Abp Guzdek: Kiedy widzimy potrzebującego, nie wolno przejść obojętnie [ROZMOWA]
Podziały były, są i będą. Chrystus mówił, że nie ominą one nawet rodzin - mówi abp Józef Guzdek. Rozmawiamy o sytuacji na polsko-białoruskiej granicy, pedofilii w Kościele i o skutkach pandemii.
Ksiądz arcybiskup, podobnie jak Jan Paweł II, pochodzi z Wadowic. Czy coś was jeszcze łączyło oprócz miejsca urodzenia?
Uczęszczałem także jak on do I Liceum Ogólnokształcące im. Marcina Wadowity. Należy jednak pamiętać o tym, by nie wpadać w pychę z tego powodu, że ktoś urodził się w Wadowicach, podobnie jak Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II. To najwyżej może być dodatkowym zobowiązaniem. W 1975 roku kardynał Wojtyła wyraził zgodę na moje przyjęcie do Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. Po dzień dzisiejszy zachowuję dokument podpisany jego ręką. Z rozmów, jakie w tamtym czasie przeprowadziłem z metropolitą krakowskim, najbardziej zapamiętałem pytanie, które zadał mi jako studentowi pierwszego roku teologii: „Czy z tej mąki będzie dobry chleb? Czy jest nadzieja, że będziesz dobrym kapłanem?”. Szczególnie zapisał się także w mojej pamięci dzień 14 sierpnia 2004 roku, kiedy Jan Paweł II mianował mnie biskupem pomocniczym archidiecezji krakowskiej.
„Tobie, Panie, zaufałem” to zawołanie księdza arcybiskupa. W jakich trudnych chwilach okazało się ono szczególnie ważne?
Najtrudniejsze były i nadal są decyzje personalne. Decydować o losie i przyszłości drugiego człowieka to wielka odpowiedzialność. Takim bardzo trudnym doświadczeniem było niestety wydarzenie związane z pedofilią, której sprawcą był jeden z wojskowych kapelanów. Mogę Bogu podziękować za to, że kiedy jeszcze nie było żadnych wytycznych episkopatu w Polsce, wszak był to styczeń 2012 roku, podjąłem trafne decyzje. Rozum podpowiadał: nie ma i nie może być zgody na krzywdę wyrządzaną dziecku. W Ewangelii czytamy: „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18,6). Dlatego też w styczniu 2011 roku, czyli w miesiąc po objęciu diecezji polowej, spotkałem się z wszystkimi księżmi i powiedziałem „zero tolerancji” dla tych, którzy mają na sumieniu krzywdę wyrządzoną dziecku. To było właściwe i niezwykle ważne, aby rok później bez zwłoki, w sposób najbardziej właściwy zareagować na jeden przypadek tego strasznego przestępstwa. Sprawcę spotkała odpowiedzialność karna - więzienie i wydalenie ze stanu duchownego. To był trudny czas, bardzo trudny.
Czego nauczyła księdza arcybiskupa posługa w wojsku?
Pozwoliła mi uczynić swoim jedno z istotnych słów, jakim jest „strategia”. Najpierw trzeba rozpoznać sytuację, następnie wytyczyć cel i konsekwentnie do niego dążyć. Bez rozpoznania nie ma sukcesu. Ponadto potrzebna jest umiejętność działania w grupie. Trzeba umieć budować team (zespół - przyp. red.), wspólnotę zdolną do podjęcia najtrudniejszych wyzwań. Nawet najwybitniejszy generał, najlepszy dowódca nie wygra bitwy sam. Musi mieć tych, z którymi podzieli się odpowiedzialnością i którzy mu pomogą w osiągnięciu zamierzonego celu.
Jak ksiądz arcybiskup ocenia mijający rok?
Dla Kościoła to był rok, w którym nauczanie pasterskie i uwaga wiernych skupione były na Eucharystii. Tym bardziej trudnym doświadczeniem był czas zmagania się z pandemią, kiedy dla wielu udział w liturgii był znacznie ograniczony. Z tego samego powodu osłabły więzi międzyludzkie. Wielu doświadczyło samotności. Księża starali się docierać do wspólnoty parafialnej i podtrzymywać kontakt przez transmisje niedzielnych nabożeństw online. Ale ten okres zaowocował też dobrem - ożywiły się parafialne zespoły Caritas, w tym młodzież szkolna i harcerze, którzy spieszyli z pomocą osobom chorym i w podeszłym wieku. Dla mnie osobiście wydarzeniem przełomowym w br. było mianowanie mnie przez papieża Franciszka abp. metropolitą białostockim, przy jednoczesnym zachowaniu odpowiedzialności za ordynariat polowy aż do wyboru i ingresu nowego biskupa polowego. Dla ojczyzny trudnym doświadczeniem mijającego roku jest kryzys humanitarny i atak hybrydowy na polsko-białoruskiej granicy, która jest jednocześnie granicą Unii Europejskiej.
Jak pogodzić ochronę polskiej granicy z poszanowaniem człowieczeństwa imigrantów, o które apelował papież Franciszek?
Prawe sumienie podpowiada każdemu człowiekowi, aby widząc potrzebującego pomocy nie przeszedł obok niego obojętnie. Wzorem jest miłosierny Samarytanin, który - dostrzegłszy poranionego wędrowca - zatrzymał się i udzielił mu pierwszej pomocy. Organizację dalszej opieki zlecił gospodarzowi pobliskiej gospody, zapewniając stosowne środki. Podobnie zachowują się żołnierze, funkcjonariusze Policji i Straży Granicznej. Nie przechodzą obojętnie. Z wielu relacji wiem, że niejednokrotnie spotykając głodnych migrantów kupowali za własne pieniądze to, co im było najbardziej potrzebne: napoje i jedzenie. Ratowali migrantów tonących w przygranicznych bagnach, a jeśli była taka potrzeba - wzywali służby medyczne lub transportowali chorych do pobliskiego szpitala. Należy też podkreślić wspaniałą współpracę służb mundurowych z Caritas archidiecezji białostockiej oraz Caritas Polska. Nasze kościelne organizacje charytatywne ciągle przekazują odzież, żywność i środki higieny. Równocześnie w tej trudnej sytuacji mieszkańcy przygranicznych parafii często stawiają sobie pytanie: gdzie jest granica gościnności? Kiedy widzą ludzi atakujących kamieniami i konarami drzew żołnierzy, funkcjonariuszy Straży Granicznej i Policji, wówczas pytają: Czy kamień w ręce migranta pozwala nazwać go jeszcze gościem? Czy jesteśmy zobowiązani otwierać podwoje naszego domu, jakim jest Polska, i przyjmować tych, którzy włamują się do niego przy użyciu siły? Nie można też zgodzić się na to, aby sąsiednie państwo w sposób instrumentalny traktowało migrantów, jako środek do destabilizacji naszego kraju oraz Unii Europejskiej. Mieszkańcy przygranicznych miejscowości stawiają także i takie pytanie: kto realnie pomaga migrantom, którzy tej pomocy potrzebują, a kto próbuje na tej ludzkiej biedzie zaistnieć w mediach? Natomiast, jeśli chodzi o ochronę granic, rozwiązanie tego problemu należy pozostawić Straży Granicznej, wspieranej przez wojsko i policję. Pogranicznicy znają procedury ubiegania się o azyl. Należy podkreślić, że funkcjonariusze służb mundurowych, wierni złożonej przysiędze, muszą chronić bezpieczeństwa naszego kraju, postępując zgodnie z obowiązującym prawem.
Wspomniał ksiądz arcybiskup o pandemii koronawirusa. Jak Kościół sobie z nią poradził?
Bez wątpienia pandemia wyrządziła ogromne szkody każdemu z nas. Najpierw dzieciom i młodzieży, wszak nie wystarczy jedynie przekaz wiedzy online - nawet na najwyższym poziomie. Potrzebne jest, aby człowiek żył i wzrastał we wspólnocie rówieśników. Ważne są także relacje uczeń - nauczyciel. Podobnie jeśli chodzi o wspólnotę wierzących w Chrystusa -nie wystarczy jedynie wirtualny udział w Mszy Świętej. Eucharystia to uczta, podczas której słuchamy słowa Bożego i karmimy się Ciałem i Krwią Chrystusa. Kościół wzywał wiernych, aby podeszli racjonalnie do pandemii, czyli zrobili wszystko, aby zminimalizować ewentualne rozprzestrzenianie się choroby, przestrzegając przepisów sanitarnych. Apelował także o przyjęcie szczepionki uodparniającej przeciw COVID-19, wszak jest to wyraz troski o własne życie i bezpieczeństwo innych.
Czyli należy się szczepić?
Dzisiaj podstawową formą ograniczenia pandemii a nawet jej pokonania jest szczepienie. Zaszczepiłem się już dwa razy, a także przyjąłem trzecią dawkę przypominającą. Ponadto prosiłem księży Archidiecezji Białostockiej, aby się zaszczepili, a jeżeli mają jakieś osobiste przeszkody, żeby nie negowali konieczności szczepień, bo wtedy biorą odpowiedzialność za ewentualne zachorowanie lub czyjąś śmierć - to jest ogromna odpowiedzialność.
Jakie zagrożenia, oprócz pandemii, widzi ksiądz arcybiskup dla Kościoła?
Nie patrzmy na Kościół przez pryzmat zagrożeń. Jan Paweł II rozpoczynając swój pontyfikat zaapelował do zgromadzonych na Placu św. Piotra: Nie lękajcie się! Ten apel jest wciąż aktualny - mniej lęku i obaw, a więcej zaufania Bogu i ludziom.
Czy ksiądz arcybiskup przyjeżdża do naszej archidiecezji z pakietem pomysłów i celów, które chciałby zrealizować?
Ten plan jest gotowy od dawna - to jest Ewangelia. W niej znajdują się inspiracje, co mamy robić. Jest jeszcze zbyt wcześnie na szczegółowe plany. One mogą powstawać po głębszym zapoznaniu się z sytuacją w archidiecezji. Dziś pragnę jedynie zaufać Bogu, kapłanom, wiernym świeckim i służyć.
Spory dotyczące sytuacji na granicy przypomniały nam o wojnie polsko-polskiej. Czy ksiądz arcybiskup widzi nadzieję na jej zakończenie?
Podziały były, są i będą. Chrystus mówił, że nie ominą one nawet rodzin. Co my możemy w tej sytuacji zrobić? Przede wszystkim mamy być sługami pojednania. Żeby wyrósł las wspólnoty, trzeba sadzić drzewa przebaczenia i pojednania. To jest długi, niekończący się proces, ale nie można go przerwać. Przede wszystkim, proszę, nie używajmy słów, które podpalają emocje! Bądźmy odpowiedzialni za każde wypowiadane słowo - w domu rodzinnym, w każdym środowisku w ojczyźnie i na arenie międzynarodowej. Szczególna odpowiedzialność spoczywa na liderach, wszak oni wytyczają ścieżki postępowania dla wielu.
Województwo podlaskie zamieszkują różne mniejszości religijne. Jak ksiądz arcybiskup wyobraża sobie z nimi relacje?
Dla mnie najważniejszy jest człowiek. Nigdy nie rozpoczynam spotkania z drugą osobą pytając o jej wiarę lub niewiarę, o przynależność do Kościoła lub też do innej wspólnoty religijnej. Człowieczeństwo to fundament, na którym możemy się spotkać. Myślę, że dla nas, księży i hierarchów, wzorem są małżeństwa mieszane. Te rodziny żyją pod jednym dachem, wychowują dzieci stanowiąc dobry przykład, że można. Ponadto mam doświadczenie 11 lat posługi w ordynariacie polowym, gdzie służąc żołnierzom często byliśmy razem z arcybiskupem ordynariuszem prawosławnym i biskupem ewangelickim. Pamiętaliśmy o tym, że służymy temu samemu Bogu i żołnierzom.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Mam wrażenie, że niektórzy oczekują tylko na Mikołaja, a nie na Zbawiciela. Czy zdaniem Jego Ekscelencji możemy ocalić sens tych świąt w dobie zakupoholizmu, dekoracyjności i prezentomanii?
