50 tys. zł za pracę na chirurgii? - To bzdura i kłamstwo - mówią lekarze z Gorzowa
Oddział chirurgii w „marszałkowskim” szpitalu przeżywa problemy kadrowe. Wojewoda wysłał więc list do marszałek z pytaniem o to, jak dba ona o szpital. – Prościej by było, gdyby pan wojewoda uczestniczył w sesji sejmiku – odparowała Elżbieta Anna Polak.
Wciąż gorąca jest atmosfera wokół gorzowskiego szpitala, gdzie na oddziale chirurgii ogólnej i onkologicznej w zeszłym tygodniu wstrzymano planowe przyjęcia pacjentów i zabiegi.
Wczoraj list w tej sprawie do marszałek Elżbiety Anny Polak, której podlega szpital, wysłał wojewoda Władysław Dajczak. „Proszę o informacje, jakie działania w ramach sprawowanego
nadzoru podjęła pani marszałek w celu ustabilizowania sytuacji, poprawy stanu kadrowego i ładu organizacyjnego” – napisał w piśmie.
– Samorząd województwa wykonuje swoje kompetencje w zakresie nadzoru nad szpitalem prawidłowo – odpowiada marszałek Polak.
Wojewoda kontra marszałek, czyli jak władza dba o szpital
- Jestem umówiona z lekarzami, którzy zwrócili się do mnie o prowadzenie negocjacji z zarządem szpitala. Nie będę prowadzić śledztwa, kto zawinił, co się takiego wydarzyło w szpitalu, ale będę zmierzać do kompromisu, do uspokojenia sytuacji – mówi marszałek Elżbieta Anna Polak. To część jej odpowiedzi na list, jaki wczoraj napisał do niej wojewoda Władysław Dajczak.
W zeszłym tygodniu jedna z naszych Czytelniczek zaalarmowała, że w szpitalu wojewódzkim wstrzymano operacje na oddziale chirurgii ogólnej i onkologicznej (było to pokłosie problemów kadrowych oddziału). Jako pierwsi napisaliśmy o tym w czwartkowej GL i już po paru godzinach stał się to najgorętszy temat w całym regionie. A wczoraj wojewoda pisał w tej sprawie do marszałka: „Ograniczanie przyjęć pacjentów i wykonywanych zabiegów operacyjnych, w związku z problemami w obsadzeniu dyżurów na oddziale, budzą niepokój społeczny. Biorąc pod uwagę, że województwo lubuskie jest wyłącznym udziałowcem spółki (czyli szpitala – dop. red.), proszę o informację, jakie działania w ramach sprawowanego nadzoru podjęła pani marszałek w celu ustabilizowania sytuacji, poprawy stanu kadrowego i ładu organizacyjnego”.
„Trzeba było być na sesji”
- Prościej by było, gdyby pan wojewoda uczestniczył w sesji sejmiku, która odbyła się w poniedziałek. Prezes szpitala Jerzy Ostrouch osobiście odpowiadał na niej na pytania i interpelacje radnych na temat sytuacji na oddziale chirurgicznym w szpitalu w Gorzowie – odparowuje marszałek Polak. – Samorząd województwa swoje kompetencje w zakresie nadzoru nad szpitalem wykonuje prawidłowo. Prezes Ostrouch jeszcze w grudniu zawiadomił konsultanta wojewódzkiego o niepokojącej sytuacji na oddziale. Konsultant wojewódzki oraz dyrektor wydziału zdrowia Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego wizytował szpital. Spędzili w szpitalu ponad trzy godziny - dodaje marszałek. Podkreśla, że sytuacja kryzysowa na oddziale już minęła. W tej chwili realizowane są zabiegi planowe i te ratujące życie. Marszałek mówi też: - Myślę, że uda się nam uzupełnić braki kadrowe.
A lekarzy na oddziale jest mniej niż było to jeszcze we wrześniu zeszłego roku. Wtedy to nadchodzący kryzys na naszych łamach sygnalizował doktor Lech Sługocki, ordynator oddziału (złożył już wypowiedzenie). Zapowiadał odejścia lekarzy, którzy mają dość przeciążenia pracą. Pięć miesięcy temu na oddziale pracowało 14 lekarzy. Na początku lutego ich liczba – według tego, co podawał szpital – spadła do dziewięciu. Teraz okazuje się, że sytuacja była jeszcze bardziej dramatyczna. – Wszystkich lekarzy było ośmiu. Oprócz czterech specjalistów i lekarza zajmującego się badaniami endoskopowymi było trzech rezydentów – mówił nam wczoraj doktor Zbigniew Samulski, który w niepełnym wymiarze pracuje na oddziale.
Pozostali w pracy lekarze napisali do wojewody, jak wyglądała sytuacja na oddziale półtora tygodnia temu: „4 i 6 lutego sposób zabezpieczenia dyżuru przez zarząd omal nie skończył się tragedią. Na pierwszym dyżurze pozostawiono dwóch mniej doświadczonych lekarzy i próbowano „na papierze” zabezpieczyć dyżur lekarzem, którego nie było wtedy w szpitalu oraz drugim lekarzem, który pełnił obowiązki w innym oddziale. Sytuacja z 6 lutego była bardziej niebezpieczna, ponieważ postanowiono, że dyżur będzie pełnić dwoje rezydentów – jeden to nieznający zupełnie szpitala lekarz ze Szczecina, a drugi to specjalista, który miał dyżurować pod telefonem w Szczecinie. Na szczęście ten nieprzemyślany pomysł nie został zrealizowany, ponieważ kolega z oddziału, widząc niebezpieczeństwo tej sytuacji, zmienił naszą koleżankę i podjął się dyżuru”.
50 tys. zł? To bzdura!
Jeszcze kilka dni temu lekarze nie chcieli zabierać publicznie głosu w sprawie. Zrobili to jednak po tym, co wydarzyło się na poniedziałkowej sesji sejmiku. Prezes szpitala mówił na niej m.in. o żądaniach lekarzy.
- Propozycje płacowe spowodowałyby, że specjaliści zarabialiby ponad 50 tys. zł. Dziś średnie wynagrodzenie to 30 tys. zł – mówił w poniedziałek Ostrouch (wczoraj mówił nam, że zapomniał dodać, że chodzi o lekarzy na kontraktach).
Lekarze nie wytrzymali i napisali: „Nigdy nie żądaliśmy tak niebotycznych pensji za naszą pracę! To kłamstwo!”.
- Bzdurą jest także to, że zarabiamy po 30 tys. zł - mówił nam wczoraj doktor Samulski.
- Mówienie o naszych wysokich zarobkach jest próbą obrony prezesa. My zarabiamy 15 – 20 tys. zł – dodawał anonimowo drugi z lekarzy.
- Mamy dokumenty, które potwierdzają te zarobki. Pomiędzy listopadem 2017 a listopadem 2018 zarobki na oddziale wzrosły dwukrotnie – mówił nam wczoraj prezes Ostrouch. Ponieważ dzisiejszy szum wokół szpitala nie służy lecznicy, powstrzymuje się od komentarzy. W sprawie spotkań, które mają doprowadzić do uzdrowienia sytuacji w szpitalu mówi: - Ja podobne spotkania odbywam od roku. Najwyższy czas zacząć dyskusję o tym, czy lekarze nie zarabiają za dużo – mówi szef szpitala.
Na oddziale chirurgii przyjęcia – jak mówi zarząd lecznicy – wracają do normy. Szpital pozyskał już na dyżury trzech nowych lekarzy.