30 lat od pielgrzymki Jana Pawła II. Jutrzenka papieskiej wizyty i esbecka akcja „Zorza”
W tych dniach mija 30 lat od pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Trójmiasta. O atmosferze tamtych dni, a także kulisach rozgrywki, jaką komuniści prowadzili z Kościołem - mówi o. Stanisław Tasiemski.
Władze PRL długo nie chciały się zgodzić, żeby na trasie pielgrzymki papieża Jana Pawła II znalazł się Gdańsk. Jednak determinacja śp. metropolity gdańskiego abp. Tadeusza Gocłowskiego, a także samego papieża, spowodowała, że Jan Paweł II w 1987 roku przybył do Trójmiasta. Słusznie władcy PRL obawiali się wizyty papieża w mieście, w którym się narodziła Solidarność?
Jan Paweł II nigdy nie miał ambicji występować jako rewolucjonista. Chciał zawsze być tam, gdzie są ważne miejsca dla życia społecznego.
Jednakże rok po pierwszej wizycie Ojca Świętego doszło w naszym kraju do strajków i powstania NSZZ Solidarność.
Ale działalności Ojca Świętego nie można umieszczać w płaszczyźnie politycznej. Słowa Ojca Świętego zawsze odnosiły się do zasad, do Ewangelii. Tłumaczył, jak Ewangelią żyć teraz, każdego dnia.
Ale samo słowo „solidarność” miało polityczną nośność, a w 1987 roku nie istniało w przestrzeni publicznej. A przywódca Solidarności Lech Wałęsa był traktowany jako osoba prywatna.
Ojciec Święty zawsze o nim pamiętał. Spotkał się z Wałęsą w 1983 roku, w Dolinie Chochołowskiej. Natomiast w 1987 roku jednym ze znamiennych elementów wizyty było spotkanie z Lechem Wałęsą w kurii w Oliwie. Przypomnijmy, że władze bardzo naciskały na Kościół, żeby to spotkanie miało prywatny charakter.
Jednak już od pierwszej homilii w Gdyni widać było, że papieżowi jest bliska sprawa Solidarności. Mówił między innymi o solidarności jako wspólnocie wartości w kontekście Grudnia’70 i Sierpnia ‘80.
Ojciec Święty, będąc w Rzymie, obserwował to, co się dzieje w Polsce. Bardzo przeżył wprowadzenie stanu wojennego, solidaryzował się ze swoimi rodakami. I gdy pojawił się w Gdańsku, to te ważne sprawy chciał ująć w słowach, które, jak nam mówił, będzie wypowiadał „do was i za was”.
Podczas homilii na Zaspie. Papież tą homilią bardzo zirytował władze, bo, w obecności ponad miliona zgromadzonych, zażądał realizacji Porozumień Gdańskich i prawa pracowników do posiadania niezależnej i samorządnej reprezentacji, czyli przywrócenia Solidarności.
To było konsekwentne nawiązanie do całego nauczania Kościoła. Przecież Kościół zawsze się upomina o godność każdego człowieka, ze wszystkimi jego problemami, uwarunkowaniami, niezależnie od jego pochodzenia, płci i tak dalej.
W tej homilii Jan Paweł II upomniał się o godność pracy. „Praca nie może być traktowana - nigdy i nigdzie - jako towar, bo człowiek nie może dla człowieka być towarem” - mówił. Słowa te były ważne wtedy i aktualne są dzisiaj.
Wcześniej wyraził to przesłanie w encyklice społecznej „Laborem exercens”, a kilka miesięcy później w „Sollicitudo rei socialis”. To są dokumenty pisane z myślą o pracy, ale odnoszące się do wymiaru uniwersalnego. Jan Paweł II miał świadomość, że to, co się działo na Wybrzeżu, miało znaczenie nie tylko dla Polski, ale i dla całego świata.
Papież mówił na Zaspie słowami św. Pawła : „Jeden drugiego brzemiona noście”. To zdanie Apostoła Narodów nabrało aktualności także w kontekście solidarności pisanej małą i dużą literą. Słowa te potwierdzają Ojca spostrzeżenia o ewangelicznym nauczaniu papieża. Ale czyż Ewangelia nie była zbyt radykalna, wręcz rewolucyjna w odniesieniu do systemu komunistycznego?
System komunistyczny nie dążył do budowania wspólnoty, tylko kolektywu. Negował prawa osoby, stąd spór między Kościołem a komunizmem o człowieka. Przypomnijmy, że papieże Pius XI i Pius XII potępili komunizm. System komunistyczny propagował walkę między różnymi warstwami społecznymi, a wielką rolę w jego funkcjonowaniu odgrywały służby specjalne i inwigilacja społeczeństwa. Dlatego obawiając się wizyty Ojca Świętego, przygotował się po swojemu - esbecką akcją „Zorza II”. Dokumentacja z tego okresu pokazuje, jak bardzo ten system obawiał się Kościoła.
Z jednej strony władze lokalne uzgadniały z przedstawicielami gdańskiego Kościoła szczegóły organizacji wizyty papieża, a z drugiej esbecja inwigilowała, śledziła księży, łącznie z metropolitą Tadeuszem Gocłowskim.
Krótko przed przyjazdem papieża szef wydziału IV ówczesnego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych kapitan Romanowski proponował mi spotkanie, chciał przyjść do klasztoru. To była rozmowa telefoniczna. Powiedziałem, że nie mam zamiaru się z nim spotykać i nakrzyczałem na tego pana. Poinformowałem o tym kurię. Śp. biskup Pawłowicz prosił, żebym sporządził notatkę. Tak też zrobiłem. Mój przypadek wskazuje, że były próby wikłania ludzi Kościoła w jakieś gry.
