Cała ta historia zaczyna się 23 lutego 1574 r. W ramach uroczystości po koronacji nowego władcy Henryka Walezego, na Wawelu zorganizowano turniej rycerski. Jego uczestnicy zatykali w ziemi kopie i w ten sposób wyzywali na pojedynek rywali. Swoją kopię wbił także Samuel Zborowski, przedstawiciel możnego małopolskiego rodu, znany ze swojej porywczości i zamiłowania do wojaczki.
Kopię Tenczyńskiego podjął niejaki Janusz Karwat (lub Chorwat), sługa kasztelana wojnickiego Jana Tęczyńskiego. Jako że Karwat nie był szlachetnie urodzony, Zborowski poczuł się obrażony taki afrontem. Wpadł we wściekłość i wyzwał Tęczyńskiego na pojedynek. Doszło między nimi do rozmowy, ustalono zasady walki „na ostre”, a Tęczyński odjechał do swojego dworu po odpowiednią broń.
Podobno długo nie wracał, aż Zborowski zaczął się niecierpliwić i szukać go po Wawelu. Wreszcie w jednej z wawelskich bram natknął się na konny poczet kasztelana. Doszło tam do wymiany zdań, a ta przerodziła się w kłótnię. Panowie zwarli się ze sobą. Rozdzielić próbował ich kasztelan przemyski Andrzej Wapowski, ale rozwścieczony Samuel uderzył go w głowę czekanem.
Słudzy Tęczyńskiego wystrzelili z arkebuzów i mało co nie doszło do bitwy. Wawelscy pachołkowie zamknęli bramy i walka wygasła. Zborowski zniknął z zamku, a Tęczyński z rannym Wapowskim poszli na skargę do króla. Wapowski zamiast leczyć ranę przez trzy dni ochoczo pokazywał ją wszystkim chętnym i opowiadał o krzywdzie, jaka go spotkała. W efekcie wdało się zakażenie i po tygodniu zmarł. To zaś nadało sprawie kłótni między dwoma herbowymi zupełnie innego wymiaru. Wymiaru, który mógł wpłynąć - i chyba wpłynął - na losy kraju.
Znamienity i ambitny
Oto bowiem za zabójstwo dokonane pod bokiem króla należała się kara śmierci i taka właśnie sankcja powinna była spaść na Samuela. Jednak w jego obronie stanęło wielu senatorów i możnych, zwracając uwagę, że młody człowiek jest porywczy i lekkomyślny, a poza tym bitny, a to ostanie to przecież zaleta. Poza tym Zborowscy byli familią bogatą i ustosunkowaną, co też nie było bez znaczenia.
- Był to ród o znaczącej pozycji i wielkich ambicjach politycznych. Należeli do najznamienitszych, najważniejszych, wpływowych i zamożnych rodzin w kraju, decydujących o polityce wewnętrznej, a nawet i zewnętrznej Polski - wyjaśnia historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Andrzej Chwalba, który przypadek Samuela Zborowskiego opisał w swojej najnowszej książce pt. „Zwrotnice dziejów”. To właśnie Zborowscy przyczynili się w dużej mierze do wyboru Henryka Walezego na króla, popierając go i optując za nim podczas elekcji.
Wszystko to sprawiło, że władca nie ukarał Samuela śmiercią, lecz jedynie banicją i konfiskatą dóbr. Młody Zborowski wyjechał z kraju i zatrzymał się w Siedmiogrodzie, na dworze tamtejszego księcia Stefana Batorego. Podobno to właśnie on zaczął namawiać węgierskiego władcę, by zaczął się ubiegać o polski tron. Nikt wtedy nie podejrzewał, że w przyszłości Batory przyczyni się do śmierci Zborowskiego…
Gdy podczas kolejnego bezkrólewia Batory zdecydował się kandydować, jego osobę poparli Zborowscy, licząc na łaski od nowego władcy. I rzeczywiście, banita Samuel wrócił do kraju w orszaku króla elekta, a jego brat Jan został kasztelanem gnieźnieńskim. Na tym jednak łaski Batorego się skończyły, bo władca wyczuł, że zbytnie wyniesienie ambitnego rodu może uczynić go niebezpiecznym.
Rozczarowani Zborowscy przeszli więc do opozycji wobec władcy. „Walczyli o odzyskanie utraconej pozycji politycznej, nie przebierając w środkach. Sabotowali politykę królewską na sejmikach, starali się podburzać szlachtę przeciw kanclerzowi. […] Krzysztof spiskował na dworze w Wiedniu przeciwko Batoremu, został habsburskim agentem w Polsce, brał za antykrólewską działalność regularną pensję” - mówi prof. Chwalba w „Zwrotnicach dziejów”.
