Adam Ulbrych: Chcę uniewinnienia albo najwyższej kary [WIDEO]
Najbardziej poszkodowany w aferze dębowej ekolog Adam Ulbrych został obwiniony o nielegalne piętrzenie wody w swoim stawie, który istnieje prawie 200 lat.
Proces, który ruszył w Sądzie Rejonowym w Kluczborku, jest gorzkim epilogiem głośnej afery dębowej. W latach 2014-15 pod Wołczynem masowo wycinano drzewa, w tym wiekowe dęby. Nikogo do dzisiaj za to nie ukarano, za to alarmującemu o sprawie Adamowi Ulbrychowi spalono dom oraz grożono zabiciem.
CZYTAJ TEŻ Ekolog Adam Ulbrych: - Spalili mi dom, teraz grożą, że mnie wykończą
Policja nie złapała podpalaczy, śledztwo w tej sprawie umorzono już dawno temu. Organy ścigania nie miały za to problemów ze skierowaniem wniosku o ukaranie Adama Ulbrycha. Obwiniono go o to, że w swoim stawie przy spalonym domu w Komorznie nielegalnie piętrzy wodę, która zalewa sąsiednie pole. Należy ono do Michała Alberta, właściciela fabryki mebli pod Kępnem, który aktualnie jest właścicielem gruntów pod Wołczynem, na których wcześniej wycinano masowo drzewa.
- Złożyłem zawiadomienie, ponieważ jestem pokrzywdzony w tej sprawie. Moje zasiewy są ciągle niszczone przez wodę z tego nielegalnego stawu - tłumaczy Michał Albert.
Sąd rejonowy próbował już ukarać Adama Ulbrycha. Wydał wyrok nakazowy: 300 zł grzywny.
Ekolog z Komorzna złożył jednak sprzeciw, w związku z czym tamten wyrok stracił moc, a przed sądem ruszył normalny proces.
- Jestem ekologiem, ten staw znajduje się na terenie mojego użytku ekologicznego Rozalia, miał być modelowym przykładem małej retencji, dlatego proszę sąd o adekwatną karę: jeśli to ja jestem winny, to niech kara będzie wyższa niż 300 zł. Jeśli sąd przyzna rację moim wyjaśnieniom, to proszę o umorzenie - mówił na rozprawie Adam Ulbrych.
Ekolog obwiniony jest o to, że korzysta z wody oraz wykonuje urządzenia wodne bez wymaganego operatu wodnoprawnego. Jest to wykroczenie.
Urządzenie wodne, o które chodzi w tej sprawie, to mnich, czyli zapora do piętrzenia wody w stawach.
- To jest staw z XIX wieku, wtedy zbudowano tam także ten mnich, który później tylko modernizowano, ostatnio w 1968 roku, taka data widnieje na nim - mówi Ulbrych.
Ulbrych nie ma operatu wodnoprawnego na swój staw, czyli dokumentu, którego wymaga się od posiadaczy zbiorników wodnych od 15 lat.
- Obowiązek zrobienia operatu istnieje od 2001 roku, a ja kupiłem ten staw od Agencji Nieruchomości Rolnych w 2004 r., czyli wcześniej właścicielem był Skarb Państwa, który nie respektował prawa i nie wykonał operatu! - wytyka Adam Ulbrych. - Apeluję o to, żeby uregulowano stan prawny. Żeby za brak operatu nie karano wtedy, kiedy to komuś pasuje, i tylko tych, których chce się ukarać.
Adam Ulbrych dodał, że alarmował także o innych nieprawidłowościach, że zniszczono m.in. groblę jego stawu, która należy do gminy Wołczyn. To postępowanie jednak umorzono.
Sędzia Edyta Duda odroczyła sprawę. Sąd sprawdzi jeszcze raz legalność urządzeń wodnych w Komorznie. W międzyczasie ktoś wyrwał tam już deski z zapory. Kto to zrobił - nie wiadomo. W aferze dębowej sprawcy zawsze są nieznani...
Aferą dębową Adam Ulbrych zajął się na prośbę ludzi, którzy skarżyli się, że urzędnicy i policjanci z Wołczyna lekceważą ich zgłoszenia. Mimo ich interwencji burmistrz Wołczyna dawał nawet pozwolenia na wycinkę drzew. Dzisiaj burmistrz Jan Leszek Wiącek nie potrafi nałożyć kary na wycinkę kilkudziesięciu drzew w Rożnowie - jak tłumaczy - „z braku dowodów”. Sprawcy zakopali bowiem korzenie, a burmistrz nie wie, na które drzewa dał zezwolenie, a które wyrąbano bez jego podpisu...
Dopiero Adam Ulbrych złożył zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Zrobił to jako jedyny, dlatego srogo za to zapłacił. Spalono mu dom, musiał zamieszkać w barakowozie.
CZYTAJ Afera dębowa. 15 najważniejszych wydarzeń [zdjęcia, wideo]
Nękanie trwa zresztą cały czas - ktoś połamał młode drzewka w nasadzonej przez niego prywatnej alejce dębowej przy domu. Ostatnio ktoś wyciął krzewy koło jego domu. Wcześniej wycięto 21 dużych drzew przy stawie i domu ekologa. Teraz rozwalono częściowo zaporę z desek na stawie.
Kto to zrobił - nie wiadomo. Nieznani sprawcy. Adam Ulbrych rozważa przekazanie swojego gospodarstwa fundacji ekologicznej.
- Nie chcę, żeby robiono ze mnie jakiegoś męczennika - mówi Adam Ulbrych. - Dla mnie najważniejsze jest, żeby ta cała sprawa przyniosła jakiś efekt, żeby urzędnicy nie lekceważyli więcej spraw ochrony przyrody. Dzisiaj jest tak, że z jednej strony mamy susze, brakuje wody, a z drugiej karze się właścicieli zbiorników wodnych i pobłażliwie patrzy się na tych, którzy przekształcają tereny podmokłe, łąki na uprawy rzepaku czy kukurydzy. Najbardziej byłbym zadowolony, gdyby urzędnicy w końcu zrozumieli, że lepszy efekt daje 100 hektarowych stawów, niż jeden 100-hektarowy zbiornik retencyjny, który kosztuje wiele milionów złotych.
ZOBACZ Zastraszeni świadkowie masowej wycinki drzew pod Wołczynem przepraszają bandytów