238 posłów zaufało rządowi, 174 nie
Jak coraz częściej się zdarza w polskim parlamencie, ważne polityczne wydarzenia nie były konstruktywną debatą, tylko partyjną propagandą.
238 posłów odrzuciło wotum nieufności wobec gabinetu Beaty Szydło, 174 było za odwołaniem rządu, a czterech wstrzymało się od głosu. Taki wynik wczorajszego głosowania w Sejmie był do przewidzenia. Oznacza to, że rząd PiS jest niezagrożony i może pracować bez przeszkód. Wobec takiego wyniku - z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego - ewentualna wymiana niektórych ministrów byłaby ogromnym zaskoczeniem.
Posiedzenie Sejmu rozpoczął Grzegorz Schetyna, występujący jako kandydat na premiera (to konieczna procedura przy tzw. konstruktywnym wotum nieufności). Przez godzinę przekonywał, że ten rząd jest największym szkodnikiem od czasu odzyskania niepodległości. - Nie ta debata jest stratą czasu, a półtora roku. Owszem, macie większość w Sejmie. Ale nie w kraju. Większość Polaków nie może już na was patrzeć i dobrze o tym wiecie - przekonywał lider Platformy. - Chcemy Polski samorządnej, bezpiecznej i nowoczesnej, a przede wszystkim zdrowej psychicznie i ważnego partnera w Europie. Tego chcą wszyscy i obiecuję, że taką Polskę zaczniemy budować już pierwszego dnia po wygranych wyborach.
Schetyna nieoczekiwanie zapowiedział, że po zwycięstwie jego rząd zlikwiduje urzędy wojewódzkie i jego kompetencje przekaże marszałkom. Obiecał też zaskakującą rzecz - trzynaste emerytury dla seniorów.
Po liderze Platformy głos zabrał Jarosław Kaczyński: - Nie będziemy się z wami ścigać w knajactwie - widać było, że z minuty na minutę prezes denerwował się coraz bardziej. Opozycji zarzucał, cytując słowa reżyserki Agnieszki Holland, że chce powrotu do czasów PO: - Trzeba zapytać, o co naprawdę chodzi? O to, „żeby było tak, jak było kiedyś”.
Prezes Kaczyński powrócił w swym przemówieniu do czasów PO-PSL: - Za waszych rządów prowadzono nielegalne przedsięwzięcia. Za waszych rządów chodziło o to, aby ochronić ustrój, który był osłoną dla nadużyć. Nie zrezygnujemy z naprawy Rzeczypospolitej. Pamiętajcie, że młyn wymiaru sprawiedliwości jest powolny, ale będzie mielił.
Przez kilka godzin posiedzenia posłowie krzykiem i skandowaniem przerywali mówcom z przeciwnych obozów. Także wtedy, gdy lider Nowoczesnej Ryszard Petru oskarżył rząd: - Zadłużacie na potęgę naszą ojczyznę tak jak kiedyś Gierek. W ciągu waszych rządów dług Polski wzrósł o 100 mld zł! Lekką ręką wydajecie ciężko zarobione przez Polaków pieniądze. Nigdy nie liczycie. Nie znacie się na gospodarce i ją osłabiacie.
Petru nie przebierał w słowach - mówił, że rząd zmienił Trybunał Konstytucyjny w partyjną przybudówkę, a zamiast Pałacu Prezydenckiego znów jest Pałac Namiestnikowski. Sugerował też, że prace na temat tzw. repolonizacji mediów będą zamknięciem ust wolnym redakcjom. - A tak naprawdę stworzyliście państwo, które jest łupem partyjnej kliki, Misiewiczów i tym podobnych klonów.
Lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że PSL nadal będzie pełnić funkcję racjonalnej opozycji. I rzeczywiście - z jednej strony pochwalił PiS za program 500 plus, z drugiej oskarżył rząd o zaniedbywanie wsi. Podkreślił też fatalną rolę PiS w rozbijaniu jedności społeczeństwa.
Pod koniec debaty głos zabrała premier Beata Szydło. Jak można się było spodziewać, przedstawiła półtoraroczne rządy swojego gabinetu jako pasmo sukcesów: - W siedemnastym miesiącu funkcjonowania rządu PiS twierdzę, że większość zaplanowanych projektów już zrealizowaliśmy lub rozpoczęliśmy realizację.
W emocjonalnym przemówieniu podniosła też wątek osobisty: - Jako opozycja obrażaliście mnie i poniżaliście, nie potrafiliście się powstrzymać nawet wtedy, kiedy byłam w szpitalu. Nie wstydzę się tego, że jestem Polką i katoliczką.
Grudniowe protesty przed Sejmem i blokowanie mównicy nazwała przygotowaniem do obalenie rządu i żałosnym puczem. - A Polska nie jest brzydką panną na wydaniu - zakończyła premier.