Takie postępowanie było coraz częstsze wśród rodów magnackich i jak podkreśla autor, w II poł. XVII w. stało się regułą. - Liczył się ród i jego interesy. Natomiast dobro państwa, królestwa i króla były sprawami trzeciorzędnymi. Magnateria wytworzyła w swoich włościach własny aparat władzy, z sądownictwem, armiami i administracją. Złamało to równowagę między nimi, królem a stanem szlacheckim. Wytworzyła się oligarchia, a to słowo również dziś nie kojarzy się dobrze. Polska stała się państwem oligarchicznym - mówi historyk.
Kresowy watażka
Samuel natomiast udał się na Sicz, gdzie został hetmanem Kozaków. Na ich czele wyprawiał się zbrojnie na Mołdawię i Turcję, a w wyprawach tych rozkwitł jego wojskowy talent. Niestety, najazdy te pogarszały stosunki z Portą i mogły wywołać wojnę. Samuel lekceważył ciążący na nim wyrok, wiele razy pojawiając się w rodowych posiadłościach.
Bracia próbowali u króla uzyskać cofnięcie banicji. Szansą na to miał być udział Samuela w wojnie z Moskwą, podczas której rzeczywiście się wykazał, ale nie skłoniło to władcy do okazania łaski. Zborowscy knuli więc nadal, starając się osłabić pozycję Batorego i jego najbliższego współpracownika, kanclerza Jana Zamoyskiego.
Samuel wrócił na Sicz i kontynuował łupieskie wprawy na Turków, Tatarów i Mołdawian. Jego ludzie zniszczyli zamek Jahorlik i spalili miasto Tehinię w Mołdawii, wycinając mieszkańców i zabierając łupy. Te wyczyny wprawiły we wściekłość sułtana, który przyrzekł zemstę. Wybryki Zborowskiego realizowane były wyraźnie wbrew polityce Batorego, który utrzymywał dobre stosunki z Turcją.
Martwy pies nie kąsa
W pewnym momencie sytuacja dojrzała jednak do działania. 5 grudnia 1583 r. król wydał „Litterae universales de capiendo Samuelo banito”, nakazujące ująć wreszcie przestępcę.
Być może częścią ofensywy przeciw Zborowskim była uzyskana w dość niejasnych okolicznościach informacja, że bracia noszą się z zamiarem otrucia króla. Wywołało to skandal, ale i niedowierzanie szlachty.
Mimo wyraźnych sygnałów świadczących o zbliżającej się reakcji króla i kanclerza, Samuel nie bardzo się przejmował. Wiosną 1584 r. pojawił się w okolicach Krakowa, głosząc że niebawem wjedzie do miasta ze swoimi zbrojnymi. I to właśnie lekceważenie stało się przyczyną jego zguby.
W maju Zborowski przyjechał do podkrakowskich Proszowic, gdzie mieszkała jego siostrzenica.
Zamoyski jako odpowiedzialny za porządek starosta krakowski wysłał tam swoich zaufanych Stanisława Żółkiewskiego i Wacława Urowieckiego, a ci w nocy z 12 na 13 maja otoczyli dwór i ujęli banitę.
Przewieziono go na Wawel, a Zamoyski skonsultował się z Batorym, co dalszych losów więźnia. „Canis mortuus non mordet” (Martwy pies nie kąsa) - miał odpowiedzieć władca, co oznaczało zgodę na egzekucję. Za Samuelem wstawili się możnowładcy i szlachta, ale kanclerz był zdeterminowany.
26 maja 1584 r. na dziedzińcu wawelskim na mocy wyroku sądu starościńskiego Samuel Zamoyski został stracony. Jego odcięta głowa potoczyła się pod nogi Wacława Urowieckiego. Ciało wydano rodzinie.
Ku zaskoczeniu Zamoyskiego ścięcie banity wywołało wśród szlachty ogromne wzburzenie. Jak przypomina w „Zwrotniach dziejów” prof. Chwalba, „nigdy wcześniej, pomijając czasy Kazimierza Wielkiego i śmierć zbuntowanego starosty poznańskiego Maćka Borkowica, na żadnym możnowładcy nie wykonano wyroku śmierci.
Było to wydarzenie bez precedensu”.
