Wyraźną przewagą 13 głosów „za” wobec 6 „przeciw” kujawsko-pomorscy radni przyjęli w poniedziałek uchwałę o Planie Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Ważne? Bardzo ważne, także dla delikatnych - delikatnie mówiąc - relacji bydgosko-toruńskich. Rzecz w tym, że w poniedziałkowym głosowaniu, bez większego medialnego rozgłosu, bydgoskie władze i bydgoskie lobby w sejmiku poniosły znaczącą porażkę.
I dobrze, bo w tej akurat sprawie bydgoski interes, a przynajmniej taki, jak go rozumie ekipa Rafała Bruskiego, był sprzeczny z interesem całego województwa. Chodzi o kwestionowane przez bydgoszczan zapisy w PZPWKP mówiące w maksymalnym skrócie, że motorem rozwojowym regionu ma być MOFOW - Miejski Obszar Funkcjonalny Ośrodków Wojewódzkich, obejmujący razem obie stolice województwa, a także Chełmżę, Koronowo, Kowalewo Pom., Łabiszyn, Nakło, Solec Kuj. plus 14 gmin wiejskich. Koncepcja opiera się na założeniu, że tylko połączone potencjały Bydgoszczy i Torunia oraz związanych z nimi ośrodków stworzyć mogą „silnik” regionu odpowiednio wydajny i będący w stanie konkurować z Trójmiastem, Poznaniem czy Łodzią. MOFOW to 40 proc. ludności województwa, połowa wszystkich podmiotów gospodarczych i znakomita większość instytucji o znaczeniu regionalnym: administracji, nauki, kultury, zdrowia, infrastruktury itp. I to wszystko skoncentrowane w samym środku województwa. To nie jest nowy pomysł. Planiści od lat wskazują na szanse, jakie daje bliskość największych miast regionu. Podobne zapisy zawiera „Koncepcja Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030”.
Tymczasem bydgoscy politycy od lat zaprzeczają istnieniu wspólnego obszaru funkcjonalnego, opowiadają o puszczach oddzielających oba miasta, przekonują, że Bydgoszcz musi być traktowana osobno. Mówią tak, bo po części sami stali się zakładnikami swej narracji o „wielkiej” metropolii bydgoskiej. Przed głosowaniem Rafał Bruski mówił nawet, że przez 700 lat Toruń i Bydgoszcz się nie zbliżyły, co jest ciekawą tezą, zważywszy, że to akurat Bydgoszcz połykając w 1973 roku Fordon wyraźnie zbliżyła się do głównej przeprawy łączącej bydgoski i toruński brzeg Wisły.
W poniedziałek radni nie dali się przekonać. I dobrze, bo szanse rozwojowe całego regionu są ważniejsze o partykularnych interesów jednego miasta.