![Fotoreporterzy naszej Gazety: Bronisław Bugiel (z lewej) i Tomasz Gawałkiewicz kilkadziesiąt lat temu. Sami na zdjęciach występowali raczej rzadko..](https://d-pt.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/e8/ed/592f14ddcded0_o,size,1088x550,opt,w,q,71,h,c13bdf.jpg)
Tysiące, dziesiątki tysięcy, setki tysięcy... Ile ich było, dziś nikt nie policzy. Zdjęcia w naszej Gazecie, bez względu na czasy, pokazywały prawdę
Czym byłaby gazeta bez fotografii? Kiedy przed niespełna 27 laty zaczynałem pracę w „Gazecie Lubuskiej”, akurat odchodził z niej Bronisław Bugiel. Człowiek, który fotografował nie tylko okolice i akademie, ale miał też możliwość swoją migawką dotknąć największych nazwisk historii.
– Przyjechałem w 1954 roku z nakazem pracy w dłoni – wspomina Bronisław Bugiel, wieloletni fotoreporter Gazety. – Przychodzę zatem do redakcji, która mieściła się przy ulicy Żeromskiego w Zielonej Górze, naprzeciwko dzisiejszego PKO. Tam zresztą także mieszkała część dziennikarzy, a ja miałem ciemnię na poddaszu. Przyjął mnie ówczesny naczelny, Wiktor Lemiesz, w gabinecie, za ogromnym biurkiem... To robiło wrażenie. Dopiero później przeprowadziliśmy się na aleję Stalina, czyli do dzisiejszego budynku. Pierwszym moim zdjęciem w Gazecie był jakiś wyścig rowerowy wokół ratusza. Pewnie przyzwoitym, gdyż tu zostałem. Zresztą moim pojazdem służbowym długo był rower.
![Fotoreporterzy naszej Gazety: Bronisław Bugiel (z lewej) i Tomasz Gawałkiewicz kilkadziesiąt lat temu. Sami na zdjęciach występowali raczej rzadko..](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/e8/ed/592f14ddcded0_p.jpg?1501465504)
Zrobienie dobrego zdjęcia to nie jest takie zwykłe „pstryk”! Ileż razy wołałem Tomka Gawałkiewicza po meczu, że musimy już wracać, wszystko mamy, a do domu daleko. On jeszcze chodził po żużlowym parku maszyn albo kręcił się koło szatni piłkarskiej. Gębę rozdziawiałem dopiero wtedy, kiedy „mistrz Tomasz” z triumfalną miną przynosił fotkę, a na niej znajdowałem prawdziwe perełki: ziewającego z nudów mistrza świata, wybiegającego z szatni wściekłego prezesa czy kierownika klubu na gorąco wypłacającego po stówie porządkowym.
Zdjęcia zawsze były w gazecie ważne, a kto miał i ma – dziś fotografuje Mariusz Kapała i wciąż Tomasz Gawałkiewicz – takich mistrzów jak nasi, może spać spokojnie. Bo oprócz umiejętnego zwolnienia migawki trzeba mieć pojęcie, co, jak i gdzie się fotografuje.
Dziś, kiedy obok pojedynczych fotografii królują galerie i filmy, ci, którzy teraz przejęli pałeczkę od naszych mistrzów, mają wzory godne naśladowania. Bo przecież świetne zdjęcia się nie starzeją!
Nie starzeją się też nasi Czytelnicy. Bo Gazetę czyta babcia z dziadkiem, mama z tatą, córka z synem, wnuczka z wnuczkiem... Jedni wydanie papierowe, inni internetowe.
– Gazetę czytam od samego początku, od 1952 roku – opowiada Wilhelm Skibiński z Zielonej Góry. – Właśnie rozpoczynałem pracę jako nauczyciel. Pamiętam, że wówczas pasjonowałem się sportem i tam było dużo o piłce nożnej. Żużel, koszykówka? Wówczas na stronach nie istniały. Czym wygrywała Gazeta z tak zwanymi organami centralnymi? Sprawami lokalnymi. Ludzie zawsze woleli poczytać o tym, co dzieje się wokół.