Stracona szansa
- Teoretycznie szlachcica można było ściąć, ale nie było to praktykowane. W tamtym czasie już dobrze ukorzeniła się reguła wolności szlacheckiej, traktowanej dość szeroko. Uważano, że urzędnik królewski nie ma prawa podnieść ręki na herbowego. Ręka podniesiona na Zborowskiego została potraktowana jako ręka podniesiona na cały stan szlachecki - tłumaczy profesor.
Zborowscy rozpętali kampanię propagandową przeciw Zamoyskiemu. Drukowali paszkwile, w których oskarżali go o morderstwo, nadużycie władzy i gwałt na wolnościach. Na sejmiku w Proszowicach pod tamtejszym kościołem ustawili wóz z cynową trumną Samuela. Przez szybkę można było oglądać głowę zabitego, którą przyszyto do ciała, a obok trumny płakał mały synek banity. W ramach kampanii antyzamoyskiej trumnę obwozili po Małopolsce, zapowiadając że zawiozą ją na sejm do Warszawy. Wreszcie zirytowany Batory oświadczył, że jeżeli nie pochowają zabitego, to utopi trumnę w Wiśle.
Egzekucja Zborowskiego wpłynęła na pozycję kanclerza Zamoyskiego w kraju. Dotychczas cieszył się on wielką popularnością wśród szlachty, która widziała w nim swojego przedstawiciela i trybuna. Popularność ta pozwalała mu realnie myśleć o sięgnięciu po koronę, tym bardziej, że jako swojego następcę widział go król Stefan Batory.
- Wszystko wskazywało, że Zamoyski, który był jednym z najwybitniejszych polskich mężów stanu, zostanie królem. Doskonale rozumiał rację polityczną Rzeczpospolitej. Miał dużą wiedzę zdobytą w kraju i za granicą. W praktyce wykazał się też ogromnymi umiejętnościami politycznymi i gospodarczymi. Batory, który nie miał potomstwa, szykował go na tron po sobie. Niestety kanclerz zaprzepaścił to wszystko swoją akcją z egzekucją Zborowskiego. Wcześniej jego pozycja była tak mocna, że wygrałby wolną elekcję - mówi prof. Chwalba.
Na elekcji po śmierci Batorego w czerwcu 1587 r. wytworzyły się dwa obozy: skupieni wokół Zborowskich zwolennicy arcyksięcia Maksymiliana Habsburga oraz poplecznicy Zamoyskiego. Obie strony przybyły z własnymi oddziałami wojskowymi i o mało co nie doszło do strać. Zamoyski chciał korony, ale wiedział, że w takich okolicznościach nie ma szans. Ostatecznie poparł królewicza szwedzkiego Zygmunta Wazę i pomógł mu zdobyć tron. Wiadomo jednak, że z myśli o koronie nie zrezygnował.
Król Jan II Zamoyski
Czy gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej, Jan Zamoyski okazałby się dobrym królem? - Bardzo dobrym. Zbudowałby fundamenty dobrze pomyślanego projektu państwowego. Byłoby to państwo nowoczesne i silne mądrością swojego władcy. Swoimi dobrami Zamoyski zarządzał w sposób najlepszy z możliwych. Gdyby tak zarządzał całą Polską, kraj stałby się bogatszy, bezpieczny i stabilny - mówi historyk.
Zamoyski rozumiał, że potęga państwa zależy od silnej gospodarki. Jego Ordynacja Zamoyska była wzorowo zarządzana. Kanclerz dbał o racjonalne wydawanie pieniędzy, wspierał rzemieślników kredytami, sprowadzał kupców, zakładał huty żelaza i szkła oraz cegielnie.
Zapewne doprowadziłby do wzmocnienia władzy króla i sejmu. Rzeczpospolita uniknęłaby długotrwałych i niszczących wojen ze Szwecją wywołanych ambicjami Wazów na polskim tronie. Być może też udałoby się mu założyć dynastię (miał syna Tomasza, a Zamoyscy żyją do dziś) i przekształcić elekcyjną monarchię w praktycznie dziedziczną. A to pozwoliłoby zlikwidować nieszczęście niszczące Rzeczpospolitą - czyli wolną elekcję.
Być może więc dzieje Polski wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby w maju 1584 r. kanclerz Zamoyski nie zdecydował się ująć i stracić Samuela Zborowskiego. Jak podkreśla w „Zwrotnicach dziejów” prof. Chwalba (opisał tam więcej takich kluczowych momentów w dziejach Polski), rola przypadku w historii bywa niedoceniania…