Adam P. odebrał sobie życie. W tym samym lasku samobójstwo popełnił też jego brat
- Jak ci rodzice to przeżyją? Ledwo uporali się z dramatem utraty jednego syna, a tu już drugi cios - załamują ręce mieszkańcy bloku przy ul. Gagarina w Toruniu.
- To będzie już pięć lat, jak życie odebrał sobie Marek. O, tam - sąsiedzi wskazują ręką na drzewa po drugiej stronie ulicy, za akademikami.
W tym samym lasku w czwartek, 18 lutego, rano znaleziono ciało jego brata - 36-letniego Adama P. Mężczyzna mieszkał z rodzicami. Jak relacjonują sąsiedzi, wyjeżdżał zarobkować do Wielkiej Brytanii. Podobnie jak brat był człowiekiem skrytym i małomównym - tak przynajmniej zapamiętali obu mężczyzn mieszkańcy bloku.
- Jak dalej żyć po takiej tragedii? Nie sposób tego nieszczęścia ogarnąć rozumem. Jakby brat brata w ciemność pociągnął. Współczujemy - mówią sąsiedzi.
Poruszeni są także studenci, mieszkający w pobliskich akademikach UMK. Mówią o fatum i strasznym miejscu. W czwartkowy poranek część z nich od razu zorientowała się, że doszło tu do dramatu. Teren między drzewami zagrodziły policyjne taśmy.
Pprócz śledczych i prokuratora, na miejscu pojawił się także ksiądz. Zanim ciało Adama P. odtransportowano do zakładu medycyny sądowej w celu przeprowadzenia sekcji, duchowny zdążył się nad nim pomodlić. - Zwłoki mężczyzny pod drzewem zauważyła rano osoba postronna. Ona wezwała policję - mówi Bartosz Wieczorek, zastępca prokuratora rejonowego prokuratury Toruń Centrum-Zachód.
Specjaliści ze Światowej Organizacji Zdrowia wskazują na szkodliwość mitów dotyczących samobójstw. |
Nie jest np. prawdą, że ktoś, kto wiele mówi o samobójstwie, w rzeczywistości nie ma takich zamiarów. Nigdy nie należy lekceważyć niepokojących sygnałów. Inny mit to przekonanie, że osoby ze skłonnościami samobójczymi nic nie odwiedzie od targnięcia się na życie - w rzeczywistości pomoc psychologiczna można być bardzo skuteczna. Okres najwyższego ryzyka samobójstwa wiąże się ze specyficzną sytuacją i nie jest stanem stałym. |
Na razie wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo. Śledczy wykluczają udział osób trzecich w tym tragicznym zdarzeniu. Ale prowadzą śledztwo, standardowe w takich przypadkach. - Interesują nas przyczyny zdarzenia; szukamy motywów Postawiliśmy tezę o samobójstwie, ale chcemy poznać okoliczności. Przesłuchana została najbliższa rodzina. Czekamy jeszcze na dwie opinie biegłych - zaznacza prokurator Bartosz Wieczorek.
Od początku lat 90. ubiegłego wieku w Polsce notowano co roku od 4 do 5 tysięcy zamachów samobójczych zakończonych śmiercią. W ostatniej dekadzie XX wieku najwięcej takich przypadków zdarzyło się w roku 1997 - 5614. Po roku 2002 liczba ta nie przekraczała poziomu 5 tysięcy. W latach 2007, 2008 i 2011 spadła nawet poniżej 4 tys.
O tragicznej fali samobójstw i niepokojącym skoku zaczęto mówić w roku 2013. Jeszcze rok wcześniej samobójstw w kraju było 4177, podczas gdy w 2013 roku - aż 6101. Kolejny rok też był zły. Jak podają statystyki Komendy Głównej Policji, w 2014 roku roku odnotowano rekordową liczbę 6165 samobójstw.
Od dwóch dekad powtarza się prawidłowość: na sześciu samobójców pięciu to mężczyźni. Ponad jedna czwarta samobójców to osoby bezrobotne. Aż 40 proc. tych dramatów dotyczy mieszkańców wsi. Według psychologów utrata pracy to tylko jedna z możliwych przyczyn dramatów. Wiele samobójstw wiąże się z depresją - często nieleczoną, schizofrenią, alkoholizmem, ze stratą bliskiej osoby.
Mężczyźni częściej decydują się na ostateczny krok, bo ciąży na nich większa presja społeczna, także ze strony kobiet. Poza tym, obawiają się prosić o pomoc. - Nie mogą być bezrobotni, muszą zarabiać więcej, sprawdzać się w seksie i być jednocześnie nowoczesnymi partnerami - wylicza Maria Jarosz, autorka książki „Samobójstwa. Ucieczka przegranych”.
(mo)