Adam Woronowicz wie, że o miłość i rodzinę trzeba dbać
Od małego był ministrantem, znajomy ksiądz namawiał go więc na seminarium. To jednak nie było jego powołanie. Nauczycielka polskiego zainteresowała go teatrem. Dziś gra z powodzeniem świętych i złoczyńców. Ale i tak najważniejsza jest dla niego rodzina.
Z aktora charakterystycznego wyrósł w ostatnich latach na jedną z większych gwiazd polskiego filmu. Niedawno oglądaliśmy go w telewizyjnym serialu „Kod genetyczny”. Przedtem był złowrogim Artmanem w „Diagnozie” i psychopatycznym mordercą w „Czerwonym pająku”. Ale zagrał też niezłomnego kapłana Solidarności w „Popiełuszko” i ojca Maksymiliana Kolbe w „Dwie korony”. Mało tego – w „Biblii Audio” udzielił swego głosu samemu Jezusowi.
- Staram się do każdego filmu podejść jak do obrazu, myśleć o sobie jak o kawałku płótna rozpiętym na blejtramie. Zamalowywać poprzednią rolę białą farbą, by można było znowu nanieść takie kolory, jakich wymaga kolejna i jakich się ode mnie oczekuje. Każdy potrzebuje czegoś innego i ja to rozumiem. Bardzo lubię tę zmienność. Ona mnie napędza i rozwija – podkreśla w Onecie.
*
Przez pierwsze pięć lat życia mieszkał na wsi z rodzicami w jednym pokoju z kuchnią. Potem Woronowiczowie dostali mieszkanie na osiedlu tuż za dworcem w Białymstoku. Ojciec był dyspozytorem, a matka – pracowała w lokalnych zakładach mięsnych. Kiedy mały Adaś chodził do podstawówki, w szkole obowiązywały trzy zmiany, bo tyle było tylu uczniów i zdarzało mu się wracać do domu dopiero wieczorem.
Czytaj więcej
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień