21-letni Damian spłonął we własnym aucie
Zwęglone ciało młodego mężczyzny znaleziono na drodze w Zalesianach.
Wczoraj rano mama Damiana zastała w jego pokoju puste łóżko - chłopak nie wrócił do domu. Pani Renata poszła do pracy. Tam przyjechała policja:
- Od razu wiedziałam o co chodzi. Mój syn nie żyje! - mówi mieszkanka Markowszczyzny.
Strażacy przyznają, że zwłoki były spalone do tego stopnia, że nie możliwe było stwierdzenie płci i przybliżonego wieku osoby. Oficjalnie prokuratura czeka na badania DNA.
- Wykonujemy czynności w celu ustalenia osoby, która znajdowała się w pojeździe. Przyczyny zgonu wykaże sekcja zwłok - mówi Karol Radziwonowicz, szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.
Ale rodzina jest pewna: rejestracja się zgadza. To samochód Damiana spłonął tej tragicznej nocy z 23/24 maja.
- Nie mam złudzeń, ale wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć. Nie chce wierzyć...- mówi matka 21-latka spuszczając załzawione oczy.
Co się dokładnie stało?
- Rozważamy różne hipotezy - tłumaczy prokurator Radziwonowicz.
Będą potrzebne ekspertyzy. Na razie śledczy nie wykluczają udziału osób trzecich (zabójstwa), samobójstwa, wypadku ani awarii instalacji gazowej.
Ta ostatnia wśród sąsiadów i rodziny pojawia się najczęściej. W volkswagenie, który Damian ma od Wielkanocy, gaz założono tydzień temu. Ogień pojawił się najpewniej w czasie jazdy, bo samochód stał na drodze, nie na poboczu. W sprawie wciąż jest jednak wiele znaków zapytania. Jeśli doszło do wybuchu, dlaczego kierowca nie uciekał?
- Podejrzewam, że coś się momentalnie stopiło, zaklinował się, nie dał rady wyjść., Nie wiem... - dywaguje pani Renata. Pokazuje w telefonie zdjęcia wysokiego, przystojnego 21-latka. Damian, najmłodszy z trzech synów, pręży dumną pierś w garniturze. Szykuje się na wesele. Na fotografiach obok niego młodsza 17-letnia siostra... albo samochody. Auta to zresztą jego wielka pasja.
- Uwielbiał „grzebać” przy samochodach. Znał się na nich, skończył odpowiednią szkołę - wspominają bliscy.
Nic dziwnego, że zatrudnił się w zakładzie mechanicznym. We wtorek był w pracy. Wrócił późno. Mama odgrzała mu obiad. Niedługo później młody mężczyzna wyszedł. Był około godziny 20. Nigdy nie wrócił.
Prawdopodobnie spotkał się z kolegą. Mieszkańcy Zalesian i rodzina mówią, że odwoził go do domu. Wracał żwirówką, która - jadąc od Pomigacz - krzyżuje się z drogą wojewódzką 678. Około 80 metrów od niej, auto zaczęło się palić. Świadek wezwał pomoc. Zgłoszenie strażacy odebrali około godziny 1.30. Gdy przyjechali na miejsce, volkswagen golf cały stał w płomieniach. Na ratunek było za późno. W środku leżał praktycznie szkielet.
Mężczyzna, którego posesja mieści się na przeciwko, opowiada nam, że nic niepokojącego nie słyszał.
- Może to taka pora, że sen jest najtwardszy. Obok jest ruchliwa droga, więc człowiek przywyczaił się tez do hałasu - mówi. - Obudziłem się po godzinie 2. Zobaczyłem migające światła. Chciałem podejść, ale było już po wszystkim, strażacy wszystko dogaszali.