W niektórych przypadkach esbecy byli skuteczni, bo nawet w komisji kościelnej, jak się po latach okazało, był agent o pseudonimie „Szejk”. Według dokumentów akcji „Zorza II”, które opublikował IPN, był nim ksiądz Wiesław Lauer, ale on zaprzeczył. W oświadczeniu napisał, że na nikogo nie donosił.
Przypadki agenturalnego uwikłania księży badała specjalna komisja.
Andrzej Drzycimski, członek tej komisji, powiedział mi, że dokumenty istotnie wskazują na księdza Lauera, ale na ile one są wiarygodne, to sprawa otwarta. Wróćmy do atmosfery przed pielgrzymką. Władza zdelegalizowała Solidarność, ale wciąż się jej bała. Przed wizytą papieża esbecja prewencyjnie zatrzymała kilkudziesięciu przedstawicieli opozycji. Dlaczego oni się tak bali?
Znali postawę Ojca Świętego i prawdopodobnie przypuszczali, że nie ograniczy się jedynie do, jak oni to rozumieli, religijnego wymiaru pielgrzymki.
Wówczas nawet w Gdańsku nie było rewolucyjnego nastroju. Początkowo na Zaspie nie było entuzjazmu wobec tych, którzy przemycili transparenty Solidarności. Trzymałam taki transparent z moim przyszłym mężem i bynajmniej nie spotkaliśmy się z wyrazami sympatii. Nastroje zmieniły się dopiero, gdy papież upomniał się o Solidarność.
Minęło pięć i pół roku od wprowadzenia stanu wojennego i wydawało się, że z tej ciemnej nocy nie za bardzo jest widoczne wyjście. Tak zawsze jest, że ludzie chcą jakoś egzystować, a poza tym też wielu ludzi chciało spokojnie przeżyć spotkanie z Ojcem Świętym. Dla nich już sama obecność papieża miała wielkie znaczenie.
Jednak słowa papieża niejako przebudziły ludzi. I po mszy pomaszerowali w pochodzie, skandując: Solidarność!
We Wrzeszczu doszło do interwencji ZOMO. Milicjanci rozpędzali ludzi przy użyciu pałek.
Podczas tej pielgrzymki władza ponosiła same porażki. Papież pokrzyżował zamiary komunistów na spotkaniu z młodzieżą na Westerplatte?
Jak na spotkanie z młodzieżą samo miejsce było niekorzystne. Mogło się tam pomieścić tylko kilkanaście tysięcy osób. Trzeba było młodzież dowozić. Dostęp był bardzo ograniczony i trudny. I to spowodowało wiele niedociągnięć organizacyjnych. W pewnym momencie załamały się linie porządkowe. Sam stanąłem, będąc w białym habicie, w szpalerze ludzi trzymających się za ręce, żeby Ojciec Święty mógł przejść. Ale to był ze strony ówczesnych władz wręcz warunek przybycia Ojca Świętego do Gdańska.
Komuniści chcieli wykorzystać propagandowo Westerplatte?
Chodziło o podkreślenie, zresztą słusznie, że to miejsce miało symboliczne znaczenie dla obrony polskości, ale Ojciec Święty potrafił wykazać cały swój geniusz. Nawiązując do tego, co w tym miejscu się działo, potrafił skierować najistotniejsze przesłanie.
Wzywał młodzież do heroizmu?
Powiedział znamienne słowa o wartościach : „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte, jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić, jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć, jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić, nie można zdezerterować. Wreszcie, jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte”.
Wbrew woli władz, które nie zgodziły się na wizytę pod pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku, obraz klęczącego i modlącego się papieża pod Trzema Krzyżami, w otoczeniu odwróconych tyłem spędzonych funkcjonariuszy i wojskowych, stał się jedną z ikon tej wizyty.
To nie był punkt oficjalny, ale Ojciec Święty potrafił to zrobić po swojemu. Nie wypowiadając jednego słowa, jasno i wyraźnie oddał hołd zabitym stoczniowcom. Milcząc, swoim gestem głosił katechezę.
Bardzo ważnym punktem tej wizyty było spotkanie z chorymi, przedstawicielami służy zdrowia w kościele Mariackim. Solidarność z cierpiącymi była ważnym elementem całego pontyfikatu. Papież wówczas był w pełni sił...
...ale to się działo po zamachu na jego życie. Przecież już w maju 1981 roku doświadczył pobytu w klinice Gemelli, walki o swoje życie, więc miało to na pewno istotne znaczenie w rozumieniu ludzkiego cierpienia i ta obecność także była bardzo wymowna.
Porównuje się tę wizytę na Wybrzeżu do pierwszej pielgrzymki w 1979 roku. Rok po wizycie wybuchła fala strajków i powstał NSZZ Solidarność. Rok po tej wizycie też wybuchły strajki w Nowej Hucie, Stoczni Gdańskiej, w Szczecinie, kopalniach Śląska, wprawdzie ich zasięg nie był zbyt duży, ale ich efektem były rozmowy Okrągłego Stołu, częściowo wolne wybory.
Niezależnie od sporów, kontrowersji wokół wydarzeń z lat 1988 i 1989, gdyby nie wola społeczeństwa, gdyby nie nauczanie Jana Pawła II, to któż by pomyślał o tym, że istnieje podmiotowość narodu, że naród ma coś do powiedzenia, że ma inną wizję swojej przyszłości niż oklaskiwanie kolejnych sekretarzy, generałów. Na pewno ten element przesłania papieskiego, zwłaszcza na Zaspie, to wydarzenia, które wpłynęły na mieszkańców Trójmiasta, Wybrzeża i na wszystkich, którzy przyjechali do Gdańska z całej Polski.