Jestem pewny, że wielu ludzi właściwie przeżywa czas świąt Bożego Narodzenia. Człowiek to dusza i ciało. Godna uznania i szacunku jest troska o uporządkowanie oraz przystrojenie mieszkań, domów i ulic naszych miejscowości. Ale to nie wystarczy. Kiedyś, jeszcze jako wikariusz, wyszedłem podczas homilii przed ołtarz z dwoma ministrantami. Każdy z nich trzymał w rękach futerał na skrzypce. Jeden był bardzo piękny, miał dwieście lat, obleczony brezentem, żeby się nie zniszczył. Mówię: otwórz. A tam pusto. A kiedy drugi ministrant otworzył skromny futerał, okazało się, że w środku są cenne skrzypce mające 200 lat. Ważną rzeczą jest, żeby dbać i o futerał, bo jest ważny, ale też i o to, co jest w środku. Po tej Mszy Świętej ktoś podszedł do mnie i powiedział: „Księże, ja jestem człowiekiem podobnym do tego pustego futerału - bogatym, ale w środku pustym. Nadszedł czas, aby zadbać o swoje wnętrze. Po latach przez spowiedź i Komunię Świętą chcę wrócić do pełnej jedności z Bogiem”.
Czego ksiądz arcybiskup chciałby życzyć mieszkańcom regionu na święta?
Przede wszystkim Boże Narodzenie to czas, kiedy odkrywamy Boga, który w Jezusie Chrystusie narodzonym w Betlejem robi krok w stronę człowieka. Z tego wydarzenia wynika wielkie zobowiązanie dla każdej i każdego z nas. Skoro Bóg wykonał ten ruch w stronę człowieka, to trzeba Go w tym naśladować. Wykonajmy krok w stronę Boga. Pojednajmy się z Bogiem. Uczyńmy wszystko, aby On rzeczywiście zamieszkał w nas. Ale równocześnie wykonajmy krok w stronę drugiego człowieka, może zwłaszcza tego najbliższego. Wyciągnij rękę z opłatkiem w stronę tego, z którym tak ciężko żyć pod jednym dachem. Życzmy sobie, żebyśmy nie pozostali w bezruchu zakończonym smutnym stwierdzeniem: były święta i po świętach. Jeśli wykonamy ruch w stronę Boga i w stronę człowieka, wtedy te święta nabiorą sensu i przyniosą właściwy owoc.
Przyjeżdża ksiądz arcybiskup do Białegostoku, o którym było głośno za sprawą marszu równości czy czarnego marszu. Jaki stosunek ma ksiądz arcybiskup do tych wydarzeń?
Niezwykle ważna jest zasada: żyj i pozwól, aby inni mogli żyć. W państwie demokratycznym każdy ma prawo do manifestowania swoich poglądów, hierarchii wartości i wizji życia. Ale równocześnie wszystkich nas obowiązuje wzajemny szacunek. Dlatego nie zgadzam się, by ktokolwiek pod hasłem tolerancji opluwał innych, ośmieszał wartości, które są bliskie sercu człowieka. Będę domagał się poszanowania ludzi, którzy mają inną wizję życia, ale równocześnie będę usilnie nalegał, aby świat wartości chrześcijańskich, który nam jest bliski, był również szanowany. 9 października bieżącego roku odbył się w Białymstoku głośno zapowiadany tzw. marsz równości. Odwoływano się do niechlubnych wydarzeń sprzed dwóch lat. Napisałem odezwę, która była odczytana we wszystkich parafiach. Przypomniałem o tym, że Pan Jezus, gdy odrzucono Jego naukę i wyprowadzono Go na stok góry, żeby Go strącić, oddalił się. Kiedy chcieli Go wykorzystać współcześni Mu w celach politycznych, ogłaszając Go królem, oddalił się. Kiedy Piotr wyciągnął miecz, Pan Jezus powiedział: schowaj miecz do pochwy, bo to nie jest moja metoda postępowania. Okazało się, że w Białymstoku katolicy - bo do nich kierowałem słowo - zrozumieli. Następnego dnia po Mszy Świętej w naszej archikatedrze półtora tysiąca osób zamanifestowało w marszu życia, że rodzina jest czymś pięknym i wspaniałym. Myślę, że to jest właściwa droga. Żyj i pozwól, aby inni mogli żyć.