„500+” nie powinno wpływać na alimenty [rozmowa]
Rozmowa z Bartoszem Marczukiem, podsekretarzem stanu w MPiPS m.in.: o problemach ze ściąganiem alimentów i „500+” w kolejnych latach.
Rzeszowski sąd odmówił matce podwyższenia alimentów, argumentując, że matka może zwrócić się o pieniądze z programu „500+”.
Uruchomiliśmy już monitoring orzecznictwa sądów. Jeśli okaże się, że nie jest to odosobniony przypadek, to dokonamy interwencji ustawowej. Świadczenie z programu „500+” nie jest opodatkowane i nie wlicza się do dochodu rodzica. Sąd powinien orzekać alimenty na podstawie kryteriów dochodowych i zdolności finansowej rodzica. Nie może uzasadniać - tak jak miało to miejsce w rzeszowskim sądzie - że matka może się starać o 500 zł na swoje dziecko. Na ten przypadek też trzeba patrzeć z szerszej perspektywy. W Polsce nadal mamy ogromny problem ze ściągnięciem należnych alimentów od osób, które uchylają się od tego obowiązku.
Jakie negatywne konsekwencje braliście pod uwagę przed wprowadzeniem programu „500+”. Wiemy już dziś, że rozdzwoniły się telefony w domach dziecka.
Nawet jeżeli rodzice „przypominają” sobie nagle, że mają dzieci, i nagle je bardzo „zaczynają kochać”, to o tym już decyduje sąd po rozpoznaniu sprawy, kierując się dobrem dziecka. Nie ma takiej możliwości, żeby domy dziecka z powodu „500+” nagle opustoszały. Nie wierzę, żeby sąd nie rozpatrzył sprawy na tyle dokładnie, żeby narazić dziecko na nieszczęście. Jeśli się okaże, że zachodził przypadek nieporadności życiowej przede wszystkim z przyczyn materialnych i z powodu naszego programu dziecko wróci do domu, to należy się tylko cieszyć. Na razie zostawiliśmy sobie furtkę w ustawie, w której zapisaliśmy, że po 12 miesiącach dokonamy przeglądu działania całego systemu. Na razie bardzo ciężko coś wyrokować, bo program „500+” funkcjonuje dopiero trzy tygodnie. Przyszłość pokaże, a my będziemy reagować na bieżąco.
Czy są już pierwsze podsumowania wdrożenia programu?
To było ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Najlepiej pokazują to liczby: 2,7 mln osób jest uprawnionych, po niespełna trzech tygodniach wprowadzenia programu złożonych jest już 1,8 mln wniosków, z czego 430 tysięcy online. Przebiega sprawnie, nie ma sygnałów, żeby były jakiekolwiek problemy.
Wydanych decyzji jest ok. 100 tys. Wypłacono do tej pory kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Czy jest pomysł na to, skąd wziąć pieniądze z budżetu na ten program w kolejnych latach. Bo to niejedyny program, który zamierza rząd ogłosić jeszcze w tym roku?
Oczywiście w tym roku są fizycznie zabezpieczone środki w budżecie. Z perspektywy priorytetów rządu absolutnie nie wyobrażam sobie, żeby w przyszłych latach wycofać się z tego programu. Z tego, co wiem, intencją resortu finansów jest pozyskiwanie środków na program „500+” z obciążenia korporacji, które niespecjalnie są chętne do płacenia podatków w Polsce.
Chodzi przede wszystkim o środki pozyskane z opodatkowania banków i hipermarketów?
Nie tylko, z CIT w ogóle. Mamy w Polsce do czynienia z dość oryginalnym zjawiskiem polegającym na tym, że gospodarka rośnie, a przychody budżetu państwa z tytułu podatku CIT (od przedsiębiorstw) maleją z roku na rok. Siedem lat temu z tytułu podatku od firm wpłynęły do budżetu 33 mld, a teraz spływa 27 mld zł. Oprócz tego bardzo ważną kwestią jest też likwidacja dziury, jaka powstaje z tytułu nie zapłaconego VAT. Już dziś według szacunków PWC ta luka wynosi 40 mld zł i rośnie z roku na rok. Państwo na to pozwala, musimy to ukrócić. Z perspektywy mojej i całego rządu ten program jest absolutnym priorytetem. Mogę jeszcze tylko dodać, że w przyszłym roku polski PKB będzie wynosić, według szacunków, 2 bln zł. Z tego polskie państwo przeznaczy 42 proc., czyli 850 mld zł, na wydatki sektora finansów publicznych. Z tej kwoty zabezpieczyć należy na program „500+” 23 mld zł. Więc rzeczywiście może się to wydawać dużo, ale w skali kwoty, która stanowi 42 proc. PKB, to naprawdę niewielka kwota.
Rozmawiał Szymon Szadkowski, AIP