Aborcja obudziła emocje [zdjęcia]
- Budujecie piekło kobiet, ich ciała, to ich wybór - krzyczeli przeciwnicy zaostrzenia prawa aborcyjnego. - Chore dzieci się leczy, a nie zabija - było słychać po stronie sympatyków fundacji Pro Prawo do życia.
- Jestem tutaj, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, w której jakaś banda polityków decyduje o tym, co mogę robić ze swoim ciałem - mówiła w sobotnie popołudnie Agnieszka, która przyszła na Stary Rynek z całą rodziną - mężem i dwójką dzieci. - Ale wolałabym, żebyśmy w ogóle nie musieli się tu pojawiać. To, co się dzieje w tym kraju, jest po prostu chore.
Osób o takich poglądach jak Agnieszka było na płycie Rynku kilka setek. Byli młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, wierzący i niewierzący.
- Jestem praktykującym katolikiem, ale ustawa o zaostrzeniu prawa aborcyjnego, którą próbuje się przepchnąć, jest niedorzeczna - mówi pan Franciszek, który na manifestację przyszedł z wnuczkami.
Po drugiej stronie Rynku w tym samym czasie ze swoimi plakatami i transparentami pokazującymi m.in. zmasakrowane płody, ustawili się sympatycy fundacji Pro Prawo do życia. Zbierali podpisy pod projektem wspomnianej ustawy. Ustawy, która ma wykluczyć możliwość dokonywania aborcji również w sytuacji, w której u dziecka wykryto poważne wady lub gdy ciąża jest wynikiem gwałtu.
- Jesteśmy tu, by chronić polskie dzieci przed zabijaniem - mówił nam Roland Garwoliński, wolontariusz Pro Prawo do życia. - Każdy człowiek, również ten jeszcze nienarodzony, ma takie samo prawo do życia jak my wszyscy. Stop zabijaniu dzieci w majestacie prawa!
A co w sytuacji, gdy ciąża nastąpiła w wyniku gwałtu? - Dziecko poczęte z gwałtu nie jest w niczym gorsze od innych - odpowiedział Garwoliński. - Trzeba je chronić tak samo, jak inne dzieci. Często kobiety są poddawane presji społecznej, by usunąć ciążę. Trzeba pamiętać, że to zabójstwo, że to wbrew naturze. Kobietę trzeba otoczyć opieką, również psychologiczną. Nikt z nas nie banalizuje zbrodniczego czynu, jakim jest gwałt. Ale to nie może być przesłanką do zabicia dziecka.
Od początku obu manifestacji było nerwowo. Po stronie przeciwników zaostrzenia przepisów aborcyjnych zgromadziło się kilkaset osób, po drugiej stronie około trzydziestu. Już na samym początku osoby trzymające transparenty wykluczające przerywanie ciąży w ogóle pojawiły się po stronie obrońców prawa do aborcji. Interweniowała policja. - Proszę opuścić nasze miejsce zgromadzenia, proszę zachowywać się godnie i spokojnie - mówili przeciwnicy zaostrzenia prawa aborcyjnego i swoimi transparentami zakrywali plakaty z drastycznymi zdjęciami.
- Możemy manifestować, gdzie nam się podoba - krzyczeli ci drudzy. Policja rozdzielała sympatyków obu zgromadzeń, wylegitymowała tych ostatnich i kazała im iść w inne miejsce, tak by nie zakłócali tej demonstracji. Niewiele to dało.
- Dziś protesty przeciw zaostrzeniu przepisów aborcyjnych odbywają się w całej Polsce, ale nie tylko. Solidaryzują się z nami także mieszkanki i mieszkańcy innych krajów. Jest nas mnóstwo i jesteśmy wściekłe - krzyczały w sobotę organizatorki demonstracji. - Nie pozwolimy, by o naszych ciałach decydował ktoś poza nami. Mamy ze sobą wieszaki. Wiecie, dlaczego? Dzisiaj wieszaki kojarzą nam się przede wszystkim z ubraniami w szafie. Wiszą na nich nasze sukienki, które ukrywają to, czym tak bardzo ostatnio interesują się politycy - nasze ciała. Ale kiedyś wieszaki służyły również do usuwania niechcianej ciąży. Nie pozwólmy, żeby te czasy znowu wróciły! Chcemy godności dla płodności!!
- W tej chwili polskie prawo pozwala na zabijanie dzieci przed urodzeniem, jeśli jest podejrzenie, że są chore, niepełno-sprawne, nieidealne. Liczba aborcji dopuszczonych w Polsce rośnie z roku na rok. Chore dzieci trzeba leczyć, a nie zabijać - słychać było z drugiej strony.
- Akurat o ochronę życia tutaj chodzi. To tylko slogan, tak naprawdę chce się mieć jeszcze większą kontrolę nad wszystkim, nawet nad najbardziej intymnymi sprawami - grzmiał jeden z manifestujących sprzeciw wobec zaostrzeniu przepisów aborcyjnych. Momentami dochodziło do słownych potyczek między uczestnikami jednej i drugiej pikiety. W pobliżu manifestantów większego zgromadzenia pojawiły się osoby, które miały na sobie symbole narodowe. „Mordercy, mordercy!”, „Stop aborcji” - krzyczeli. Nie chcieli z nami rozmawiać dlaczego pojawili się na manifestacji.
W pewnym momencie oddzielił ich kordon policjantów. Poza tym obie demonstracje przebiegły w miarę spokojnie.
Pojawiła się jednak sprawa, która wywołała spore kontrowersje. Przeciwnicy aborcji pojawili się z transparentem, na którym widniał wizerunek Hitlera. Niektórzy zwracali uwagę policjantom, żeby jakoś na sytuację zareagowali. Ci prosili, by pozwolić im wykonywać obowiązki i odsyłali do rzecznika. - Używanie takich symboli jest chyba niezgodne z prawem. Zaraz po zakończeniu manifestacji jadę do komisariatu złożyć zawiadomienie o złamaniu prawa - mówiła Katarzyna Zabłocka, liderka bydgoskiego KOD-u.
W weekend nie udało nam się uzyskać komentarza policji w tej sprawie. Dowiedzieliśmy się, że więcej na ten temat będą mogli powiedzieć dzisiaj.
Pod koniec manifestacji przeciwnicy zaostrzenia przepisów aborcyjnych zebrali wieszaki, które przynieśli. Wyślą je do kancelarii pani premier.