To jest piękno takich biegów. Na trasie jesteś samotny. Prowadzisz dialog sam ze sobą, czasami śpiewasz. 12 godzin samotności. Wtedy myślisz o życiu - mówi Paweł Hanulak z Rzeszowa, który przebiegł ponad 600 km. Zbierał pieniądze na remont ośrodka dla Stowarzyszenia „Bruno.”
Wybiegł 31 października z rzeszowskiej Żwirowni o godzinie 7 rano. Przez fragment trasy towarzyszyła mu rodzina i kolega Łukasz. Do Sandomierza dobiegł o godz. 21.
- Hotele same się odzywały do mnie, że chcą pomóc - opisuje 29-latek.
Dzień 2. Budzik 4:45
- Codziennie rano się przepakowywałem. Wyrzucałem zbędne rzeczy, żeby było lżej. Śniadania też w hotelu nie jadłem. Wstawałem zbyt wcześnie.
Ten pierwszy dzień był wyjątkowy. Miał w nogach 100 km, a trzeba było znowu wstać. - Próbowałem nie myśleć, co mnie czeka, czy dam radę. Chciałem tylko wyjść i zacząć biec.
Drugiego dnia kolejne 100 km do Radomia. Na trasie „dopadła” Pawła rodzina z Rzeszowa.
- Mój brat z kolegą pobiegli ze mną jakieś 50 km. To było dla mnie ważne, bo pojawił się pierwszy kryzys. Wózek zaczął mi ciążyć. Zepsuł się. Okazało się, że miał jakąś wadę fabryczną, więc musiałem wymieć go na plecak, czyli 20 kg na plecy.
A w tym wózku było wszystko. Naleśniki i smalec przygotowany przez mamę Pawła. Była kuchenka gazowa, śpiwór, namiot. Z tym obciążeniem dobiegł do Radomia. Tam przywitała go ekipa Street Run Radom.
W dalszej części artykułu m.in.:
- Zamykałem oczy, ale ból nóg nie dawał mi zasnąć. Zszedłem na śniadanie i powiedziałem sobie, że wrócę do pokoju i jeśli prześpię się chociaż pół godziny, to spróbuję pobiec dalej. I udało się. 15 minut drzemki uratowało cały mój channalge.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień