Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski" przypominają. W poniedziałek 23 lipca 1951 r. o godz. 8.00 na Wawelu rozległ się dźwięk dzwonu Zygmunta, oznajmiając miastu smutną wieść o śmierci metropolity krakowskiego księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy.
Arcybiskup Eugeniusz Baziak, metropolita lwowski, koadiutor kard. Sapiehy, administrujący archidiecezją w czasie jego choroby, powiadomił o śmierci metropolity. W liście do kapłanów, w imieniu swoim i Kościoła, wyraził żal w związku ze zgonem „ukochanego przez wszystkich Arcypasterza, który przez 40 lat zasiadał na prastarej Stolicy św. Stanisława Biskupa i Męczennika, włodarząc mądrze, ofiarnie i z wielką miłością”.
Arcybiskup Baziak wezwał duchowieństwo i wiernych do modlitwy o spokój duszy księcia kardynała, zarządzając we wszystkich kościołach archidiecezji nabożeństwa żałobne w tej intencji. Ponadto polecił przez miesiąc odmawiać modlitwę za kard. Sapiehę we mszy św., a także codziennie aż do pogrzebu w dniu 27 lipca bić w dzwony trzy razy dziennie po modlitwie Anioł Pański, a w dniu pogrzebu dodatkowo o godz. 11.00.
Z urodzenia książę
Przeżył 84 lata. Przyszedł na świat 14 maja 1867 r. jako najmłodsze z siedmiorga dzieci księcia Adama Stanisława Sapiehy, powstańca styczniowego, i Jadwigi z Sanguszków. Należał do rodu magnackiego, o tradycjach patriotycznych, zaangażowanego w walkę o niepodległą Polskę. Jego przodkowie władali Kodniem. On urodził się w Krasiczynie w Galicji, gdzie jego dziadek Leon osiadł po konfiskacie majątku przez władze carskie za udział w powstaniu listopadowym. Na chrzcie otrzymał imiona Adam Stefan Stanisław Bonifacy Józef, co podkreślało rodowe pochodzenie. W praktyce używał dwóch pierwszych, a do „błękitnej krwi” miał właściwy dystans. Obrazuje to zdarzenie opisane niżej.
Gdy będąc już metropolitą, poddał się drobnej operacji palca nogi, a towarzyszący mu kapłan zemdlał na widok krwi, z wyrzutem rzekł mu: „Nie wiedziałem, że z księdza taka baba”. Kapłan zripostował: „Jak zobaczyłem, że to była czerwona, a nie błękitna krew, tom zemdlał”. W odpowiedzi Sapieha jedynie zamruczał: „No, no”. Był arystokratą z urodzenia, ducha i charakteru. Stanowczy, nieugięty w poglądach, temperamentny, „miał władcze usposobienie i nie pozwalał sobie woli narzucać” - tak wspominał go ks. Bolesław Przybyszewski, notariusz i kanclerz kurii krakowskiej.
Z nadania biskup krakowski
Droga Adama Stefana Sapiehy na biskupstwo krakowskie wiodła ze Lwowa przez Rzym. Święcenia kapłańskie przyjął w 1893 r. z rąk biskupa pomocniczego lwowskiego Jana Puzyny, późniejszego metropolity krakowskiego. W 1897 r. objął stanowisko wicerektora lwowskiego seminarium duchownego. Z funkcji odszedł po czterech latach, wyrażając sprzeciw wobec niewłaściwego według niego modelu wychowawczego. Pięć lat później został mianowany tajnym szambelanem (radcą) papieskim i powołany do Rzymu. Będąc w bliskim otoczeniu papieża Piusa X, realizował w Stolicy Apostolskiej misję rzecznika rozdartej zaborami ojczyzny. Zabiegał m.in. o interwencję i wsparcie Watykanu dla strajku dzieci szkolnych w zaborze pruskim. Doświadczenia, które zebrał zarówno we Lwowie jak i Watykanie, utorowały mu drogę do samodzielnego administrowania diecezją.
W listopadzie 1911 r. został nominowany na stanowisko biskupa krakowskiego, wakujące po śmierci kard. Puzyny. Miesiąc później przyjął w Rzymie sakrę biskupią z rąk Piusa X. Ingres do katedry wawelskiej odbył 3 marca 1912 r. Był entuzjastycznie witany przez duchowieństwo i wiernych. „Czas” w relacji z ingresu zamieścił refleksję: „Zadania jego ciężkie i wielkie. Jeżeli jednak żadna władza nie zdoła ich spełnić w zupełności, gdy nie znajdzie oddźwięku i poparcia w duszach rządzonej ludności, to Książę Biskup już u samego wstępu w mury swojej stolicy spotkał się z tak wielkim ułatwieniem, jakie mało komu przypadło w udziale. Ludność miasta witała swego arcypasterza z tak gorącym sercem, jak tego mało pamiętamy przykładów. Najlepsza to wróżba na przyszłość!”.
Społecznik i obrońca Kościoła
Czterdziestoletni okres rządów Sapiehy przypadł na trudne czasy: zabory, dwie wojny światowe, okupacja niemiecka, rządy komunistyczne. Charakterystycznym rysem jego posługi była działalność charytatywna. Po objęciu biskupstwa organizował parafialne komitety pomocy ubogim. W czasie pierwszej wojny światowej powołał Krakowski Biskupi Komitet Pomocy dla Dotkniętych Klęską Wojny. W międzywojniu inicjował działalność komitetów niosących pomoc w odpowiedzi na nowe problemy i wyzwania, jak bezrobocie, głód. W czasie drugiej wojny światowej wspierał działalność Rady Głównej Opiekuńczej. Po zakończeniu okupacji odbudowywał „Caritas” i nadzorował powstanie Krajowej Centrali tej organizacji w Krakowie.
W okresie drugiej wojny światowej pełnił obowiązki prymasa. Protestował przeciwko terrorowi. Interweniował w sprawie aresztowanych, uwięzionych w obozach, wywiezionych na przymusowe roboty. Po wojnie odbudowywał krakowski Kościół ze zniszczeń materialnych i osobowych oraz bronił przed nowym zagrożeniem w postaci „czerwonego” totalitaryzmu. Domagał się też zaprzestania represji wobec żołnierzy Armii Krajowej. Wspierał następcę prymasa Hlonda, Stefana Wyszyńskiego w relacjach z władzami.
Nie wahał się podejmować twardych decyzji, by uchronić Kościół przed rozbiciem inspirowanym przez władze poprzez ruch „księży patriotów”.
Wola silniejsza niż serce
Wiosną jubileuszowego roku 1950, po powrocie do kraju z pielgrzymki do Rzymu, kard. Sapieha odczuwał osłabienie, które wiązał z chronicznym zapaleniem oskrzeli, towarzyszącym mu od dzieciństwa. Niebawem okazało się, że powodem dolegliwości było serce. Mimo to nie zwolnił tempa pracy. Zgodnie z harmonogramem wyjeżdżał w różne miejsca archidiecezji, aby pełnić posługi duszpasterskie. Ból w klatce piersiowej nasilał się. Diagnoza brzmiała: dusznica bolesna, zwana również dławicą piersiową.
Kardynał przeszedł zawał serca, jego stan zdrowia był bardzo ciężki. Kraków obiegła wieść o przyjęciu przez niego „ostatnich sakramentów”, przeradzając się w plotkę o śmierci kardynała i gromadząc pod kurią przedwcześnie żałobników. Po dziesięciu tygodniach choroba została jednak opanowana. Sapieha ponownie rzucił się w wir pracy, ale pałac arcybiskupi opuszczał już sporadycznie. Po raz ostatni 15 kwietnia 1951 r., by wziąć udział w walnym zebraniu Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej w Domu Katolickim. Cztery dni później po raz ostatni odprawił mszę św. Stan zdrowia ponownie uległ pogorszeniu. Na przełomie kwietnia i maja oddał rządy w diecezji abp. Baziakowi.
Odszedł Pasterz…
Konsylium lekarskie orzekło u kardynała obustronną niewydolność serca i ogólne wyczerpanie organizmu. 31 maja wystąpił paraliż i sinica kończyn, po czym stan zdrowia metropolity poprawił się na tydzień. Tak jakby zapanował nad ciałem, by duchowo uczestniczyć, 3 czerwca w beatyfikacji Piusa X. Od połowy czerwca aż do śmierci zapadał w stan śpiączki, przerywany okresami pełnej świadomości. W poniedziałek 23 lipca obudził się około godz. 7.00. Zamienił kilka słów z obecnymi w pokoju, po czym stracił przytomność i wkrótce zmarł.
W dniu śmierci ciało kardynała zostało zabalsamowane Uroczystości żałobne rozpoczęły się następnego dnia wcześnie rano. Po cichej mszy św. wyprowadzono zwłoki do pobliskiej bazyliki ojców franciszkanów. Tam abp Baziak odprawił mszę św. żałobną. Przez następne dwa i pół dnia wierni tłumnie oddawali cześć zmarłemu. W czwartek, 26 lipca, o godz. 18.00 ciało kardynała zostało przeniesione na Wawel. Na czele konduktu szedł prymas Stefan Wyszyński, na trasie oczekiwały tysiące żałobników. Uroczystości pogrzebowe odbyły się następnego dnia. Ciało złożono w krypcie pod konfesją św. Stanisława.
Zaocznie oskarżony
W ostatniej drodze kard. Sapiehy na Wawel i w mszy św. pogrzebowej uczestniczył Antoni Bida, dyrektor Urzędu do spraw Wyznań, reprezentujący rząd. W kondukcie podążał tuż za trumną zmarłego, w katedrze zajął miejsce w prezbiterium. Władze komunistyczne pozornie oddawały hołd hierarsze. Zakulisowo przygotowywano się do dezawuowania kardynała, który nie uginał się przed komunistycznymi rządcami, tak jak nie lękał się niemieckiego okupanta. Zorganizowany półtora roku później propagandowy spektakl sądowy, „proces księdza Lelity i innych agentów wywiadu amerykańskiego” (tzw. proces kurii krakowskiej), był pośrednio wymierzony w księcia kardynała. Dopiero po jego śmierci zdobyto się na kroki, których skutków społecznych obawiano się za jego życia.