Adam Ziajski: A dworca na dworcu nie widać
„Stary budynek dworca to gmaszysko, co straszy. Robi za słup reklamowy. A to z klopsikami, co kontratakują, a to z posterisanem lub innymi doczesnymi dobrami” - napisał do nas szef artystyczny Sceny Roboczej Adam Ziajski, który łapie się za głowę, patrząc na poznański dworzec.
Co łączy szrot, skłot i salon? Wydawać by się mogło, że niewiele. Otóż w centrum dumnego miasta twardo stoją obok siebie. Mało tego, wszystkie wypączkowały z jednego, kluczowego miejsca. POZNAŃ GŁÓWNY.
Obecny Poznań Główny bez zbędnego owijania w bawełnę to arcydzieło cwaniactwa i zbiorowej bezmyślności. To przejaw urbanistycznego barbarzyństwa. Miało być funkcjonalnie, pięknie i nowocześnie. Nic z tego. Mamy klasyczną poznańską gemelę. Z przodu pic, z tyłu syf. Dworzec de facto stoi na tyłach jarmarcznego blaszaka. No bo jak inaczej nazwać tępą fasadę utkaną z reklamowej neonozy? Wystarczy odwiedzić każdy inny dworzec w Polsce, by na myśl o poznańskim powróciło niegasnące uczucie wstydu.
Mamiono nas wizją Zintegrowanego Centrum Komunikacyjnego za 160 mln euro. Miało ono łączyć funkcję dworca kolejowego i autobusowego z galerią handlową.
Cel i termin były jasne. Niech fani futbolu zobaczą, że my tu na bogato, bez kompleksów. Tak oto powstało wiele cudów Poznania - hala odlotów, purchawa sportu, nowe drogi, tory, przystanki i wiadukty, przeterminowana Kaponiera, no i oczywiście a’la dworzec. Niestety, lukratywny biznes węgierskich deweloperów pod pachę z polskimi kolejarzami jedyne, co zrobił, to sprywatyzował istotę tego, co wspólne dla wszystkich - przestrzeń publiczną.
ZCK umarło pierwsze
Czar prysł, gdy pojawili się pierwsi użytkownicy. Zdjęto szyldy i rozpoczął się wyścig na skracanie drogi z przystanków tramwajowych na perony. Liczył się każdy metr.
Potem tuszowano marketingowe fanaberie, zmieniając nazewnictwo z „Center” na „Główny”. Galeria handlowa też nie wytrzymała konkurencji skojarzenia „Poznań City Center” z „Poznań Shity Center”. Teraz mamy „Avenida”. Choć i tu spece od marketingu zaliczyli wpadkę, gdy internauci rozszyfrowali nazwę jako tę, która hołduje spadającemu sufitowi z Nida gipsu A.D. 2014. No cóż, tak czy siak największy tęczowy chlebak Europy stoi.
Jedyne, co mogłem z tym faktem zrobić, to zbojkotować centrum handlowe kategorycznie, odmawiając sobie wstępu. W końcu bilety kolejowe można kupić w sieci, na dworzec wchodzić od strony zachodniej, a centrów handlowych i tak mamy najwięcej w kraju.
Łódź Fabryczna zapiera dech w piersiach. Co za rozmach! Wrocław Główny to architektoniczny arystokrata. Wypiękniał jeszcze bardziej. Nawet Szczecin Główny za 110 mln złotych wyjaśniał. Warszawa Centralna? Wnętrze kanciastej hali wypełnił obły obiekt. Zrobiło się nieco przyjaźniej. W Krakowie ciągle gubię się w marke-towych labiryntach, ale całość robi wrażenie. Dziesiątki stacji i dworcowych budynków w całym kraju wstają z kolan. Czyste, dobrze oświetlone, funkcjonalne.
Najbardziej wstydliwe miejsce w mieście
W Poznaniu reszta, którą zmuszony jestem nazywać dworcem, to najbardziej wstydliwe miejsce, jakie znam w moim mieście. Zaledwie kilka peronów, obrzydliwe przejście podziemne, którego podobno nie warto poszerzać, straszący pustostan starego dworca, wejście zachodnie, oddalony peron Dworca Letniego dla ciągle zasapanych, niby parking i jedna pewna kasa, do której kolejka kupujących tarasuje wejście do płatnego WC. Przestrzeń bezmyślna, obsmarkana reklamami i odpychająco brudna.
Stary budynek dworca to gmaszysko, co straszy. Robi za słup reklamowy. A to z klopsikami, co kontratakują, a to z posterisanem lub innymi doczesnymi dobrami. W internecie dziesiątki pięknych, samozwańczych wizualizacji, bo każdy wie, jak powinien wyglądać dworzec na obraz i podobieństwo światowych stolic. Kolejarze widzą go inaczej, a może jednak nie widzą? Co z tego, że panie kasjerki przeniesiono do eleganckiego chlebaka, jeśli tuż po zakupieniu biletu, no i oczywiście sprzętu RTV, człowiek musi udać się na tyły marketu, by zdążyć na pociąg wyruszający z dworcowego skłotu.
Poznań Główny, czyli stajnia Augiasza
Kilka lat temu miałem przyjemność wziąć udział w kulturalnej wycieczce po opuszczonym budynku byłego dworca. Wydział kultury robił za swata, a PKP za niezdecydowaną pannę do wzięcia. W efekcie powstało kilka wydarzeń kulturalnych, o których mało kto dziś pamięta. Festiwal pomysłów na zagospodarowanie trwa do dziś. A to hotel, biura, to znowu dworzec, hotel... Nic tylko czekać na basen, tylko dworca na dworcu ciągle nie widać.
Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj Poznań Główny to złożony problem, odkąd żyjemy z grzechem pierworodnym w postaci chlebaka.
Jednak nie byłoby tego tekstu, gdyby nie ostatnie zapowiedzi PKP, po których zagotowało się we mnie. Jasne jak słońce, że PKP spaprało nam dworzec i zgarnęło przy okazji ogromne kwoty. Tyle że PKP ma w posiadaniu jeszcze Wolne Tory, na których chce budować „wzorcową dzielnicę zrównoważonego rozwoju dla 15 tysięcy mieszkańców i setek biur z ulicami, szkołami etc.”. Czy ja śnię? To kto nas będzie woził po kraju, jak kolejarze zaczną niebawem stawiać katedry?
Co ciekawe, tym razem już nie z udziałem skompromitowanej prywatnej deweloperki, a z udziałem innej, państwowej, w ramach programu mieszkanie plus. A ja pytam grzecznie plus co?
Ten gigantyczny teren wymaga planu zagospodarowania przestrzennego, który jest w trakcie opracowania na podstawie konkursu. Mam nieodparte wrażenie, że nie zdajemy sobie sprawy z faktu, jaki to ciężar gatunkowy. Miasto rozrastało się, wchłaniając kolejne organizmy. Tym razem przyszedł czas na zszycie Wildy z Łazarzem. Na świadome tworzenie przestrzeni publicznej i walkę z budownictwem penitencjarnym.
Konkurs dotyczył zaledwie 1/3 ze 130 hektarów terenu. Kolejarze jednak wiedzą swoje. Chcą, by łopaty poszły w ruch już za rok. Patrząc na tęczowy chlebak, drżę na samą myśl o tym, jak po ułańsku z saperką będą nam meblować miasto klocek po klocku.
Nie godzę się na to, aby z Wolnych Torów robić wolnoamerykankę, a z ludzi - idiotów, którzy przełkną kolejną komercyjną hulankę. Tu chodzi o miasto i jego mieszkańców, o przestrzeń publiczną i nasz głos. Potrzeba nam spójnej wizji i roztropności, a nie własnościowej szarży. Niech PKP nie fantazjuje o locie w kosmos, póki nie uprzątnie stajni Augiasza, jaką jest Poz-nań Główny. Drogie PKP, tu się śpieszcie, bo Wasz honor tego wymaga!