuszki w nowej lodziarni, w pobliżu kościelnej wieży, którą oświetlają dwa wmontowane w chodnik halogeny. Trójka moich dzieci biegała w pobliżu. Zjedliśmy lody i już mieliśmy iść dalej w kierunku fontanny multimedialnej, kiedy najmłodszy synek zaciekawiony światłem, podbiegł do lampy i dotknął jej rączkami. Dosłownie przez sekundę. Stałam może metr od niego - opowiada.
Dziecko zaczęło przeraźliwie krzyczeć, płakać z bólu. - W pierwszej chwili nie wiedziałam jeszcze, co się stało - mówi pani Marta. - Nie przypuszczałam nawet, że na tej lampie aż tak poparzył sobie dłonie. Nie mogłam ochronić dziecka, bo nie wiedziałam, że ten halogen jest jak wrzątek.
Od razu wbiegła z nim do restauracji, by rączki synka włożyć pod zimną wodę. Na jednej dłoni pojawiły się już bąble. Wezwana została karetka. Bez kolejki przyjęto ich w szpitalu przy ul. Lwowskiej. Dziecko zostało opatrzone. Obie dłonie zostały zabandażowane. - Następnego dnia wróciliśmy do chirurga - opowiada matka Adasia. - Okazało się, że na jednej dłoni miał poparzone opuszki palców. Było to oparzenie pierwszego stopnia.
W dalszej części tekstu przeczytasz m.in. jak sytuację komentuje rzecznik prezydenta miasta.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień